Koniec przygodówek jak koniec świata... - sakora - 30 grudnia 2012

Koniec przygodówek jak koniec świata...

Przy końcu roku zawsze pojawiają się podsumowania, wszelakiej maści rankingi i listy przebojów. W grach jak co roku mamy faworytów, przegranych, niedocenionych i umierający od prawie osiemnastu lat rynek przygodówek. Tak, co roku różnej maści redaktorzy, dziennikarze growi i redaktorzyny powtarzają, że przygodówki umierają, chociaż cały czas się ukazują.

Pewne jest jedno, zawsze przychodzi Nowy Rok, koniec świata wieszczony po raz kolejny się nie udał (prawdopodobnie przez problemy ze strefami czasowymi), a przygodówki konają kolejny rok. Tak samo, jak symulatory kosmiczne, gry 4X, gry sportowe, odtwórcze strzelanki i sam nie wiem, co jeszcze. Pewnie cały rynek growy, może w końcu ktoś to zauważy w zalewającej nas fali reedycji, edycji HD i remakeów. Tak, koniec jest blisko. Czasami poważnie zastanawiam się nad powtarzaniem za wszystkimi kolejnych nonsensów.

Każdą grę najlepiej sprzedają cycki, krew i epickość oraz momenty. To się po prostu nazywa marketing dostarczający tego, co odbiorcy z jednej strony oczekują, z drugiej tego co działa na najniższym poziomie emocjonalnym i zawsze wywoła zainteresowanie, jak Citra w Far Cry 3, czy kolejne związki z Mass Effect 3.

Jednak wróćmy do przygodówek. Konają już tyle lat, że obecni nastolatkowie nawet nie wiedzą, skąd to się wzięło, czym były przygodówki od LucasArts, jednak powtarzają tą obiegową opinię. Graczy wieszczących koniec tego typu gier w latach dziewięćdziesiątych XX wieku było wielu, niestety z ich krzyku pozostał tylko niesmak. To, że jedna, bardzo znana firma wycofała się z produkcji, nie skreśliło przecież całego segmentu gier z rynku. Powiedziałbym, że wyszło to na dobre w kwestii rozwoju gier przygodowych, otwzorzyło rynek dla nowych firm, a graczom oczy, że to nie jedyny, istotny wydawca.

Niestety, przy każdej możliwej okazji, podsumowaniu, zapowiedzi czy recenzji przygodówki pojawia się to złowieszcze zdanie, że przygodówki wymierają, ale w sumie mają się dobrze. Reczywiście, patrząc wstecz, należy zignorować The Longest Journey, Syberię, Secret Files, Heavy Rain, Gabriel Knight, Still Life, Fahrenheit, Gray Matter czy Blackwell, Resonance wraz z The Walking Dead i wszelkie inne tytuły, które ukazały się w ciągu ostatnich osiemnastu lat. Przecież to nic nie znaczy, kiedy można wycierać sobie twarz wyświechtanym hasłem. Przygodówki umierają...

Przygodówki ewoluowały od tytułów zmuszających do chorego łączenia wiadra, marchewki, babci i łańcucha celem wystraszenia szczura, by ten przyniósł nam klucz schowany pod pijakiem śpiącym w kanale, bu otworzyć nim drzwi od naszego własnego domu, do którego nie możemy wejść przez otwarte okno, podstawiając sobie wspomniane wiadro jako schodek.

Dziś są to w większości gry oferujące praktyczne wyzwania, dobre główkowanie i co najważniejsze, opowieść i klimat. Mają coś do przekazania, uderzają w inne umiejętności i wartości, niż strzelanki. Przyciągają historią i bohaterami, na przekór wtórnemu powtarzaniu obiegowych opinii. Po prostu są przygodówkami i mają się świetnie.

     

     

Śledź mnie na Twitterze!

     

sakora
30 grudnia 2012 - 14:05