Szczwani twórcy gier często zastawiają na graczy pułapki. Wynajmują do tego najczęściej po kilkunastu wirtualnych zbirów, którzy zasadzają się w jakimś niespodziewanym miejscu i atakują znienacka samotnego herosa lub bohaterską drużynę. Najczęściej takie sytuacje zdarzają się w strzelaninach, ale spotkać je można także w niemal każdym taktycznym RPG-u jaki ten świat widział. Także w Final Fantasy Tactics, gdzie ostatnio przekupny Gaffgarion rzucił mi jakże mile widziane „wpadłeś w pułapkę!”.
Uwaga, spojlery odnośnie starcia w dalszej części tekstu!
W zależności od tego jak stoimy z zapasami, jak wygląda nasza drużyna i jakie jest nasze nastawienie do danej gry różnie reagujemy na taką informację. Może być odważne „oł je, dawaj!”, może być mniej radosne „damn!”, a może być też wypowiedziane tonem smutku w związku z nadchodzącą wielkimi krokami klęską „no świetnie”, W moim przypadku padło na wybór numer trzy. I nie było happy-endu, bo skończyło się zgodnie z oczekiwaniami. Masakrą tych dobrych i ekranem z napisem „Game Over”.
Co doprowadziło do klęski w tej sytuacji? Przede wszystkim drobny błąd w przygotowaniu drużyny do walki. Pakowanie postaci i różnych profesji sprawiło, że do tego kluczowego starcia nie wszyscy członkowie mojego bohaterskiego zespołu stawili się we właściwej dyspozycji i z dobrym ekwipunkiem. Biały mag wystąpił jako nieco bezużyteczny mówca, choć nadal mógł czarować, tyle że słabiej. Nieznajomość mapki okazała się głównym grzechem dwóch długodystansowców o słabej odporności na ataki mieczem, strzelca Mustadio i jego kolegi złodzieja z żałosną kuszą. Obaj z małą ilością HP i niewielkimi możliwościami ucieczki przed frontalnym atakiem wrogów utknęli w bramie. Na dobitkę, rycerz Ulrich przyszedł na strzelaninę z nożem, bo zamiast zbroi ubrał strój mało odpornego i niewiele jeszcze umiejącego czarnego maga. Kilka tur później nie było już po nim co zbierać.
Nie mogło być jednak zasadzki bez jej podstawowego elementu, przewagi liczebnej wroga. Rolę głównego złego przejął czarny rycerz Gaffgarion, który w każdej swojej turze atakuje na odległość ciosem, odbierającym średnio 50HP (dla porównania – mój monk Ramza ma 230 HP, a biały mag 108 punktów zdrowia). Dodatkowo z każdym atakiem odnawia sobie też podobną ilość zdrówka. Na arenie prócz niego znalazło się też trzech całkiem wytrzymałych rycerzy, dwie łuczniczki i dwóch „magów czasu”, którzy uwielbiają rzucać spowolnienie i stop na wrogów, a przyspieszenie na swoją ekipę. Po naszej stronie było więc pięciu herosów, po ich ośmioro najemników.
Pierwsze podejście zakończyło się klęską. Kilka korekt później podjęliśmy kolejną próbę, ale i ją trzeba było uznać za przegraną, bo jeden z bohaterów zginął permanentnie (tak dzieje się, gdy postać poleży na planszy w stanie agonii przez więcej niż trzy tury). Kontynuowanie walki oznaczałoby stratę wytrenowanego herosa w przypadku zwycięstwa, co po dwunastu godzinach pakowania nie jest jednak dobrym pomysłem. Trzeba było więc poddać potyczkę. Opracowywanie strategii na rewanż trwa.
Jakby więc nie patrzeć Squaresoftowi zasadzka się udała. Adrenalina wzrosła, pojawiło się wyzwanie, a i fabularnie zostało to nieźle przedstawione. A wy pamiętacie jakieś pułapki zastawione przez AI w produkcjach ogrywanych w ostatnim czasie?