Need for Speed: Most Wanted // Złudny powrót do korzeni - RazielGP - 4 sierpnia 2012

Need for Speed: Most Wanted // Złudny powrót do korzeni

Jednego jestem pewien. Nie zabraknie tutaj superbryk takich jak Lamborghini Aventador

Jeszcze przed premierą The Run zacząłem się zastanawiać nad kolejną odsłoną upadającej serii Need for Speed. Jak wiadomo ostatnia część okazała się produkcją niskich lotów, dlatego dziwiłem się, że Electronic Arts nadal daje szansę Black Box'owi na tworzenie gier. Mniejsza oto, zostawmy przeszłość daleko w tyle i pomyślmy o kolejnym odcinku tej opery mydlanej. Już w zeszłym roku wywnioskowałem, że tym razem pałeczkę przejmie Criterion, który powróci do korzeni. Domniemywałem, iż będzie to Underground 3. Jak się jednak okazało, twórcy postanowili stworzyć drugie dzieło wykorzystujące nazwę Most Wanted. Czy będzie to prawdziwy powrót do korzeni? Osobiście w to wątpię.

Skąd wzięła się ta pesymistyczna wizja? Głównie z informacji na temat samej gry jak i filmów przedstawiających rozgrywkę. Na pewno będzie otwarte miasto oraz policyjne pościgi. Jakżeby inaczej. Jednak zabraknie tutaj znanego z oryginału tła fabularnego, który pełnił tam miły dodatek. Mało tego. Produkt ten nie będzie oferował tuningu, a jedynie pakiety wzmacniające osiągi naszych bestii. To jednak nie wszystko. Zabraknie również elementów, które można zniszczyć, aby spowolnić goniące nas radiowozy. Ucieczka będzie raczej przyminać tę znaną nam z Grand Theft Auto IV. To ostatnie mogę w pewnym sensie wybaczyć, w końcu jakieś zmiany muszą być. Natomiast braku fabuły oraz modyfikacji naszych aut całkowicie nie rozumiem. Gdyby to był Hot Pursuit, nie miałbym nic przeciwko, ale to ma być Most Wanted. Ponadto nie będziemy mogli zasiąść za sterami radiowozu, co też jest nieco dziwnym zabiegiem.

Przyjemne wspomnienia. Czy one powrócą?

Model jazdy również nie prezentuje się zachęcająco. Przywodzi on na myśl ścigałki z automatów pamiętających lata 80-te, Burnout Paradise oraz Need for Speed: Hot Pursuit. Nie ma w nim absolutnie nic wspólnego z tym, co pamiętam w oryginalnym Most Wanted. Zrezygnowano tutaj nawet z efektu bullet time aka slow motion. Takie rzeczy oferował nawet kiepski Undercover, będący jedynie duchowym spadkobiercą wspaniałęgo hitu 2005 roku. Dlaczego zatem produkt wprost odwołujący się do swego poprzednika ma więcej cech wspólnych z serią Burnout, aniżeli Need for Speed? Ponieważ Criterion go robi? Rozumiem, że producent chce usilnie wpleść swoje charakterystyczne elementy, ale bez przesady. One w ogóle tutaj nie pasują! Na domiar złego dorzucili nam to, czego najbardziej nie lubiłem w Paradise i Hot Pursuit. Chodzi mianowicie o długie, nudne cutscenki, które pojawiają się przy każdym kontakcie z innym autem, czyli zdecydowanie zbyt często. Ja się chcę ścigać, a nie obserwować filmiki. Żeby to jeszcze robiły wrażenie jak w Burnoucie. Jest to całowicie zbędny i niesamowicie upierdliwy dodatek.

Jeśli chodzi o kolorystykę, to bardziej przypomina mi ona Undercover niż Most Wanted, ale generalnie nie jest w tym aspekcie źle. Mam tylko nadzieję, że samo miasto okaże się godne uwagi. Akurat tutaj nie mam większych obaw, ponieważ Paradise City przypadło mi do gustu, a smaczki w postaci specjalnych skoków, znajdywania skrótów i niszczenia bilboardów w trybie jazdy dowolnej również zaliczam do mileg spędzonych chwil. Cieszy mnie to, że i tutaj będe miał taką możliwość. W sumie jest to jedyna zmiana, do której pałam osobistą sympatią. Nie podoba mi się za to pomysł z dostępnymi wszystkimi pojazdami od samego początku rozgrywki oraz ze "sztucznym" blokowaniem kilku aut, które odblokować będzie można w płatnych DLC. Niestety EA od jakiegoś czasu raczy nas takimi "rarytasami" i nic nie wskazuje na to, aby tym razem miało być inaczej. Szczególnie, że właściciel marki już chwali się tym, że posiadacze preorderów otrzymają "bonusowe" pojazdy.

Czy nowe Most Wanted dogoni swego prekursora?

Obawiam się również otwartości miasta podczas samych wyścigów. Zamiast zafundować nam "bramki" ze strzałkami, Criterion postanowił pozostawić nam otwarte uliczki. Dobrze pamiętam ten aspekt w Paradise. Całkowicie psuł zabawę, bo zamiast ganiać się z wrogrami, wpatrywałem się w mapkę, by zaplanować najlepszą trasę do mety. Gdzie w tym frajda? Producent zapewnia jednak, że pojawi się w ich dziele sławetna czarna lista, jednak głównych przeciwników będzie mniej niż w pierwowzorze. Zastanawiam się również nad klimatem oraz odpowiednim soundtrackiem do omawianej wersji. Starsze odsłony oferowały znakomite kawałki oraz wspaniłą atmosferę. Niestety od pewnego czasu, a dokładniej od Carbon zasypywani jesteśmy dennymi, psującymi fajną aurę nutami. Wyjątek stanowi tu oczywiście Hot Pursuit z 2010 roku i mam nadzieję, że i tym razem usłyszę miłe dla ucha piosenki. Martwi mnie też duże nastawienie na multi, bo bardzo dobrze pamiętam jak wpłynęło to na singla w ostatnim, duzym Burnoucie. O ile multiplayer w pełni satysfakcjonował, o tyle kariera dla pojedynczego gracza niezmiernie nudziła swoją schematycznością. Oby programiści nie popełnili tego samego błędu. Wszystko jednak wskazuje, że zamiast Need for Speed: Most Wanted ujrzymy Burnout: Paradise Pursuit.


Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
4 sierpnia 2012 - 21:05