Ekranizacja "Gry Endera" do kin wejdzie dopiero w listopadzie, a już jest o niej głośno. A wszystko za sprawą środowisk LGBT, które wzywają do bojkotu filmu science-fiction. O co dokładniej chodzi?
Otóż Orson Scott Card nigdy nie krył swoich uprzedzeń wobec mniejszości seksualnych i mocno krytykuje między innymi legalizację małżeństw osób tej samej płci. Z tego też względu organizacja Geeks OUT nawołuje by w żaden sposób nie nabijać kieszeni pieniędzmi słynnego pisarza science-fiction w tym miejscu.
Idea być może dla środowisk LGBT i szczytna, ale trochę też naiwna, gdyż większość zysków trafi nie do autora książki, lecz studia filmowego. Pisarz z tego co wiadomo, otrzymał już jakiś czas temu honorarium, zaś od samego filmu prawdopodobnie się w ogóle odetnie – obraz nazywa "wizją Gavina Hooda (reżyser filmu)", a nie swoją.
Dodatkowo należy wspomnieć, że sama powieść i zapewne film, nie zawierają w sobie żadnego przesłania anty-homoseksualnego, więc tym bardziej dziwi tak mocna reakcja środowisk LGBT. To historia przedstawiające inicjację dzieci w trudnym świecie, gdzie dorosłość wdziera się coraz prędzej w nasze życie.
Z tego szumu zapewne zadowolone jest Summit Entertainment, które jeszcze tak właściwie nie rozpoczęło mocno kampanii promocyjnej, a już ma duży rozgłos na kilka miesięcy przed premierą.
Dla mnie osobiście sam bojkot jest absurdalny, gdyż poglądy autora nie powinny przeszkadzać w odbiorze powieści ani filmu. A "Gra Endera" to jedna z tych książek science-fiction, które bym polecił w ciemno każdemu, kto chciałby zacząć przygodę z tym gatunkiem. Sama powieść otrzymała najbardziej prestiżowe nagrody w świecie SF – Nebulę oraz Hugo. Plus zacieram ręcę na sam szał, który niewątpliwie nastąpi po premierze - wznowienie powieści i popularyzacja klasycznego dzieła, które może przeżywać młodość po raz drugi. Tak jak to ma niejako miejsce przy okazji "Gry o tron".
Filmowa "Gra Endera" swoją premierą zaplanowaną ma na 1 listopada 2013 roku. W rolach głównych wystąpi Asa Butterfield i Harrison Ford.