Grawitacja to film w pewnym sensie nietypowy i interesujący w swoim charakterze. Dzieje się tak, ponieważ obraz Alfonso Cuaróna wymyka się jednoznacznemu zdefiniowaniu. Grawitacja potrafi być zarazem oszczędna i monumentalna. Jednocześnie na ekranie dzieje się dużo i pozornie niewiele. Widoki z przestrzeni kosmicznej nieustannie przypominają o maleńkości człowieka względem wszechświata, a z drugiej kameralna historia dwójki astronautów staje się najważniejsza w tej mroźnej i bezkresnej przestrzeni. Ten dualizm urzeka.
A na tym plusy się przecież nie kończą. Pewnie wiele osób wybierających się do kina na Grawitację skusiła perspektywa urokliwych widoczków z orbity i pod tym względem absolutnie nikt nie powinien czuć się zawiedziony. Mimo że nie mam jak fsm luksusu obecności IMAXa w bliskiej okolicy, to seans w standardowym kinie i tak zrobił na mnie duże wrażenie. Ziemia, która często przewija się gdzieś w kadrze, z daleka wygląda pięknie i prawdziwe. Cieszy jednak, że przyłożono się także przy okazji innych miejsc akcji, jak stacje kosmiczne i kapsuły ratunkowe. Zachowano dbałość o szczegóły tak przy elementach wyposażenia, jak i zjawiskach fizycznych. Choć oczywiście na żywo nigdy nie widziałem takiego sprzętu, to podobnie bym sobie to wszystko wyobrażał.
Niestety od maestrii zdjęć i ogólnej technicznej perfekcji całości odbiega scenariusz filmu. Trio astronautów majstruje przy teleskopie Hubble’a. Gdy już mają pakować zabawki i odlatywać na Ziemię, części zestrzelonego rosyjskiego satelity zaczynają z ogromną prędkością dryfować w ich kierunku. W wyniku tego zdarzenia ich wahadłowiec Explorer zostanie zniszczony, a pozostali przy życiu dr Ryan Stone i dowódca Matt Kowalsky będą w desperackich próbach walczyć o przetrwanie, starając się dotrzeć do najbliższych sojuzów którymi mogą się ewakuować. Choć sama historia jest w porządku, to w pewnym momencie dostrzegamy tutaj schematyzm. Jeśli znamy czas trwania seansu, to jesteśmy w stanie określić ile jeszcze niespodzianek czeka na Sandrę i George’a.
Będąc przy nich dwa słowa o tym jak się spisali. Postać Clooneya nigdy nie traci rezonu, jego usposobienie i teksty nieraz spowodują uśmiech na Waszych twarzach, będąc przeciwwagą dla tej dramatycznej przecież opowieści. Więcej do zagrania miała Bullock i nie do końca udźwignęła ten ciężar. Jej gra jest nierówna, przy czym zaczyna najlepiej, a potem powolutku obniża pułap (może poza samą końcówką). Na usprawiedliwienie dodam, że najmniej przekonująco wypadła w scenie, która zwyczajnie była najtrudniejsza do zagrania.
Pomimo pewnych niedociągnięć, Grawitacja jest bardzo dobrym filmem. Na szczęście nie śledziłem przedpremierowych recenzji i średnich ocen, bo mógłbym oczekiwać jakości nie z tej ziemi i wyjść z kina rozczarowanym. Tymczasem ani trochę się nie zawiodłem. Grawitacja pod niektórymi względami wypada po mistrzowsku, pod innymi jest dobra lub przyzwoita. Ale dochodzi jeszcze ta niejednoznaczność którą wspomniałem we wstępie, a której tak brakuje współczesnemu kinu.
8/10