ShootMania: Storm już od jakiegoś czasu bytuje jako otwarta beta w wszechogarniającym Internecie. Każdy może dołączyć do testowania dzieła Nadeo – studia znanego przede wszystkim z serii gier wyścigowych TrackMania. Jak świeży tytuł wykorzystuje koncepcje zaprezentowane w poprzednich produkcjach tego dewelopera dowiecie się z krótkiej notki opiniującej kilkanaście godzin sieciowych potyczek.
Klient potrzebny do odpalenia tytułu nie jest przesadnie wielki – waży raptem niecałe półtorej gigabajta. Wyraźnie widać to w oprawie graficznej, która krótko mówiąc – nie jest najwyższych lotów. Naturalnie nie należy spodziewać się cudów-niewidów, lecz są miejsca gdzie postraszy szkaradna lub nieostra teksturka. Mimo to lokacje zaprezentowane w obecnej wersji ShootManii mogą się podobać – budową przypominają pierwszego Quake’a, którego to dzieła Francuzów niejako nawiązuje. Szalona zabawa w 16 lub 32 osoby to jednoznacznie domena klasyka id Software. Do tego liczne trampoliny, szybkie zjazdy, dynamiczne poruszanie się i mnóstwo skoków – tak, udany powrót do przeszłości.
Zabójcze tempo rozgrywki nie bierze się znikąd. Nakręca je głównie sznyt, w jakim stworzono ShootManię. Wyraźnie czuć inspirację Wstrząsem nawet w kwestii pukawek. O ile fizycznie broni nie widzimy przed sobą, o tyle siła rażenia nie pozostawia wiele do życzenia. Domyślnie ładujemy w oponentów całkiem mocnymi, a zarazem wolnymi co wymusza pewną dozę taktycznego myślenia, rakieto-laserami. Warto wcześniej troszkę pogłówkować i wycwanić się, by uderzyć w przeciwnika nieco wcześniej, domyślając się, zza którego winkla się wyłoni. Niestety nie będzie to zabójczy cios, bowiem tarcza ochronna dzieli się na 3 segmenty, z czego jedna strzała zabiera jedną jego część. W efekcie pojedynki 1 na 1 w tej grze zdarzają się bardzo często – nawet pomimo chaotyczniej rozgrywki. Z kamery widza wygląda to stosunkowo groteskowo, kiedy grupa pięciu, sześciu graczy skacze między sobą i wypluwa z siebie kolorowe linie. Popularny Harlem Shake, bez Harlem Shake’a.
Wbiegając do np. tunelu, gdzie znajduje się inny typ podłoża, zmienia nam się również giwera. Z ogranych trybów zauważyłem tylko dwa: jeden bardzo ciekawy, drugi mniej. Pierwszy to szybkie i zabójcze błyskawice. Problem tkwi w tym, że znajduje się ona w swoistym bunkrze na obrzeżach mapy, więc mało kto się tam zapuszczał. W efekcie tylko kilka razy dane mi było postrzelać z tego cudeńka, a szkoda. Drugim rodzajem są pół-miny pół-pociski przyklejające się do ścian oraz ziemi tylko na chwilę. Potem, niezależnie czy wejdzie w nie ktoś – wybuchają. Czasami to się sprawdza, albowiem w momencie wysadzenia takiej niespodzianki równocześnie pojawia się wróg, a wtedy dobijamy go jeszcze standardową pukawką.
Drużyny podzielone na „Czerwonych i Niebieskich” moim zdaniem stanowią formę czysto reprezentatywną. Szczerze mówiąc działamy de facto na własny rachunek, wbijamy fragi i ćwiczymy. To, co dzieje się na mapach, trudno nazwać mianem „team playu”, zwłaszcza przy dużej liczbie graczy. Może sytuacja odmieni się w pełen wersji, kiedy dojdzie troszkę więcej trybów gameplayu, bo do tej pory najwięcej ograłem Battle (coś a la capture the flag) i klasyczny Team Deathmach. Było na nich najwięcej zawodników, a także najprzyjemniej się ciskało. Gwoli formalności: występują również takie jak tytułowy Storm, Elite, Royal, Joust (wariacje na temat TDM) i Time Attack. Rozgrywek na nich prowadzono zdecydowanie mniej, toteż i moje zainteresowanie było znikome. Celuję jeszcze w sukces jednego wariantu, ściśle opartego o schematy z TrackManii, gdzie pokonujemy trasę na czas. Taki Deathrun, mod znany z m.in. Counter-Strike’a.
Koniec końców otrzymałem dzieło, które z czystym sumieniem mogę polecić świeżakom. Ale czy hardkorowym fanom zwariowanego strzelania? Też, lecz jako chwilę „wytchnienia”. Finalnie ShootMania: Storm powinna być w kilku kwestiach bardziej dopracowana (polska wersja językowa – jeden tekst jest przetłumaczony, jeden nie) oraz szata graficzna ManiiPlanet (usługa społecznościowa wykreowana przez Nadeo, coś na modłę Battleloga), która w tym momencie jest okropna. Ale to tylko drobne detale niemające większego związania z samą grą. Produkt od twórców TrackManii może odnieść zwycięstwo również z powodu modyfikowania i tworzenia własnych map! W becie nie dane było mi ujrzenie tego „ficzeru”, lecz z czytania relacji dziennikarzy z różnorakich pokazów można odnieść wrażenie, że to właśnie to będzie stanowiło clou produktu.