Moja kariera w FIFA 12: ogłuszający hymn Champions League - Brucevsky - 27 września 2012

Moja kariera w FIFA 12: ogłuszający hymn Champions League

Tryb kariery w FIFA12 potrafi wciągnąć i zaoferować niesamowitą zabawę. Postanowiłem połączyć swoje pasje i relacjonować Wam na bieżąco swoje postępy w grze. Przy okazji jest szansa, aby podyskutować o piłce i produkcji EA Sports.

Ostatni sezon rozpoczęty. Istnieje spora szansa, że nie dogram go do końca, ale przynajmniej jeszcze kilka spotkań przed podsumowaniem długiej kariery Chateauroux rozegram. Dla samej Ligi Mistrzów warto będzie to zrobić. W końcu potyczki z Manchesterem City, Milanem czy Schalke 04 to coś na co czekałem ja i przychodzący tysiącami na stadion kibice.

W okresie przygotowawczym jedynym wartym wspomnienia wydarzeniem było spotkanie z Borussią Dortmund. Dwa sezony temu Niemcy wyeliminowali nas z Ligi Europejskiej. Tym razem wystawili nieco zmieniony i pozbawiony piłkarzy z Polski skład. W meczu bez stawki tak rewelacyjnie już nie zagrali i skończyło się na 3:0 dla nas. Bohaterem został Ondrej Fort, który dwa razy posłał potężne bomby z rozbiegu obok bezradnego bramkarza. Szkoda, że młody Czech nie robi tak w lidze, ale miło było zobaczyć go strzelającego piękne bramki. W końcu jest z nami od dawna, a zaczynał jeszcze w drugiej lidze, mając zaledwie 58 OVR.

Następny w kolejce był Superpuchar Francji. Znowu zmierzyliśmy się w walce o to trofeum z Olympique Lyon. Tym razem wielokrotny mistrz kraju nie miał już za wiele do powiedzenia. Kwarter Borven-Toquero-Nielsen i Bittencourt zniszczył obronę gości, wskazał wszystkie jej słabości i popisał się szybkością, skutecznością i techniką. Tym samym sięgnęliśmy po nasze pierwsze trofeum w sezonie po przekonującym zwycięstwie 5:0. To nie był normalny mecz. Chateauroux grało niczym z drużyna z kosmosu – powiedział po potyczce Remi Garde. Hugo Lloris nie potrafił za to wykrztusić z siebie nawet słowa.

Nieco mniej powodów do radości miałem po meczu otwarcia z Montpellier. Moi podopieczni zlekceważyli słabszego rywala i wyraźnie nie dawali z siebie wszystkiego na boisku. Szczęśliwy strzał Toqeuro i później klasyczna szybka kontra dały nam jednak dwie bramki i zwycięstwo. Taki występ mojej drużyny dał mi jednak do myślenia i sprawił, że zacząłem się bać o kolejny Puchar Ligi. Obyśmy tylko nie zawiedli z jakimś drugoligowcem.

W drugiej kolejce straciłem po raz pierwszy w mojej karierze gola z rzutu wolnego. Znakomitą piłkę nad murem posłał Dimitry Payet z Bordeaux. Jego trafienie niewiele jednak gościom dało, bo u nas znowu zaszalał Borven. Norweg ostatnio nie jest zbyt regularny, ale jak ma swój dzień to często kończy mecz z hat-trickiem lub kilkoma asystami. Tym razem to jego nazwisko wyświetliło się trzykrotnie na tablicy wyników. Robię swoje i czekam na kolejne wyzwania. W zeszłym sezonie obrona Chelsea udowodniła mi, że mam jeszcze sporo pracy przed sobą, więc ciężej trenuję i liczę na rewanż – powiedział Torgeir dziennikarzom po spotkaniu. Żaden z piłkarzy nie chciał rozmawiać z mediami tydzień później, gdy tylko zremisowaliśmy z Rennes 0:0...

Punkty straciliśmy też z Lorient, a na boisku znowu wyszła nasza nieskuteczność pod bramką. Mnóstwo akcji, dobre posiadanie piłki, ale sposobu na golkipera żaden z piłkarzy nie znalazł. Trzeba było szybko wziąć się w garść. Na szczęście za rogiem czekał nasz ulubiony przeciwnik w ostatnim czasie, Saint-Etienne. „Zieloni” znowu dostali kilka bramek, tym razem cztery i pozwolili nam nieco awansować w tabeli.

Napięcie powoli rosło. Po drodze odprawiliśmy jeszcze Lille 3:0, a przed wielkim sprawdzianem z Milanem pokazali się z dobrej strony Bittencourt (znowu, kapitalny ma start do sezonu nasz pomocnik), Yeksov (junior z Rosji zaczyna korzystać ze sporadycznych szans) i Callejon (pierwszy gol dla nowego klubu i od razu spektakularne uderzenie z woleja z kilkunastu metrów). Potem czekali na nas już tylko Rossoneri.

W środowy wieczór stadion wypełnił się po brzegi. Kibice jeszcze przed pierwszym gwizdkiem nie żałowali gardeł. Wystawiłem najmocniejszą jedenastkę, choć Callejon i Ibarbo zostali na ławce. Bittencourt i Toquero grali na razie za dobrze, aby ich zmienić. Powiedziałem chłopakom, żeby zagrali swoje i wyszedłem stanąć w okolicach ławki. Wiedziałem, że większość z nich jest zestresowana, ale i bojowo nastawiona. Dwie jedenastki wyszły na boisko i ustawiły się w jednej linii z arbitrami. Zabrzmiał hymn Ligi Mistrzów. Czas jakby stanął w miejscu...

[ciekawe kiedy naprawdę doczekamy się w grze piłkarskiej takiego budowania atmosfery?]

Brucevsky
27 września 2012 - 19:28