Radzieccy partyzanci to nie brytyjscy komandosi - Brucevsky - 14 października 2013

Radzieccy partyzanci to nie brytyjscy komandosi

Źródło: www.ww2incolor.com

Sztuczna inteligencja. Jeden z głównych powodów obaw dla gracza, który odświeża sobie hity sprzed lat. Czy wrogowie nie oszukują? Czy nasi kompani nie są idiotami? Czy twórcy nie wpadli na ryzykowny pomysł dorzucenia misji eskortowych? Uruchamiając po raz pierwszy Medal of Honor: European Assault nie zastanawiałem się nad tym specjalnie, bo nie spodziewałem się, że w każdej misji towarzyszyli mi będą sterowani przez konsolę kompani. Mały oddział, któremu będę mógł wydawać proste polecenia...

Wykonując zadania we francuskim Saint-Nazaire walczyłem u boku znakomicie wyszkolonych brytyjskich komandosów. Od pierwszej wymiany ognia z nazistami mogłem czuć się spokojnie, bo przeszkoleni, opanowani, skuteczni i dobrze wyposażeni kompani świetnie sobie radzili i nie wykazywali skłonności samobójczych. Dobrze wspominam też walkę u boku „Szczurów Pustyni” w północnej Afryce. Trudne i wyjątkowo ryzykowne zadania na pewno nie zakończyłyby się sukcesem, gdyby nie zawsze gotowi do walki i czujni Brytyjczycy. Potem jednak trafiłem do Związku Radzieckiego, gdzie czekali na mnie kochający mateczkę Rosję partyzanci. Mogłem spodziewać się, że będą gorzej wyszkoleni i słabiej uzbrojeni. Mogłem liczyć, że będą znakomicie przygotowani do walki w trudnych warunkach. Nie miałem jednak prawa sądzić, że będą porażająco głupi.

Nieoczekiwana zmiana zachowania towarzyszy w połowie gry to coś, z czym jeszcze do tej pory się nie zetknąłem. Da się jednak ją racjonalnie wytłumaczyć, w końcu radzieccy partyzanci to nie brytyjscy komandosi. Mogliby więc być mniej odporni na kule wrogów, gorzej strzelać, wpadać w panikę na polu bitwy lub mieć słabsze bronie. Nie rozumiem jednak dlaczego zamiast tego twórcy gry zrobili z nich kretynów, którzy chowają się po niewłaściwej stronie barykady i z pieśnią na ustach przyjmują serię z karabinu maszynowego na odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Kilkunastokrotnie. Próba kierowania nimi i ratowania ich skóry jest skazana na porażkę i co gorsza zagraża powodzeniu całej misji. Przekonałem się o tym osobiście, gdy, mimo usilnych prób pomocy i kilku zużytych apteczek, pod koniec poziomu i tak zostałem sam na placu boju, tyle że bez żadnych środków leczniczych w plecaku. Dzięki Wasiljewa, Fiodorow i Kadczałkin, strasznie jesteście pomocni!

Nie lubię, gdy gra oszukuje, by utrzymać właściwe tempo zabawy i adrenalinę na wysokim poziomie. Wnerwia mnie gumowe AI w wyścigach i brak możliwości zostawienia rywali daleko w tyle. Wkurza mnie, gdy wyższy poziom trudności w grze piłkarskiej oznacza po prostu, że rywale szybciej biegają, a kopnięta przez nich futbolówka częściej leci w światło bramki. Nie podoba mnie się też, że twórcy European Assault próbują utrudnić mi zabawę poprzez nagłe ogłupienie moich kompanów. Były, są i będą dziesiątki lepszych możliwości, by utrzymać atrakcyjność zabawy. Minus trzy punkty, panowie twórcy z EA Los Angeles.

Brucevsky
14 października 2013 - 18:56