Szedłem drogą wprost do biedronki po najtańsze pierogi. Zamarłem w bezruchu, spoglądając w dziwne ułożenie chmur, zwiastujące coś wyjątkowo niepokojącego, chaotycznego, ale podnoszącego na duchu. Ta chmura mogłaby być prawdziwym katharsis , jednak pędzący autobus linii 68 ochlapał mnie płynącą tuż obok żyburą, skutecznie odbierając mi piękno tej chwili. Obtarłem się z błota i postanowiłem, że zrobię coś głupiego. Zagrałem w Hotline Miami. Oniemiałem.
Sadyzm + Precyzja
Tego się nie spodziewałem. Niesamowite zbalansowanie gry, wyważenie wszelkich proporcji. Na pozór sentymentalne 8bitowe byle co, opierające się na prymitywnej mechanice... "Jakiż to niesamowity błąd popełniasz Zdzisławie, myśląc tak szablonowo".
Ta gra wymaga od nas zegarmistrzowskiej precyzji w egzekucji przeciwników, taktycznego(!) myślenia połączonego z ułańską fantazją w skrupulatnym mordowaniu przeciwników czających się po kątach. Małpia zręczność i dobra myszka mile widziana.
I znowu wracamy do feelingu, balansu, którego zdefiniowanie i przedstawienie to iście tytaniczny wysiłek. Gra daje nam najpełniejszy i najbardziej satysfakcjonujący sposób mordowania współbraci jaki mógłby powstać w erze 8bitowców. Powstał dopiero teraz, cieszmy się, czerpmy pełnymi garściami z wora pełnego nieskrępowanej radości z mordowania kolejnych, okrutnie głupich przeciwników. "Niech żyje baaaal".
Coś Niepokojącego
Gra nas wkręcamy, dajmy sobie to powiedzieć wprost. Spróbujmy nie wpaść w narkotyczny trans zabijania przy pulsującym ekranie, synthpopowych, jednostajnych, wwiercających się w głowę motywów muzycznych.
"Zagraj w słuchawkach." Pan Andrzej.
I Pan Andrzej ma całkowitą rację. Odcięcie się od jakichkolwiek sygnałów z zewnątrz, wsiąknięcie w wulgarny świat przedstawiony w Hotline Miami przy dźwiękach soundtracku robiącego po pół godziny dziurę w mózgu, programujac przy okazji gracza w łaknącą krwi bestię.
Pulsujący ekran jaskrawymi kolorami, hektolitry krwi w imię dobrej i bezsensownej zabawy.
Fabuła
Pod płaszczykiem narkotycznych wizji gra skutecznie przemyca kilka chwytów fabularnych, które w normalnych tytułach nie mogłyby przejść. Forma pozwala na treść często pozbawioną sensu, zaskakując nas niesamowicie... dziwnymi sytuacjami. To wszystko zostało nasączone odorem ciężkich narkotyków, gra jawi się nam jako jeden wielki narkotykowy omam. Bezsensowna przemoc ukierunkowana w każdego żywego człowieka, misje zaczynające się od odebrania kasety wideo czy zrobieniu zakupów w osiedlowym sklepie. Kumpla. Który pracuje w każdej placówce do której zmierzamy przed misją. Dziwne? Będzie dziwniej :).
Warto?
Jasne, że tak. Raz na jakiś czas musimy sobie przypomnieć po co powstały gry komputerowe, i co jest ich najprawdziwszą esencją, tym kryształem goblinów. Ta nieskrępowana zabawa, obrzydliwie piękny chaos, bezwarunkowa radość z poczynionych postępów. Jest to gra hipnotyzująca i pochłaniająca gracza. Robi to w sposób doskonale świeży i oldschoolowy, świetnie bazując na 8bitowych zagrywkach, skutecznie doprowadzając je do perfekcji.