Współczesny rynek gier wideo jest nastawiony, krótko mówiąc, na zarabianie jak największej ilości pieniędzy. Oczywiście nikt nigdy nie zrobił niczego za darmo - produkcja gry AAA to przecież ogromne środki: finansowe i ludzkie. Nie da się jednak ukryć, że kiedyś na daną kontynuację czekaliśmy latami - zmieniała się jej warstwa technologiczna, ilościowa (więcej wszystkiego) i fabularna. Jak się to ma do obecnej sytuacji na rynku? Każdego roku bombardowani jesteśmy kolejnymi sequelami, które wyglądają i w które gra się dokładnie tak samo, jak rok wcześniej. Co sprytniejsi idą w drugą stronę, a więc restartując serię. W każdym razie nowe marki triple A nie ukazują się prawie w ogóle. Czy o to nam chodzi?
Można i wypiąć się na producentów i nie kupować kolejnej części Call of Duty, Assassin's Creeda, Batmana, Battlefielda, F1, WRC i innych, ale bylibyśmy wtedy w naprawdę niewesołej sytuacji, bo po prostu nie mielibyśmy w co grać. Jeśli już jakieś nowe IP by nas zainteresowało, nie mamy pewności, czy jakość samej produkcji będzie zadowalająca. O corocznych powtórkach z rozrywki można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że są kiepskiej jakości.
Zastanówmy się, kto tak rozpuścił branżę? Zdecydowanie składa się na to wiele czynników. Jeden element napędza drugi, a ten kolejny. Gry były kiedyś rozrywką dość niszową, dziś grać może każdy. Gier sprzedaje się więc więcej. Skoro potencjalnych nabywców jest więcej, zaniża się też poziom ich oczekiwań (znawcy i wybredni gracze toną w gąszczu "kanapowych pogrywaczy"), nie ma więc ciśnienia na nowatorskie rozwiązania i skrupulatne/racjonalne rozwijanie serii. Pieniądze pachną bardzo ładnie, więc kolejne, rozpoznawalne przez klientów tytuły trzeba wydawać jak najczęściej - nie potrzeba przy tym tak wysokich środków, jakie byłyby potrzebne przy tworzeniu gry, której czas produkcji wynosiłby 3-4 lata. Wydawanie nowych marek to ryzyko, a kolejny Assassin's Creed, F1, czy Call of Duty to pewny pieniądz. Inni to robią, ja (wydawca) zrobię więc to samo. Kółko się zamyka. Kogo tu winić? Producentów? Nie do końca - oni swoje gry robią najlepiej, jak tylko potrafią. Gdyby dostawali te same pieniądze za 4-letnią produkcję gry, z pewnością byliby bardzo zadowoleni - masa czasu, DLC zbędne, nowe rozwiązania, finalny produkt dopracowany. Niestety, deweloperzy mają nad sobą wydawcę, który sypie kasą i dyktuje warunki: "gra ma być zrobiona szybko, na czas i z kilkoma usprawnieniami, które sprawią, że będzie wyglądała na krok wprzód (marketing zajmie się resztą). Jeśli coś pójdzie nie tak, trochę się ją załata, doklei kilka DLC, żeby podreperować budżet i spokojnie będzie można się zająć przyszłoroczną częścią". Tak to się kręci. Dlaczego? Bo my, gracze, te gry kupujemy. Czy jesteśmy winni? I tak, i nie.
Myśleliście kiedyś, dlaczego firmy takie, jak EA, Activision czy Ubisoft (ten chyba najmniej) uważane są za korporacje nastawione jedynie na pewną kasę z tych samych, wydawanych rokrocznie gier, podczas gdy Valve czy Rockstar, mimo iż też nastawione przecież na zysk, mają u graczy pewien kredyt zaufania i dozgonny szacunek? Jeśli pojawia się nowa gra Valve lub Rockstara, po prostu MUSI ona być genialna! Za to gracze tak kochają te firmy. Zobaczcie co dzieje się teraz, przed premierą Grand Theft Auto V i pomyślcie co działoby się, gdyby Valve otwarcie i oficjalnie zapowiedziało Half-Life'a 3... Skądź to się bierze, prawda? CD Projekt RED - czy szanujemy REDów tylko dlatego, że są naszymi rodakami? Nie, szanujemy ich, bo skupiają się na pracy, robią swoje i nie wypuszczają kolejnych gier co roku.
Czas zebrać powyższe do kupy. Czy to źle, że co roku dostajemy kolejne "powtórki z rozGrywki"? Źle, że są to produkcje, które nic nowego do branży nie wnoszą i nie pozwalają nam się cieszyć kontynuacjami z prawdziwego zdarzenia, jednak dobrze, że co roku mamy w co grać i że produkcje te są dobrej jakości. Z pewnością nie zmieni się stosunek graczy do koncernów, które zarabiają na naszym przyzwyczajeniu (EA, Activision) i tych, które w mniemaniu graczy są tymi dobrymi (Rockstar, Valve). Teoretycznie jesteśmy teraz w bardzo dobrym punkcie - zmowa producentów z pewnością na jakiś czas zostanie zamrożona na czas debiutu nowej generacji konsol i to będzie czas, który, mam nadzieję, przyniesie ze sobą kilkadziesiąc świetnych (nowych!) IP - Watch_Dogs, Cyberpunk 2077, Star Wars: Battlefront (stary, a jednak nowy), Mad Max, Destiny, The Division, Titanfall, The Order: 1886... Oby był to początek nowego trendu i dowód na to, że nowa marka nie musi równać się mniejszym zyskom dla producenta/wydawcy.
A co wy uważacie o obecnej sytuacji na rynku? Myślicie, że może ona ulec zmianie? Czy co roku kupujecie kolejne części growych tasiemców?
<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>