Nigdy nie byłem fanem gier muzycznych – tandetne (na pierwszy rzut oka) plastikowe instrumenty skutecznie utwierdzały mnie w przekonaniu, iż tego typu produkcje są strasznie casualowe, a mnie nie przystoi nawet ich spróbować. DJ Hero dobitnie uświadomiło mi, jak bardzo się myliłem.
Późno bo późno, ale zawsze lepiej, niż nigdy. W skrócie – cholernie satysfakcjonująca jest zabawa w didżeja z okrojonym deckiem, gdzie zamiast winylu kręci się cała tarcza! Szczególnie, kiedy machając jak opętany crossfaderem uda nam się płynnie skończyć sekwencję, nie ucinając mnożnika punktów. To właśnie wtedy musisz nieopatrznie nacisnąć jeden z przycisków i spierdzielić całą kombinację.
Żart żartami, ale taka sytuacja przytrafiała mi się dosyć często. Być może to przez brak wprawy w takich tytułach, aczkolwiek niesforny palec potrafi nieźle zdenerwować. Na szczęście po przejściu specjalnego odcinka utworu, podświetlonego turkusowym kolorem, dostajemy do użytku znany z Guitar Hero tryb Star Power podwajający zdobywany multiplier (tutaj nazwany Euphoria) – dzięki niemu szybko nadgonimy stratę i wykręcimy lepszy wynik.
Za każdy wykonanych mix nagradzani jesteśmy gwiazdkami, odzwierciedlającymi jakość gry – jako początkujący zawodnik sromotnie się rozczarowałem, kiedy na wysokim poziomie trudności zdobycie dwóch gwiazdek było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Takie życie laika. Koniec końców zmniejszyłem go na „średni”, lecz tutaj także czekał mnie zawód – o ile na „high” wirtualny winyl z odpowiednimi przyciskami uciekał okropnie szybko, o tyle w tym przypadku wlókł się w nieskończoność i powodowały okropne znużenie. Przez cały, trwający 10 godzin seans z kilkunastoma setlistami, ubolewałem nad złym wyważaniem obu poziomów trudności – między obydwoma jest gigantyczna przepaść. Do tego na tym wyższym dochodzi kilka nowych chwytów (m.in. dokładniejsze skreczowanie i mega szybkie przeskoki crossfaderem) co dodatkowo podnosi poziom trudności (ach, te powtórzenia).
Dzięki pięciokątnym figurom odblokowywane są kolejne postaci,stroje dla nich, decki, specjalne malowania, a także rodzaje sampli do wykorzystania w konkretnych miejscach w utworze podczas tzw. freestyle’u. W zależności od kawałka pojawiają się z różną częstotliwością i pozwalają na odtwarzanie dowolnych dźwięków (naturalnie ograniczonych przez program i typ pakietu wybranego przed rozegraniem piosenek). Szczerze mówiąc to korzystałem z tej swobody bardzo rzadko, głównie przez to, iż nie daje ona żadnych profitów, a spamowanie klawisza odpowiedzialnego za te sample dla własnej satysfakcji również mnie nie rajcowało. Niemniej fajnie, że taka opcja jest.
Garnitur utworów zaprezentowanych przez studio FreeStyleGames jest naprawdę bogaty i różnorodny. Najważniejsze jednak, iż zgromadzenie zacnych wykonawców na trackliście nie polegało wyłącznie na kupnie licencji, a faktycznie postarano się o nieszablonowe remixy i kilka perełek zdecydowanie wyróżniających się na tle pozostałych. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj cały przekrój muzyki skomponowanej specjalnie na potrzeby gry przez francuski duet Daft Punk. Naprawdę, developerów trzeba na tym polu pochwalić!
Jeśli do kogoś nie trafia muzyka klubowa w jakiejkolwiek materii, niech trzyma się Guitar Hero i nie odstawia go na krok. Najzwyczajniej w świecie zabawa w DJ-a się mu nie spodoba i wyda tylko pieniądze w błoto. Ja się do DJ Hero przekonałem i wydane grosze na obie części razem z deckiem nie poszły na marne. Produkcja FreeStyleGames jest doskonałym sposobem na rozkręcenie imprezy czy po prostu możliwością na zabawę ze znajomymi. Szczerze polecam jako niespecjalnie wprawny, początkujący didżej.