Little bird told me to idiom używany często w krajach anglojęzycznych, oznaczający nabycie pewnej informacji z tajnego źródła. Twitter stanowi internetowy odpowiednik małego ptaszka, który ćwierka szybko i konkretnie o rzeczach bardziej i mniej ważnych – jest jednak dużo lepszy, gdyż całkowicie jawny. Obecnie to jedna z największych sieci społecznościowych świata pozwalająca na łatwą adaptację dosłownie w każdym miejscu - działając sprawnie, szybko i stabilnie nawet na starszych smartfonach... A jednak Polacy przeważnie z niego nie korzystają.
Oczywiste oczywistości - czym jest Twitter?
Amerykański fenomen, którego użyteczność odkrywam co dnia to jednocześnie mikroblog, serwis informacyjny, narzędzie kontaktów i album doskonały. Ograniczając każdego użytkownika do 140 znaków nie daje szans na domorosłe wynaturzenia, wymuszając konkretne zdanie na konkretny temat. Twitter zamiast „spamu pod postem” znanego z Facebooka umożliwia prowadzenie bezpośredniej dyskusji, zaczepki poprzez podpięcie znajomych do swojego tweetu (tak się nazywają te króciutkie wiadomości) lub tagowanie wypowiedzi. Przykładowo „idę do #kino” pozwoli po kliknięciu na #kino przeczytać najnowsze tweety oznaczone tym tagiem. Ludzie często wykorzystują to do rzucania w przestrzeń przeróżnych pytań i szukania informacji na wybrany temat.
Twitter to także swego rodzaju czytnik RSS – oczywiście nie tak wygodny i przejrzysty jak wyspecjalizowane aplikacje (np. Google Reader), jednak każda licząca się strona ma na nim konto i na bieżąco umieszcza odnośniki do swych artykułów. Możemy go też traktować jak „oczyszczoną” ścianę na Facebooku (choć wolałbym unikać porównań do tej strony, to jest to nieuniknione) – swego rodzaju „socjalny RSS”.
Najczęściej z portalu autorstwa Jacka Dorseya korzysta się w celu nawiązania krótkich rozmów, przeważnie sprowokowanych śmiesznym/zastanawiającym wpisem nie posiadającym głębszego sensu. Proste napisanie na Twitterze „widziałem film XYZ i rola ZYX była rewelacyjna” sprawdza się idealnie do przekazania wszystkim znajomym informacji, że coś się właśnie polubiło - nie trzeba do tego zakładać bloga, rozsyłać wszystkim smsów, czekać na spotkanie, czy obserwować czyjegoś wywodu-odpowiedzi „nie masz racji bo blablablablah”. Wystarczy tweet. Ludzie go przeczytają w ułamku sekundy i pójdą dalej.
Twitter wygrywa tym, że łatwo ignorować na nim spam - przesunięcie kilku wiadomości pokroju „Krzysiu, jem zupę” jest po prostu dużo bardziej bezbolesne niż na innych portalach społecznościowych. Wszystko to jest zasługą dopieszczonej mikroformy pozbawionej reklam, ankiet, próśb o polubienie czegoś, okienek z zacinającym się video, wbudowanego chatu i statusu bycia online/offline.
Jak to konkretnie działa?
Skoro jest tak dobrze to czemu jest tak źle?
Polacy aktywnie korzystający z Twittera to wciąż dość niewielka grupa. Tak po prostu. Internet jest skupiskiem projektów, które z niewiadomych powodów potrafią chwycić na jednym gruncie, by na innym okazać się porażką... Nie mówiąc już nawet o tym jak bardzo nieprzewidywalny jest to segment rynku. Kto mógł pomyśleć parę lat temu, że myspace zginie śmiercią naturalną? Że Facebook zacznie tracić użytkowników (historia może się przecież powtórzyć), a proste wrzucanie obrazków – czyli tumbrl, który także nie zaadoptował się na naszej ziemi, zrobi taką furorę?
Niektóre rzeczy muszą się po prostu pojawić w odpowiednim czasie. Allegro to klon eBaya, a Nasza Klasa Facebooka – na sukces tych przedsięwzięć nie złożyła się więc innowacyjność, a moment w którym się ukazały.
Wszystko wskazuje zatem na to, że Polska nie jest jeszcze w pełni gotowa na Twittera, który dobrze zaadoptował się u nas chyba tylko wśród dziennikarzy, niektórych artystów i młodzieży śledzącej na bieżąco techniczne nowinki (czyli także wśród graczy) – brakuje jednak masy „zwykłych” osób - uczniów, nastolatek szukających się po mieście i pracującej rzeszy lubiącej śledzić zdanie swych znajomych, zamiast oglądania ich zdjęć z wakacji na portalach pełnych spamu. Dopóki te grupy nie dołączą do niebieskiego ptaka nie osiągnie on u nas sukcesu. Nieśmiało zakładam, że stanie się tak dopiero wtedy gdy mocniej rozbuduje się u nas baza posiadaczy smartfonów, którzy w końcu zainteresują się wykorzystywaniem ich możliwości.
