Dawno, dawno temu istniał świat bez World of Tanks. Słowo "wargaming" nikomu nic nie mówiło, a ucieleśnieniem gatunku MMO byli wojownicy, łuczniczy i magowie beztrosko hasający po kolorowych mapach. Ni stąd ni zowąd pojawiły się wielkie stalowe konserwy i nie bacząc na nic obróciły cały ten bajkowy świat w perzynę. Pozostał tylko ślad - ślad gąsiennic...
Od jakiegoś czasu zaczęło dopadać mnie dorosłe życie. Studia się kończą, praca wre, gdzieś tam na horyzoncie majacze ślub. Co się z tym wiąże? Na pewno tyle samo pozytywów, co tych mniej przyjemnych kwestii. No bo tak: gry (w tym kolekcjonerki) jest za co kupować, nie trzeba myśleć o nauce na egzaminy, teoretycznie można zatopić się w którymś z wirtualnych światów (aż prosi się o kolejną część Wiedźmina, Risena, GTA czy Mafii), ale... nie ma na to czasu. Ironia, co? Tak więc półki regularnie zapełniane są nowymi produkcjami, ale właściwie każda z nich dusi się w folii (raj dla kolekcjonera, każdy tytuł to nówka sztuka). Sleeping Dogs, Darksiders II, Crysis 3, DmC Devil May Cry, Hitman Rozgrzeszenie, Spec Ops: The Line, Alan Wake, StarCraft II: Heart of the Swarm, Dead Island Riptide, Sniper: Ghost Warrior 2, Skyrim, Assassin's Creed III, Dark Souls II... każda z tych pozycji czeka. Skąd więc znajduję czas na World of Tanks? To wie chyba tylko Wargaming.net.
Moja przygoda z World of Tanks zaczęła się półtora roku temu. Dość przypadkowo i spontanicznie natknąłem się w sklepie na pudełkową wersję tego MMO, wróciłem do domu, zainstalowałem i grałem, i grałem, i grałem... Oczywiście popularność białoruskiej produkcji nie wzięła się przecież z powietrza. Największą zaletą gry jest to, że za darmo oferuje tak wiele. Oczywiście ta darmowość jest tylko pozorna, bowiem im bardziej się wciągniemy, tym więcej wydamy w grze prawdziwej gotówki. Sam obiecałem sobie, że WoT będzie dla mnie grą absolutnie darmową i kolejne czołgi zdobywać będę tylko potem, łzami, ogniem i mieczem. Ostatecznie skończyło się na tym, że pieniądze, które wrzuciłem Wargamingowi do kieszeni, spokojnie wystarczyłoby mi na zakup dwóch pełnoprawnych (czyt. w pełni płatnych, bo WoT-owi nic przecież nie brakuje) gier w dniu ich premiery. Auć...
Ale o co chodzi z tym uzależnieniem? Brak czasu i inne obowiązki nie są żadną przeszkodą w sytuacji, gdy TRZEBA ROBIĆ GWIAZDKI. Białoruski deweloper tym ruchem zapewnił sobie codzienną obecność wielu graczy, którzy bez tego z pewnością nie logowaliby się każdego dnia (w tym mnie). Podwójne doświadczenie za pierwszą wygraną każdego dnia to pewien bonus, gratis. Jeśli nie zasiądziemy do gry, stracimy coś, co Wargaming daje nam za darmo. I jak z tego nie skorzystać? Nie raz obiecywałem sobie, że spróbuję zagrać raz - jeśli się nie uda, trudno. Drużyna przegrała. Już wciskam ESC, chwila konsternacji i "Powrót do garażu". Spróbuję jeszcze raz. Nie wyszło? Do trzech razy sztuka. Później aż do skutku. Tak to działa.
Rzecz jasna niebagatelną rolę odgrywa w grze całe dostępne wyposażenie, ulepszenia i wyższe tiery w drzewku rozwoju. Im dalej, tym trudniej (to jasne), a kolejne poziomy zdobywa się na tyle długo, by trzeba było do gry 'przysiąść', ale nie aż tak długo, by rozgrywka nam się znudziła. Początkowo miałem jasno określony plan: amerykańskie HT i nic więcej. Jednak ile można patrzeć na dupsko mojego T32? Zawsze chciałem zagrać artą. Siup, mam już na koncie M41. Zaraz, zaraz... wolno tu. Może scout? Chiński 59-16 niebawem będzie mój. A jak się gra niszczycielem? Dzięki AT 8 wiem już jak. No to do kompletu brakuje mi tylko mediuma. Dziś zacząłem zabawę radzieckimi średniakami. I co? Już nie muszę robić jednej gwiazdki. Muszę robić ich pięć (a czołgów w garażu więcej). Nie muszę chyba mówić jak bardzo wydłuża to czas w przypadku pechowego dnia? Inne obowiązki gonią, ale przecież gwiazdki trzeba zrobić. Chyba się uzależniłem...
A ile czasu dziennie wy poświęcacie na World of Tanks?
<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>