Kilka argumentów za tym dlaczego Borderlands to świetna seria - Prometheus - 27 maja 2013

Kilka argumentów za tym, dlaczego Borderlands to świetna seria

Gearbox Software najbardziej znane jest chyba z serii Brothers in Arms oraz dodatków do pierwszego Half-Life'a. Ale w ostatnich latach to amerykańskie studio zawojowało świat jeszcze jedną, hitową serią: Borderlands. Ta niezwykła gra zgrabnie połączyła kilka najpopularniejszych gatunków, by ostatecznie dać graczowi całej pokłady frajdy. A za co ja uwielbiam Borderlands?

Kilka%20argument%F3w%20za%20tym%2C%20dlaczego%20uwielbiam%20Borderlands

Borderlands to miks moich ulubionych gatunków: FPS i RPG. Do tego wszystkiego mamy świat podzielony na bardzo dużo obszarów zamkniętych, więc można by pokusić się o stwierdzenie, że to świat otwarty. Bliżej niż do GTA jest mu jednak do Diablo i prawdopodobnie znaną i cenioną serią hack'n'slashy twórcy mocno się inspirowali. Na szczęście Borderlands to nie tylko „nawalanka”, chociaż w kwestii akcji ma bardzo wiele do powiedzenia i jest to jej główny atut. Wybór klasy postaci, rozbudowane drzewko umiejętności i levele podkreślają erpegowy charakter gry. Do tego dość rozbudowane (choć raczej niezbyt zaskakujące) questy, które nie zawsze polegają na strzelaniu do hord wrogów. To jest właśnie w Borderlands dobre: zadania są wyważone, dzięki czemu nie ma przesycenia nadmiarem akcji albo znudzenia kręceniem się po Pandorze.

Kilka%20argument%F3w%20za%20tym%2C%20dlaczego%20uwielbiam%20Borderlands
Tak miał wyglądać Borderlands - bez cellshadingu. Prawda, że słabiej?

Skoro przy wirtualnej planecie Pandora jesteśmy, to mimo sporej liczby łudząco podobnych lokacji nie czułem znużenia... bowiem moim zdaniem nie był to klasyczny recykling terenów. Wraz z postępami zmieniało się nie tylko otoczenie, ale i (drastycznie) oświetlenie, a twórcy mogli sobie na to pozwolić ze względu na mocno przekoloryzowany charakter gry. Zwiedzając Pandorę na myśl przychodziła mi Ziemia z niezbyt optymistycznej przyszłości: góry walających się śmieci, elektrownie wiatrowe i ciągnące się w nieskończoność pustkowia. Przebywając na Pandorze czułem niesamowity klimat ocierający się o western czy post-apokaliptyczne wizje filmowych reżyserów. Straszne i jednocześnie dziwnie znajome skagi (przypominające nieco hieny), szwendający się w grupach bandyci i psychopaci i inne stwory. A gdzieś tam pomiędzy nimi bezbronne robociki zwane kłapaczami.

Istotną cechą rozpoznawczą serii są również postacie. Najbardziej charakterystyczne są zdecydowanie wspomniane wcześniej kłapacze (claptrapy). Czy chodzącą jeżdżąca kupkę złomu można traktować poważnie? Okazuje się, że jak najbardziej. Kłapacze wzbudzały u mnie szereg emocji, bywały śmieszne, a czasem budziły współczucie (podczas napadów bandytów). Chociaż w pierwszej części serii postacie technicznie nieco szwankowały (mizerne animacje, nieomal brak mimiki twarzy), to nadrabiały wyjątkowymi dialogami czy zachowaniem (Whatchu want?).

Kilka%20argument%F3w%20za%20tym%2C%20dlaczego%20uwielbiam%20Borderlands
Borderlands 2 wprowadził więcej kolorytu. co grze wcale nie zaszkodziło -
wręcz przeciwnie, lokacje stały się bardziej zróżnicowane.

Również oprawa audio-wideo została dopracowana w szczegółach. Muzyka to połączenie nowoczesnej elektroniki i instrumentalnych dźwięków (bębny, gitara), które świetnie dopełniały tło wizualne, wprowadzając doń tajemniczość, ciekawość, a czasem podkreślały totalną rozwałkę, budząc we mnie rządzę eliminacji. Z kolei graficznie Borderlands korzysta z techniki cellshadingu, co gwarantuje mu dłuższy żywot – do dziś w końcu XIII, FPS w komiksowej oprawie wygląda całkiem znośnie na tle konkurencyjnych tytułów. Lokacje, choć w dużejmierze surowe i pozbawione nadmiernych szczegółów, nadrabiają wysublimowanym stylem i klimatem, jakiego pozazdrościć mogłaby temu tytułowi niejedna gra.

Kilka%20argument%F3w%20za%20tym%2C%20dlaczego%20uwielbiam%20Borderlands
Tak charakterystycznych postaci jak Dr Zed jest w serii więcej

W istocie, serii Borderlands niczego moim zdaniem nie brakuje (a bazyliardy broni nie tylko nie przeszkadzają, ale cieszą!), zaś część druga poprawia w zasadzie większość niedociągnięć poprzednika. Nie można tu wprawdzie liczyć na rozbudowaną fabułę, jednak gra w czteroosobowej kooperacji przynosi kupę zabawy. Chociaż jeśliby się przyjrzeć głębiej, niektóre dodatki DLC nie przykuły mnie do monitora na dłużej. Część pierwszą wspominam bardzo miło także przez pryzmat genialnego dodatku The Zombie Island of dr Ned (o którym zresztą pisałem już niejeden tekst), jednakże pozostałym „deelcekom” czegoś w moim mniemaniu zabrakło. Ogółem rzecz biorąc, znakomita seria Gearboxu udowodniła, że jest na rynku miejsce na innowację i świeżość, a tą bez wątpienia zaserwowała mi seria Borderlands. Mam pewne obawy co do ewentualnej części trzeciej: czy Gearbox jest w stanie nas jeszcze czymś zaskoczyć? Wymyślić coś nowego? Bo na kolejną czwórkę bohaterów i parę nowych terenów na krzyż liczyć zwyczajnie nie chcę... Tak czy inaczej dopisuję Borderlands (przynajmniej „jedynkę”) do mojej prywatnej listy Gier Wiecznie Żywych.

________________________________________________________________________________

Znajdziesz mnie też na facebook.com/dinosferato łatwy i szybki dostęp do wszystkich publikowanych przeze mnie materiałów i innych ciekawych rzeczy. Zapraszam!

Prometheus
27 maja 2013 - 12:57