Niewielka ilość polskich użytkowników Twittera spowodowana jest... niewielką ilością polskich użytkowników Twittera. Żaden portal społecznościowy nie stanie się bowiem popularny bez społeczności, bez kogoś kto pokaże go znajomym... A zaprezentowanie niebieskiego ptaka jest nieco skomplikowane, choć to zabawka banalna w obsłudze. Bo niby jak to ma być, że wchodzimy na portal społecznościowy, który nie atakuje setką zdjęć kotów, dzieci, imprez? Gdzie status związku? Gdzie player YouTube'a? Gdzie gra w Farmę i kuleczki? Wydaje mi się, że „fajność” Twittera i podstawowe założenia mikroblogowania są w obecnej chwili nieatrakcyjne dla większości osób. Na szczęście nie jest to nic do czego nie można wrócić, gdyż naprawdę sporo osób ma już konto na tym serwisie, tylko najzwyczajniej w świecie z niego nie korzysta/korzysta od święta... Zatem jest co ratować.
Kilka ciekawych liczb
Twitter to 500 milionów użytkowników (dane z kwietnia tego roku) tworzących niesamowity ruch, zwłaszcza w chwilach wielkich globalnych wydarzeń. 14 czerwca 2010, podczas piłkarskich mistrzostw świata w RPA wysyłano 2940 tweetów na sekundę (przez 30 sekund) po tym jak Japonia strzeliła bramkę Kamerunowi. Rekord ten pobiło już trzy dni później wygranie przez LA Lakers finałów NBA – po meczu pojawiało się 3085 tweetów na sekundę. Obecny rekord stanowi ostatni mecz kobiecych mistrzostw świata w piłce nożnej z 2011 roku - gdy Amerykanki przegrały z Japonkami. Wydarzenie to wygenerowało ruch pokroju 7196 tweetów na sekundę. Śmierć Michaela Jacksona, 25 czerwca 2009, sprawiła, że serwery wysiadły z powodu tweetów zawierających frazę „Michel Jackson”, których pojawiało się 100 000 na godzinę. Takie liczby muszą robić wrażenie.
Kogo obserwować?
Jeśli wpis ten zainteresował was na tyle, by zarejestrować się na Twitterze, lub też odkurzyć zapomniane konto, które założyliście dwa lata temu, to z pewnością przyda się wam kilka ciekawych profili na start. Wartych czytania i wartych śledzenia. Potem już pójdzie z górki i każdy dopasuje sobie swój własny „strumień”. Osobiście polecam te osoby:
Eryk Mistewicz – dziennikarz działający na froncie polsko francuskim, który m.in. propaguje u nas Twittera – odsyłam tu zwłaszcza do jego artykułu o wzroście ważności tego medium i jego opiniotwórczości w Polsce. Mądry człowiek.
Bartosz Węglarczyk – Przez lata był szefem działu zagranicznego Gazety Wyborczej. Jego tweety zawierają zarówno ciekawostki jak i informacje o sytuacji na bliskim wchodzie i w USA, które trudno znaleźć w tradycyjnych mediach.
Kevin Butler – Po prostu największy bohater PlayStation 3.
Peter Molydeux – przezabawne konto parodiujące wypowiedzi Petera Molyneuxa, czyli twórcy Fable, Populusa i Dungeon Keepera. Każdy kto wie jak bardzo Peter lubi napawać się swym wizjonerstwem powinien nieźle się uśmiać czytając tweety Molydeuxa.
Michał Okoński – Dziennikarz sportowy prowadzący blog Futbol jest Okrutny. Kibic Tottenhamu świetnie piszący o Premiership i nie tylko. Jeżeli szukacie kogoś kto nie tylko żyje piłką ale i się na niej zna to jest to odpowiedni facet.
Fact Book – profil dostarczający codziennie nową porcję ciekawych faktów. Przeróżnych.
Jordan Mechner – Legenda branży, twórca Prince of Persia, który zdecydowanie ma coś do powiedzenia. Kulturalny, mądry, wciąż ma w sobie pasję.
CEO Kaz Hirai – prześmiewcze konto szefa Sony w świetny sposób wytykające błędy tej korporacji.
Na koniec muszę jeszcze napisać o trzech amigos piszących same ciekawe rzeczy – Jacek Borowski to polski wirtuoz videorecenzji i niedawny naczelny Gaminatora, Piotr Rusewicz przemierza lochy jak nikt inny, zajmując się także komiksem, a niżej podpisany Arkadiusz Ogończyk dużo pisze, dużo gra i męczy ludzi swymi komentarzami dotyczącymi wszystkiego dookoła.
Życzę owocnego tweetowania!