Moje wspomnienia z Duel Masters: anime gry karcianka - Rasgul - 5 sierpnia 2013

Moje wspomnienia z Duel Masters: anime, gry, karcianka

Przeglądając ostatnio pewną stronę z ROMami, natknąłem się na grę Duel Masters: Shadow of the Code i z miejsca dopadła mnie nostalgia. Przypomniałem sobie, jak będąc jeszcze małym Rasgulem, spędzałem wiele czasu w uniwersum tej karcianki. Chłonąłem wszystko, co Wizards of the Coast podrzucili mi pod nos. Na DM w Polsce był swojego czasu mały bum, co zresztą skrzętnie wykorzystali wówczas producenci chrupek i chipsów. Nie pamiętam wszystkiego super dokładnie, ale wiem jedno – przy Mistrzach Pojedynków bawiłem się świetnie.

Wszystko zaczęło się w niewinnie. Pewnego razu, gdy usiadłem przed telewizorem i włączyłem Cartoon Network, natknąłem się na anime, której głównym bohaterem był Shobu Kirifuda. Natychmiast się wciągnąłem, ponieważ sama kreskówka spełniała wówczas wszystkie dla mnie ważne elementy – były potwory, były epickie pojedynki, był tani humor, burzenie czwartej ściany, w miarę fajna historia oraz bohaterowie, a główny motyw muzyczny strasznie szybko wpadał w ucho. Nie było opcji, żeby dzieciaki tego nie połknęły. Bajka szybko odniosła sukces i wszystko ze znaczkiem Duel Masters było natychmiastowo wchłaniane. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że sama karcianka istnieje naprawdę i jakoś mnie wtedy to specjalnie nie obchodziło. Po prostu brałem zwykłe karty i udawałem, że są to te z anime. Wyobraźnia zawsze brała górę w moim dzieciństwie. Patrząc obecnie na tą bajkę, chce mi się śmiać. Dopiero po ok. 10 latach zauważyłem, że była ona tania, przewidywalna i gówno warta. Obejrzałem niedawno z ciekawości kilka odcinków i obiektywnie patrząc, tylko straciłem na tym czas. Do oglądania przyciągnęły mnie dwa czynniki – chęć napisania tego artykułu i przede wszystkim nostalgia. Za dzieciaka patrzyło się na wszystko inaczej…

Następnym krokiem w uniwersum Duel Masters były gry, na które natknąłem się później, przy okazji zafascynowania konsolką Game Boy Advance. Grałem tylko w te odsłony, które wyszły na tym sprzęcie, chociaż wiem, że jedna z podtytułem Cobalt przywędrowła do Europy i Stanów Zjednoczonych z Japonii, a jej docelową platformą było PS2. Nie miałem okazji jej jednak spróbować i w sumie to nawet dobrze. Wciąż pamiętam te części, które zostały wyprodukowane na GBA i wiem, że nie oferowały nic ciekawego poza możliwością ułożenia własnej talii z małej puli kart oraz walką z tanim AI. Świeżo ograne Shadow of the Code mnie w tej teorii utwierdza. Jest to typowy przeciętniak, który jest w stanie przyciągnąć tylko fanów Duel Masters. Gra ma po prostu słabą fabułę i nudne, a zarazem łatwe pojedynki ze sztuczną inteligencją (szybkie ataki kreaturami z ognia ftw). Podejrzewam, że tylko tryb multiplayer byłby tu wybawieniem, ale wątpię, żeby ktoś teraz byłby tym zainteresowany.

Takie karty niektórym mogły się tylko śnić po nocach...

I tu zmierzam do moich wspomnień z karcianką. Wspomnień dość bolesnych dla mojego portfela. Starter decki zauważyłem po raz pierwszy, będąc na kolonii w Tatrach. Chadzając wtedy po różnych straganach na Gubałówce, zauważyłem ten magiczny symbol Duel Masters, którego było pełno dookoła. Nie myślałem nawet wtedy czy mogą to być podróbki, czy też nie, po prostu chciałem je mieć. Nakupowałem ich mnóstwo, tak samo jak moi koledzy z pokoju. Bawiliśmy się wtedy przednie. Niestety, nieco później skradziono nam większość tych lepszych potworków, a tych nie udało nam się już odzyskać. Powróciłem więc z wakacji nieco zawiedziony. Pokazałem DM sąsiadowi, który następnie znalazł sklep w pobliżu, gdzie można było nabyć jakieś boostery. Zabawa ponownie zaczęła trwać w najlepsze, ale po jakimś gra mi się najzwyczajniej w świecie znudziła (w końcu każdemu dzieciakowi coś się szybko nudzi), a karty sprzedałem. Nie jestem jednak pewien czy jakieś mi zostały, choć wiem, że znajomy nadal chowa ich w domu całe pudełko. Kiedyś mógłbym się za nie zabić, jednak dzisiaj jedynie patrzę na nie, nostalgicznie wzdychając, podczas gdy odwiedzam tego kolegę.

Miło sobie tak od czasu do czasu powspominać dzieciństwo. Te wszystkie Pokemony, Power Rangersy i inne Transformersy, za którymi się szalało. To było coś i dla tych seriali/kreskówek zbiegało się przed telewizory z podwórka. To były czasy i prawdę powiedziawszy, muszę do nich częściej wracać przy okazji takich artykułów.

A może Wy macie jakieś wspomnienia związane z Duel Masters! Piszcie o tym w komentarzach! Zapraszam do dyskusji!


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
5 sierpnia 2013 - 21:54