Moja kariera w FM13 #4: Nie przestawaj robić sobie nadziei - Brucevsky - 28 listopada 2012

Moja kariera w FM13 #4: Nie przestawaj robić sobie nadziei

Źródło: corbytownfc.co.uk

Po długiej karierze w FIFA 12 zdecydowałem się spróbować swoich sił w prowadzeniu klubu w Football Manager 13. Wybór padł na tryb Classic, który stanowi idealne rozwiązanie dla osób pozbawionych dużych ilości wolnego czasu. Postanowiłem relacjonować wam swoje postępy. Przy okazji jest szansa podyskutować o samej grze, młodych talentach, bugach i różnych ciekawostkach.

Z jednej strony gramy efektownie, z drugiej tracimy mnóstwo bramek i zajmujemy niską pozycję w lidze, plasując się gdzieś w okolicach dziesiątego miejsca. Utknąłem trochę w zamkniętym kole. Ograniczony budżet płacowy nie pozwolił mi zatrudnić odpowiednich piłkarzy, a to teraz sprawia, że kadra Lillehammer FK jest bardzo wąska i bardzo podatna na kryzysy formy i kontuzje. Pola manewru praktycznie nie ma, bo na ławce czekają tylko amatorzy, którzy chętnie pokopią sobie piłkę w niedzielę po czterdziestu godzinach pracy w mięsnym, prawda Oudzemir?

Jako menadżer powinienem skupić się głównie na poprawie gry mojego zespołu, ale okoliczności po prostu na to nie pozwalają. Asystentka prezesa raczyła wybić mnie wieczorem z rozmyślań o taktyce, aby przypomnieć, że spośród zawodników pierwszego składu kontrakty kończą się dwóm, doświadczonemu skrzydłowemu Lokkenowi i mojemu asystentowi Kaisaegowi. Niestety wstępne rozmowy z nimi nie zakończyły się sukcesem, bo obaj zażądali sporych podwyżek, co z naszym budżetem było nie do zaakceptowania. I tak w tym momencie księgowi patrzą już na mnie krzywo.

Jaka subtelna sugestia, Einar...

Przed wyjazdem do Birkenbeiner wprowadziłem zmiany w ustawieniu linii obrony. Wydałem nieco inne polecenia zawodnikom, kazałem im spróbować łapać rywali na spalone i dokonałem kilku drobnych korekt personalnych. W szatni widziałem, że wszyscy moi podopieczni też chcą wreszcie zanotować jakiś niski wynik. Obecna forma i poprzednie rezultaty nie wpływały dobrze na ich morale. Niestety znowu skończyło się na 2:4. Zresztą, tydzień później z Grorud było identycznie...

- Christian, jak się trzymasz? Wiem, że ostatnio w obronie mieliśmy mnóstwo problemów, ale w większości przypadków graliście dobrze, brakowało wam tylko trochę szczęścia – próbowałem pocieszyć Sparre, który wyróżniał się na tle nie tylko kolegów, ale często też rywali.
- Wiem szefie, ale mimo wszystko. Jesteśmy za nisko w tabeli, ładują nam bramkę za bramką, to wkurza – odparł stoper.

Z tą rozmową motywacyjną nie trafiłem najlepiej, bo w kolejnym meczu z Orn Horten na Stampesletta Kunstgress też przegraliśmy 2:3, a Sparre strzelił decydującego o wyniku ... samobója. Przynajmniej z dobrej strony pokazał się Dotseth, który zdobył dwa gole.

Atmosfera w klubie robiła się nieznośnie napięta i dało się odczuć, że kibice i zarząd są coraz bardziej niezadowoleni. Mieliśmy walczyć o górną połowę tabeli, a bijemy się tylko o pierwszą dziesiątkę w czternastodrużynowej tabeli.  Czasu pozostało mi coraz mniej i jeśli nie zanotujemy poprawy wyników to negocjacje w sprawie kolejnego kontraktu będą bardzo trudne. O ile w ogóle do nich dojdzie, bo równie dobrze prezes może mi jedynie wystawić referencje i wskazać drzwi.

W dwóch kolejnych spotkaniach czekały na nas Fram Larvik i Valdres, bezpośredni konkurenci z dołu tabeli. Bez większych zmian w kadrze posłałem chłopaków do boju. To naprawdę nie jest aż tak zła drużyna, aby nie umieć poradzić sobie z takimi przeciwnikami – wyjaśniłem zaskoczonemu Kaisaegowi, który spodziewał się chyba rewolucji. Zagrałem va banque i opłaciło się to, choć niewiele zabrakło, abym strzelił sobie w kolano. Cudowne przebudzenie Sparre, który zdobył dwa gole, a także dwa przestrzelone przez rywali karne dały nam pierwsze trzy punkty od kilku tygodni. Naprawdę głęboko odetchnąłem po końcowym gwizdku.

Dużo spokojniejszy był mecz z Valdres, który zakończył się pogromem 6:2. Nasi kibice wreszcie mogli poświętować, gdy Sparre i wprowadzony po przerwie Tiki Rastoder strzelili po dwa gole. Później dowiedziałem się, że ten wynik jest nowym rekordem ligi. Poprzedni także należał do Lillehammer FK, ale wtedy byliśmy stronę „zbitą” przez przeciwnika. Tym razem to my stworzyliśmy widowisko. Przynajmniej pod tym względem wyróżniamy się w tej lidze.

W biurze w środku tygodnia zadzwonił asystent prezesa, aby poinformować, że dogadali nową umowę ze sponsorem, który za dziewięćdziesiąt tysięcy wykupił miejsce na koszulkach. Ucieszyłem się, bo może nasze występy przyciągną chociaż reklamodawców. Z tonu głosu mojego rozmówcy odczytałem jednak, że nie wszystko jest w porządku. Nie mogłem się temu dziwić. Mam tylko nadzieję, że zarząd dokładnie przeanalizuje sytuacje i zrozumie, że w obecnej sytuacji więcej nie dało się zrobić.

 W terminarzu czekały nas teraz dwa wyjazdy, z Brumunddal i Gjovik. U siebie na początku sezonu z nimi zremisowaliśmy. Teraz też przydałoby się zapunktować, ale łatwo o to nie będzie…

Brucevsky
28 listopada 2012 - 16:01