Bezduszny geniusz? Recenzja filmu Jobs - barth89 - 12 września 2013

Bezduszny geniusz? Recenzja filmu Jobs

Steve Jobs to człowiek, którego opinia publiczna przez lata uważała za wizjonera, dziwaka i egocentryka. Śmierć założyciela Apple sprawiła, że o jego istnieniu dowiedziały się osoby, którym nazwisko Jobs do tej pory było całkowicie obce. Reżyser Joshua Michael Stern postanowił opowiedzieć tą historię w sposób, który, na pierwszy rzut oka, wydaje się być pomnikiem postawionym Steve'owi Jobsowi. Na szczęście jednak jest to opowieść o człowieku, który nie zawsze był ludzki. Lecz czyż wielcy tego świata zawsze byli idealni?

Przedstawiona w filmie opowieść koncentruje się przede wszystkim na założeniu i wczesnych latach Apple. Steve Jobs już wtedy jest osobą, która chce zrobić coś wielkiego, która jest idealistą, która nie boi się wyrażać własnego zdania i krytykować innych, która wie czego chce, ale nie do końca wie w jaki sposób osiągnąć cel. Tutaj z pomocą przychodzi głównemu bohaterowi Steve Wozniak (Josh Gad), będący bardziej świetnym inżynierem, aniżeli wizjonerem. Jednak połączenie tych dwóch osobowości w zupełności wystarcza, by zaistnieć i w garażu rodziców Steve'a Jobsa rozpocząć coś, co stanie się przyczynkiem do powstania najsilniejszej marki na świecie.

Fabuła fabułą (koniec końców historię Apple i tak z grubsza znamy), ale najważniejsza jest rola tytułowego bohatera. Wcielający się w Steve'a Jobsa Ashton Kutcher podołał. To na jego barkach spoczywała cała odpowiedzialność za sukces lub nie filmu Jobs. Umówmy się, to właśnie postać głównego bohatera, jego charakter, stosunek do innych, stosunek do samego siebie, jego charyzma, pewność siebie i sposób bycia sprawiły, że od ekranu nie sposób oderwać oczu. Kutcher, naśladując podkreślany w filmie charakterystyczny sposób chodzenia założyciela Apple, stworzył Jobsa, którego dokładnie w taki właśnie sposób sobie wyobrażałem. Już na początku swojej kariery Steve jest niesamowicie pewny siebie i świadomy talentu, jaki posiada, niemalże hipnotyzując wszystkich dokoła. W miarę jednak rozwoju Apple ludzie przestają się dla niego liczyć. Widzimy człowieka, który w pewnym momencie koncentruje się tylko na realizacji siedzącego w jego głowie planu i wszystko, co z tym planem w jakikolwiek sposób jest sprzeczne, natychmiast od siebie oddala - mowa tu nie tylko o (kiedy Apple II trafiło na rynek) jego współpracownikach, ale przede wszystkim o najbliższych mu osobach, które musiały zaakceptować to, że akurat w tym momencie (kiedy firma miała szansę zaistnieć), nie są dla niego najważniejsze. Przedstawiony w filmie Steve Jobs to wizjoner, geniusz (strasznie podobał mi się zaakcentowany w filmie błysk w oku głównego bohatera, kiedy spoglądał na prezentowany mu projekt/pomysł) i niewątpliwie egocentryk - jeśli ktoś nie podziela jego celu doskonałej harmonii urządzenia z człowiekiem, natychmiast staje się wrogiem, a już na pewno zbędnym trybikiem w wielkiej maszynie jego wizji. Jobs nie chciał, by produkty Apple były lepsze od konkurencji (IBM, Dell i in.), one miały być całkowicie inne i nowatorskie.

Czy to oznacza, że Steve Jobs jest bezdusznym egoistą? Na szczęście nie. Główny bohater kocha ludzi - rodziców, córkę, żonę, przyjaciół... Po prostu w pewnym momencie odciął się od wszystkiego, co w jakiś sposób mogło zakłócić jego dążenie do wielkości i doskonałości. Cały czas jednak otaczał się ludźmi, którym bezgranicznie ufał (było ich tak naprawdę tylko kilka, ale za to prawdziwych, pewnych i kochających go). Ashton Kutcher nie był aktorem, był najprawdziwszym w świecie Stevem Jobsem - bezkompromisowym, pewnym siebie, trochę egoistycznym, którego jednak po obejrzeniu filmu Jobs najlepiej definiują określenia: geniusz i wizjoner. A przede wszystkim: wyjątkowy człowiek. Film nie jest jego pomnikiem, a historią o człowieku, który chciał zmienić świat i chyba mu się to udało...

Na koniec chciałbym przytoczyć informację o śmierci Steve'a Jobsa, która pochodzi z oficjalnej strony Apple:

Z ogromnym smutkiem informujemy, że dzisiaj Steve Jobs odszedł od nas. Jego mądrość, pasja i energia były źródłem niezliczonych innowacji, które wzbogacają i poprawiają nasze życia. Dzięki Steve'owi świat jest zdecydowanie lepszy. Jego największą miłością była żona Laurene i jego rodzina. Kierujemy nasze serca w ich stronę oraz w stronę tych wszystkich, którzy doświadczyli jego nadzwyczajnych talentów.

Te słowa najlepiej oddają osobowość założyciela Apple. Film tylko to potwierdza.

Ode mnie bardzo mocne 8/10.

PS Jeśli ilość słów "geniusz" i "wizjoner" przekroczyła dopuszczalną normę, wybaczcie. Inaczej po prostu się nie dało.


<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>

barth89
12 września 2013 - 09:49