Kiedy większość z nas chłonie najnowsze (albo starsze nieco) hity, tudzież mocno rozpoznawalne marki, niektórzy sięgają po gry będące niejako w cieniu tych „najlepszych”. Tytuły nieco już zapomniane, albo celujące w inne schematy, niż to się przyjęło na rynku, często więc słabo się sprzedające. W serii tej chciałbym wam możliwie krótko i sensownie przybliżyć najbardziej interesujące moim zdaniem gry, z którymi warto się zapoznać w wolnej chwili, nawet, jeśli na horyzoncie już czekają nowe blockbustery. Tym razem z kolei polska produkcja – tadam! – Hard Reset, dość nietypowy, staroszkolny shooter w przyjemnej dla oka (i ucha) oprawie.
Czasem lubię odpalić po raz kolejny tytuł sprzed –nastu lat. Przypominają mi się wówczas piękne czasy, kiedy branża nie była jeszcze skażona „deelcekami” i mikropłatnościami, zaś gry były trudne. Tak naprawdę trudne, jak dziś trudne są pojedyncze sztuki pokroju Dark Souls. Lubię wówczas pograć w coś przyjemnego, dającego satysfakcję i jednocześnie wymagającego. Niestety, o ile oprawa czasami jest do przełknięcia, to mechanika gry nie pozwala na komfortową grę graczowi, który przyzwyczajony jest do WSAD-u i mychy. Z pomocą przychodzą wonczas remaki albo całkowicie nowe tytuły będące hołdem dla starych, dobrych czasów. Taki jest właśnie Hard Reset.
Gra ta stawia na rozwałkę w czystej postaci, tak więc fani staroszkolnych shooterów będą wniebowzięci. W dodatku okraszona jest naprawdę piękną grafiką i nietypowymi rozwiązaniami – czego więcej może chcieć stary gracz? W Hard Reset grało mi się nad wyraz wybornie. Kilka ciekawych trików spowodowało, że nie czułem typowego w takich sytuacjach Deja Vu. Już na pierwszy rzut oka ciekawym rozwiązaniem jest zastosowanie dwóch pukawek. Dokładnie tak: zamiast całego arsenału taszczonego przez naszego dzielnego herosa na plecach, ten nosi przy sobie, niczym w Call of Duty, całe dwa gnaty. Ale żeby było ciekawiej, bronie owe (i nie tylko je!) można modyfikować i to w bardzo szerokiej skali, te zaś mają alternatywne tryby. Dostajemy zatem do naszej dyspozycji kilkanaście różnych (i bardzo efektownych) narzędzi zniszczenia.
Hard Reset miał mały budżet, co nie powinni dziwić, bowiem gra została stworzona przez całkowicie nowe (polskie, co warto zaznaczyć) studio. Dziury w budżecie załatano w sposób absolutnie mnie satysfakcjonujący. I tu pojawia się kolejna ciekawa rzecz: przerywniki filmowe, zwane cutscenkami. Nie znajdziemy tu efektownych, oskryptowanych scen, a zamiast nich czekają nas nieźle złożone filmiki w formie komiksowych okienek (z dymkami, rzecz jasna). Te są oczywiście animowane i chociaż nie robi to piorunującego wrażenia, wygląda znośnie i pasuje do koncepcji gry.
Przyznam, że urzekła mnie ta gra. Tytuł małego, nowopowstałego rodzimego studia nie doczekał się jakiejś wyraźnej sławy i nieco mnie to boli. Obawiam się, że takich gier powstających z rąk profesjonalistów (o fanach nie wspominam) będzie coraz mniej, bo gry jako całość rozwijają się. Są jeszcze do pokonania ostatnie stopnie schodów zwanych „obecna generacja” – co będzie potem? Czy znajdzie się miejsce dla takich gier jak Hard Reset? Oby odpowiedź na to pytanie była twierdząca, czego sobie i Wam życzę.