Dziwna grafika, niepokojący minimalizm i praktycznie brak interfejsu - co jest takiego intrygującego w And Yet It Moves?
Dzieło studia Broken Rules odznacza się specyficzną oprawą graficzną i nie mniej ciekawym modelem rozgrywki. Kierujemy w nim nieznanym chłopcem, który trafia do dziwnej krainy. Nic o nim nie wiemy: skąd przybył, dlaczego i o co w tym wszystkim chodzi. Głównym filarem są porozrzucane w świecie gry zagadki logiczne. Polegają one na manipulacji otoczeniem. Naciskając jedną z czterech strzałek na klawiaturze obracamy świat o 90 stopni, zmieniając tym samym położenie naszego bohatera. Dzięki tego typu zabiegowi możemy chodzić po suficie, by za chwilę znów zmienić kąt, przejść po ścianie i swobodnie opaść na niżej położoną kondygnację. Gdybyśmy nie skorzystali z tych dobrodziejstw, postać w wyniku skoku z dużej wysokości rozleciała by się na kawałki. Bardzo przypadła mi do gustu ta koncepcja, tyle powiem!
Jako iż nie jest to tytuł przeznaczony dla starszego grona odbiorców, nie uświadczymy tutaj ani wypadających wnętrzności, ani krwi, gdyż postać wykonana została z papieru. Podobnie, jak otaczające ją miejsca. Wszystko wygląda jak pospolita wyklejanka – np. drzewa to oddzielny element wyrwany z kartki i doklejony, posiadający charakterystyczne białe brzegi imitujące fragment czegoś większego. Wygląda to naprawdę ładnie i nadaje całości specyficznego klimatu, „papierowego” charakteru. Wielki plus!
Otoczenie, w którym się poruszamy nie jest monotematyczne, ani tym bardziej schematyczne. Mamy jakieś jaskinie, dżunglę – gdzie byśmy nie wylądowali, wszystko dzięki ciekawie zaprojektowanej oprawie graficznej wygląda bardzo ładnie. Co prawda nie jest to otwarty świat, aczkolwiek ten, który jest przedstawiony, zręcznie je naśladuje. Niestety, gdy się dłużej przyjrzymy budowie lokacji, dostrzeżemy, że do celu (czyli kolejnego checkpointa w postaci pół-przezroczystej poświaty bohatera) prowadzi jedyna słuszna droga. Na szczęście w żadnym stopniu nie zmniejsza to przyjemności płynącej z pokonywania kolejnych zagwozdek i rozwiązywania zagadek. Tych w grze jest co niemiara i nie opierają się wyłącznie na obracaniu ekranem. Musimy korzystać ze środowiskowych elementów podrzuconych przez twórców. Chodzi mi o np. pewnego rodzaju trampolinę, dzięki której dotrzemy do niedostępnych miejsc, czy choćby huśtawkę. Jednak deweloperzy umieścili w produkcji nie tylko wspomagacze, a także przeszkadzajki w różnych postaciach. Musimy je najczęściej ominąć, ponieważ bliski kontakt z nimi kończy się „rozpadem” postaci i rozpoczęciem zabawy od danego fragmentu. Mam tutaj na myśli np. Szympansa rzucającego kamieniami. Aby zrzucić go z miejsca, na którym siedzi, musimy zręcznie zmanipulować obraz tak, by szybko się obrócił i z powrotem – tak samo w błyskawicznym tempie – przywrócić go do normalnego położenia.
Także ich poziom trudności nie jest zbyt wygórowany. Najcięższym zadaniem wydaje się wcielenie w życie zaplanowanego działania, ponieważ wykombinowanie, jak przeskoczyć lub gdzie dalej iść jest banalnie proste. Choć im dalej w las tym trudniej, nie można zaprzeczyć.
Produkcja oferuje również kilka innych trybów zabawy: by uzyskać możliwość zabawy w nich, należy odblokować kilka specjalnych achievementów. Do tej pory udało mi się dobrać tylko do dwóch z pięciu wariantów rozgrywki - Time Trial oraz Speed Run. Nazwy z pewnością znane, więc nie będę przybliżał Wam założeń tych gatunków.
Przy And Yet It Moves fajnie posiedzieć 20-30 minut, ale nie więcej. Później zaczyna dopadać nuda i lekkie znużenie, praktycznie brakiem ścieżki dźwiękowej i charakterystycznym odgłosem towarzyszącym "śmierci" głównego bohatera. Jednak krótkie sesje z tym tytułem pozwalają oderwać się od szaro burej rzeczywistości, która nas otacza. Jest to idealna produkcja na zimne, jesienne wieczory, gdzie deszcz płynie sporymi strugami, a my nie mając nic do roboty, siedzimy przy PC, ponieważ klimat w niej jest lekko nostalgiczny i przytłaczający. W sam raz na 7 punktów 10-stopniowej skali.
Plusy:
Minusy: