Carmageddon - krwawa przeszłość powraca dzięki Androidowi - fsm - 20 maja 2013

Carmageddon - krwawa przeszłość powraca dzięki Androidowi

Carmageddon Reincarnation to (obok nowej wersji Road Rash) najbardziej oczekiwany przeze mnie kickstarterowy indyk. Celem powspominania i powyżywania się, chciałem nabyć grę z GOG.com, ale wymagane 10 dolarów wydawało się dosyć dużą kwotą. Tymczasem psycho/socjo/telepaci ze Stainless Games wyszli mi naprzeciw i w końcu przygotowali swoje dzieło w wersji na Androida (iOS został rozjechany już jakiś czas temu). W dniu premiery, 10 maja, Carmageddon dostępny był za darmo (obecnie trochę ponad 6 zł) i, ojeju, jak strasznie się cieszę, że mam tę grę na swoim telefonie. Tak jak powinni cieszyć się wszyscy inni. Chcecie poczytać o graniu z roku 1997 w roku 2013? No to, cytując klasyka z gry, hang on to yer helmet!

Jeju! Jak on zrobił tę fotkę?

Mały mobilny Carmageddon to idealna kopia swojego dużego brata. I przy okazji kolejna rzecz, która wydaje się niesłychanym cudem techniki - kiedyś potrzebna była wielka skrzynka z Pentiumem 133, która generowała piksele wielkości kafli, dzisiaj mamy mały płaski dynks z ekranem, a frajda jest taka sama. Oczywiście ten niepojęty fakt szybko się wyjaśnił, kiedy uświadomiłem sobie, że ważąca 110 MB aplikacja szesnaście lat temu też zajmowała podobną ilość miejsca, bo reszta płyty była wypełniona ścieżkami audio (Fear Factory, chłopaki!). Zatem nie jest to nic naprawdę wyjątkowego, ale mimo wszystko wrażenie zrobiło. Tak już mam.

W 1997 roku miałem lat 13 i moja pierwsza styczność z Carmageddonem to była wersja demo - czerwony wóz i jedna mapka. Och, ileż niedozwolonej radochy płynęło z tego kawałka kodu. A gdy okazało się, że kolega z klasy otrzymał w prezencie wielkie tekturowe pudełko z charakterystycznym łysym, czerwonym gościem na froncie, radości nie było końca. Wędrówki do biura jego rodziców po godzinach pracy i rozjeżdżanie mieszkańców małego, zaśnieżonego miasteczka były ważnym punktem każdego tygodnia (ważne: jego komputer miał kartę dźwiękową, więc wszystkie mlaski, zgrzyty i gitarowy czad dodawały głębi rozjeżdżaniu, ja bowiem posiadałem wówczas niemą maszynę). Kolejne części Carmageddon już nie zapewniły aż takiej radochy, choć oczywiście zostały zaliczone przez odpowiednio starszego mnie.

Tak było w 1997...

A teraz lat mam trochę więcej i niespecjalnie wypasiony telefon Samsing Galaxy Mini 2 (nie lękajcie się jednak, posiadacze gorszych smartfonów, Carmageddon działa na mojej maszynce wzorowo - jeden jedyny raz podczas dłuższego posiedzenia gra zawiesiła telefon na amen i trzeba było wyciągać baterię), ale teleport do przeszłości działa idealnie. Mobilny Carmageddon to takie samo intro, te same mapy i ten sam zestaw cudownie pokręconych wozów. Dostajemy też zaskakująco wygodne, ekranowe sterowanie (zamiast wciskać wirtualne guziki, można też wychylać telefon, jeśli wolicie) i dobrze wszystkim znany, idealnie wyważony sposób prowadzenia dostępnych w grze samochodów. Na niewielkim ekraniku telefonu gra cieszy oko - większość (ale nie wszystkie) tekstur jest rozmazana, jak za pięknych czasów 3Dfx Voodoo, modele samochodów efektowne się zgniatają po zderzeniach, a dwuwymiarowe postacie ludzików czy krów eksplodują fajerwerkiem flaków przy najmniejszym dotknięciu. Kontrowersyjna frajda x100! W Carmageddon nadal gra się bardzo przyjemnie i chce się do zabawy codziennie wracać - a to najlepsze, co można powiedzieć o jakimkolwiek tego typu produkcie.

Na koniec akapit, który w każdym produkcie recenzjopodobnym powinien pojawić się dużo wcześniej: Carmageddon to nietypowe wyścigi stawiające na totalny chaos i zniszczenie. Na jednej z kilkunastu sporych, otwartych map, spotyka się 6 kierowców prowadzących pojazdy dostosowane do cięcia, miażdżenia, przebijania i spychania. Każdy z nich chce zarobić jak najwięcej kredytów (aby ulepszać auta i naprawiać zniszczenia w trakcie zawodów), a dokonać tego można albo poprzez tradycyjne zaliczanie punktów kontrolnych, albo poprzez przejechanie wszystkich ludzi obecnych na mapie, albo przez zniszczenie każdego oponenta (ta ostatnia opcja jest zdecydowanie najbardziej popularna). Co jakiś czas odblokowuje się jeden z rozwalonych pojazdów naszych kolegów po fachu, pojawiają się nowe mapki i ulepszenia. I tak w kółko, bez żadnych udziwnień... No dobrze, poza dwoma: każda mapka ma mnóstwo beczek z dodatkowym czasem, kasą lub bajerami w stylu piorun atakujący przechodniów, turbo, darmowe naprawy, zamrożenie etc., a jeśli zapuścimy się zbyt daleko poza wytyczoną trasę, bardzo łatwo natrafić na szybki i mocno opancerzony wóz policyjny, którego jedynym zadaniem jest zaprowadzenie porządku poprzez zabicie wszystkich zawodników. Fajnie jest, mówię wam.

Tak jest w 2013!

Carmageddon to świetna gra o samochodach, w której największą radochę daje albo kilkukrotne combo po przejechaniu grupy przechodniów dzięki zaciągnięciu ręcznego hamulca, albo soczysta czołówka kończąca się destrukcją oponenta. No i pamiętajcie - to kontrowersja napędzała tę i grę i dzięki niej wszyscy o niej pamiętają (w niektórych krajach zamiast ludzi przejeżdżało się tryskające zieloną posoką zombiaki, a w pruderyjnych Niemczech - roboty). Posmakujcie więc trochę "staroszkolnego" skandalu, a na pewno Wam się spodoba. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Max Damage zaprasza.

fsm
20 maja 2013 - 12:05