Wrażenia po otwarciu Batman: Arkham Origins Collector's Edition - Robson - 25 października 2013

Wrażenia po otwarciu Batman: Arkham Origins Collector's Edition

Chociaż aktualnie trwająca i jak najbardziej wysłużona już generacja konsol lada moment ustąpi miejsca swoim wielkim następcom, jej ostatnie (?) tłuste hity w dalszym ciągu prężą swoje wirtualne muskuły, za wszelką cenę starając się wyrwać z naszego portfela przeznaczone na next-geny pieniądze. Standardowym obietnicom o miodnej rozgrywce i dopieszczonej oprawie graficznej dumnie towarzyszą więc równie oklepane bajery głoszące zajedwabistość bogatszych edycji tytułów „Tripel Ej”, ponownie zalewając nas morzem figurek, steelbooków i książek z grafikami koncepcyjnymi. Za niecały tydzień dokładnie w ten sposób nasz zdrowy rozsądek zaatakuje nowy, piracki członek rodziny Asasynów, na chwilę obecną oddając pierwszeństwo szturmu samemu Mrocznemu Rycerzowi. Lecz czy lubujący się w gadżetach Batman przytargał ze sobą wystarczającą ilość zabawek, by wygrać nasze serca w odwiecznej bitwie o oszczędności?

Jak na gościa spędzającego większość czasu w jaskini pełnej bajerów, Wayne nie bardzo przyłożył się do swojej pierwszej kolekcjonerki. Bogatsze i droższe wydanie Arkham Asylum zapamiętam przede wszystkim za tandetny, emancypujący całym sobą tanią plastikowość batarang, którego liczne i niezbyt estetyczne rysy w bardzo kiepski sposób imitowały ślady bojowego zużycia. Na całe szczęście, kontynuacji udało się podnieść gadżetową poprzeczkę o wiele wyżej, chociaż i tutaj Bruce potknął się o własną pelerynę – pozytywne wrażenie zbudowane przez elegancką figurkę zamkniętą w pomysłowej gablocie zepsuł absolutny brak jakiegokolwiek pudełka na grę (!), płytę z Arkham City umieszczając wewnątrz okładki dołączonego do zestawu artbooka. Podążając za znaną maksymą Bananowego Janka, człowiek zaczyna się delikatnie zastanawiać „co za debil tak to zaprojektował” - tym bardziej, że po aukcjach do dziś dzień włóczą się naprawdę fajne steelbooki stworzone na potrzeby tej części.

Artbook zaskakuje nie tylko rozmiarem - ilość świetnych grafik koncepcyjnych wewnątrz również raduje ślipia.

Dzięki Talosowi, Arkham Origins naprawia błędy swojej przeszłości. Skracając wydanie kolekcjonerskie nowej części przygód Gacka do jednego zdania, ludzie gotowi wyskoczyć z prawie czterech stów na świeży epizod jego bohaterskiej kariery otrzymają dokładnie to samo co ostatnio, tyle że w pieruna więcej i lepiej. Co prawda dodatkowych kostiumów do ściągnięcia jest tu zdecydowanie mniej, a pakiet wyzwań (czy to Deathstroke’a, czy też Czarnej Maski) nikomu temperatury raczej nie podniesie – niech zginę jednak śmiercią tragiczną, kiedy to najbardziej smakowitym kąskiem EK zostaną pierdoły z DLC. Oprócz nich mamy tu bowiem jeszcze 80 stron klimatycznych grafik w twardej oprawie, 30 centymetrów dopieszczonego Batmana trzymającego za szmaty jak zawsze zadowolonego z siebie Jokera i przecudowny steelbook, robiący naprawdę dobry użytek z głównej grafiki koncepcyjnej promującej grę. Teczkę z aktami 8 zabójców próbujących dobrać się do skóry Batka w Boże Narodzenie traktuję jako miły i bardzo pomysłowy dodatek do i tak świetnej już całości, zamkniętej w rosłym i solidnym pudle zbiorczym.

Z całej tej wyliczanki tytuł najbardziej dyskusyjnego elementu standardowo otrzymać musi cena, ponownie zmuszająca mnie do ograniczenia zakupów w nadchodzącym miesiącu do jednego worka ziemniaków z Biedy. Niemniej jednak, dostępność tej edycji (a w zasadzie jej brak), rozmiar figurki i artbooka czy też przekozacki steelbook "3D", podpowiada mojemu zdruzgotanemu, kolekcjonerskiemu sumieniu, że jednak było warto.

P.S

Podziękowania dla Games World Stary Browar za scenografię :)

 Z edycji kolekcjonerskich, poczytaj również o:

God of War: Wstąpienie

Metal Gear Rising: Revengeance

Injustice: Gods Among Us

Zapraszamy na oficjalny fan-page Friendly Fire – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!

Robson
25 października 2013 - 11:35