Chociaż aktualnie trwająca i jak najbardziej wysłużona już generacja konsol lada moment ustąpi miejsca swoim wielkim następcom, jej ostatnie (?) tłuste hity w dalszym ciągu prężą swoje wirtualne muskuły, za wszelką cenę starając się wyrwać z naszego portfela przeznaczone na next-geny pieniądze. Standardowym obietnicom o miodnej rozgrywce i dopieszczonej oprawie graficznej dumnie towarzyszą więc równie oklepane bajery głoszące zajedwabistość bogatszych edycji tytułów „Tripel Ej”, ponownie zalewając nas morzem figurek, steelbooków i książek z grafikami koncepcyjnymi. Za niecały tydzień dokładnie w ten sposób nasz zdrowy rozsądek zaatakuje nowy, piracki członek rodziny Asasynów, na chwilę obecną oddając pierwszeństwo szturmu samemu Mrocznemu Rycerzowi. Lecz czy lubujący się w gadżetach Batman przytargał ze sobą wystarczającą ilość zabawek, by wygrać nasze serca w odwiecznej bitwie o oszczędności?
Jak na gościa spędzającego większość czasu w jaskini pełnej bajerów, Wayne nie bardzo przyłożył się do swojej pierwszej kolekcjonerki. Bogatsze i droższe wydanie Arkham Asylum zapamiętam przede wszystkim za tandetny, emancypujący całym sobą tanią plastikowość batarang, którego liczne i niezbyt estetyczne rysy w bardzo kiepski sposób imitowały ślady bojowego zużycia. Na całe szczęście, kontynuacji udało się podnieść gadżetową poprzeczkę o wiele wyżej, chociaż i tutaj Bruce potknął się o własną pelerynę – pozytywne wrażenie zbudowane przez elegancką figurkę zamkniętą w pomysłowej gablocie zepsuł absolutny brak jakiegokolwiek pudełka na grę (!), płytę z Arkham City umieszczając wewnątrz okładki dołączonego do zestawu artbooka. Podążając za znaną maksymą Bananowego Janka, człowiek zaczyna się delikatnie zastanawiać „co za debil tak to zaprojektował” - tym bardziej, że po aukcjach do dziś dzień włóczą się naprawdę fajne steelbooki stworzone na potrzeby tej części.
Dzięki Talosowi, Arkham Origins naprawia błędy swojej przeszłości. Skracając wydanie kolekcjonerskie nowej części przygód Gacka do jednego zdania, ludzie gotowi wyskoczyć z prawie czterech stów na świeży epizod jego bohaterskiej kariery otrzymają dokładnie to samo co ostatnio, tyle że w pieruna więcej i lepiej. Co prawda dodatkowych kostiumów do ściągnięcia jest tu zdecydowanie mniej, a pakiet wyzwań (czy to Deathstroke’a, czy też Czarnej Maski) nikomu temperatury raczej nie podniesie – niech zginę jednak śmiercią tragiczną, kiedy to najbardziej smakowitym kąskiem EK zostaną pierdoły z DLC. Oprócz nich mamy tu bowiem jeszcze 80 stron klimatycznych grafik w twardej oprawie, 30 centymetrów dopieszczonego Batmana trzymającego za szmaty jak zawsze zadowolonego z siebie Jokera i przecudowny steelbook, robiący naprawdę dobry użytek z głównej grafiki koncepcyjnej promującej grę. Teczkę z aktami 8 zabójców próbujących dobrać się do skóry Batka w Boże Narodzenie traktuję jako miły i bardzo pomysłowy dodatek do i tak świetnej już całości, zamkniętej w rosłym i solidnym pudle zbiorczym.
Z całej tej wyliczanki tytuł najbardziej dyskusyjnego elementu standardowo otrzymać musi cena, ponownie zmuszająca mnie do ograniczenia zakupów w nadchodzącym miesiącu do jednego worka ziemniaków z Biedy. Niemniej jednak, dostępność tej edycji (a w zasadzie jej brak), rozmiar figurki i artbooka czy też przekozacki steelbook "3D", podpowiada mojemu zdruzgotanemu, kolekcjonerskiemu sumieniu, że jednak było warto.
P.S
Podziękowania dla Games World Stary Browar za scenografię :)
Z edycji kolekcjonerskich, poczytaj również o:
Metal Gear Rising: Revengeance
Zapraszamy na oficjalny fan-page Friendly Fire – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!