Cel! Pal! #22 - Dead or Alive 5 Plus - Robson - 30 kwietnia 2013

Cel! Pal! #22 - Dead or Alive 5 Plus

Robson ocenia: Dead or Alive 5 Plus
89

Z serią Dead or Alive nigdy nie łączyły mnie jakieś szczególne więzi. Ot, małym fryndzlem będąc, pamiętam przyniesioną skądś tam konsolę, na której odpalono równie nieznaną mi część bijatyki z ponętnymi kobitkami, jakich próżno było mi szukać na ukochanym Cartoon Network czy w Wieczorynce po 19:00. Niemniej jednak, pomimo młodego wieku, w pamięci dość silnie zakotwiczył się dorodny sprzęt każdej z obecnych w grze wojowniczek, w naturalnie nienaturalny sposób podskakujący przy najdrobniejszym ruchu bojowej dziewoi. Ale sam zdrowy cyc wówczas jeszcze nie wystarczył, by przytrzymać mnie na dłużej, przez co z serią rozstałem się do momentu pobrania pełnej wersji „piątki” w plusowej taryfie PlayStation, jak i dema tejże na bardziej mobilną Vitę. I kiedy to jedna odepchnęła mnie swoją „średniowatością”, druga kupiła moje serducho nieomal z lotu. Na którym ekranie przyjemniej było mi więc wlepiać swoje głodne spojrzenie w często zbyt okazały dekolt Kasumi?

Według mnie, Dead or Alive 5 Plus na swych dorodnych, jędrnych i apetycznych piersiach nosi to samo znamię, które znaleźć mogłem w takich produkcjach jak Army of Two: The 40th Day i Dante’s Inferno w ich odsłonach na PSP. Kiedy to „duże” i stacjonarne odpowiedniki wymienionych wyżej gier najzwyczajniej w świecie mnie odtrącały, ich przenośna wersja okazywała się już o wiele przyjemniejszym doświadczeniem. Przygody Riosa i Salema wykorzystały w tym celu małą transformację z trzecioosobwej strzelanki w oldschoolowy top-down shooter, a Dante’s Infero wbijał się w bezpieczną, handheldową niszę, gdzie jego jedynym konkurentem był wówczas Chains of Olympus. DoA 5, chociaż przez wielu w żadnym wypadku nie uznawany za tytuł średni czy wręcz odpychający, w plusowej edycji dostarczył mi to, czego na PS Vita szukałem już od dłuższego czasu - atrakcyjnej graficznie bijatyki, która w swym systemie walki nie zmusi mnie do wykręcania dziwnych ćwierć i półobrotów, jakie znaleźć można w szanowanym, jednak nigdy nie przemawiającym do mnie Street Fighterze. Co nie bardzo przekonywało mnie do siebie na ekranie domowego TV, na wyświetlaczu umiesczonym pomiędzy moimi grabami trafiło do mnie natychmiastowo, dając wszystko to, co znaleźć mogłem w wersji stacjonarnej i zgodnie z tytułem produkcji - plus coś ekstra. 

W kwestii systemu walki, kampanii single player, dostępnych trybów i całej reszcie z Dead or Alive 5 związanej, handheldową wersję podsumować można czterema słowami – to samo, tylko więcej. Są rozbite na trzy przyciski ataki kończynami, modyfikowane przez wychylenia analogiem bądź radosne oklepywanie krzyżaków, są rzuty, blok i kontra. Jest też, ponownie, najbardziej durny i okraszony nieprzyzwoitą ilością nieatrakcyjnych i słabych przerywników filmowych tryb fabularny, który w większości przypadków służy jako animowana galeria wyeksponowanych biustów „fajterek”. Co jednak najważniejsze – znajdziemy tu identyczną, nieskrępowaną niczym radość płynącą ze satysfakcjonującego i przemyślanego okładania się po twarzach zgrabnymi kobiecinami (kto by tam facetów wybierał…), odbijającymi się od interaktywnych elementów plansz i spadającymi na ich niższe poziomy, w ślicznym i cieszącym oko, pięknym festiwalu płynnych animacji. I kiedy taki port ostatniej części Mortal Kombat straszył teksturami we wręcz żenująco niskiej rozdzielczości, Dead or Alive 5 Plus śmiało zaliczyć można do jednej z ładniejszych gier na PS Vita – chociaż to i tak nie finał możliwości tej kieszonsolki.

Poza opcją Cross-Play z posiadaczami Dead or Aive 5 na PS3 oraz dodatkowym trybem wyzwań, największym bajerem przenośnej odsłony DoA 5 jest możliwość okładania naszych przeciwników przy pomocy dotykowego ekranu Vity. Trzymając konsolę w pionie widzimy wtedy naszego oponenta na całej wysokości ekranu, niejako sami wcielając się w wybraną przez nas postać i doświadczając starcia z jej/jego oczu. Uderzenia wyprowadzamy za sprawą kilku ruchów palcami po wyświetlaczu, i tak zwykłe stuknięcie odpowiada za prosty punch, smagnięcie w górę to odpowiednik podbijającego typa (bądź tepiarę) sierpowego i tak dalej, i tym podobne. Jeśli ktoś chce, poszczególnych ruchów w tym trybie może śmiało się nauczyć, jednak zwykłe smaganie ekranu „na czuja” w zupełności wystarcza, by z większości starć wyjść tutaj zwycięską ręką. Istotne w tym wszystkim jest jednak to, że całość działa jak należy i daje naprawdę sporo frajdy, stanowiąc przy tym wartościowe rozszerzenie podstawowej wersji i udane wykorzystanie funkcji nowego handhelda Sony.

Jeśli więc, podobnie zresztą jak i ja, nie jesteś fanem systemu wyprowadzania ataków w mocno arcade’owym Street Fighterze, a port ostatniego Mortala delikatnie cię zawiódł, sięgnij po Dead or Alive 5 Plus. Raz, że drugiej takiej bijatyki na PS Vita (na razie?) nie ma, a dwa – no kto nie chciałby mieć Kasumi w swoich spodniach?

Odwiedź i polub oficjalny fan-page Friendly Fire - z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający informacje o najnowszych recenzjach i felietonach! 

P.S

Wykonane przeze mnie screenshoty z opisywanej tutaj produkcji cechują się niespotykaną ilością "ząbków" oraz raczej niepowalającym poziomem oprawy graficznej DoA 5 Plus. Podczas przeglądania sam długo drapałem się po głowie rozmyślając, skąd wzięła się tak kolosalna różnica w graficznej jakości tytułu pomiędzy tym co widać na ekranie, a tym, co prezentują nam później zrzuty ekranu. Żaden ze mnie programista i "hakier", więc odpowiem krótko - pojęcia nie mam. Zaświadczyć jednak mogę, że sama gra "w ruchu" prezentuje się o niebo lepiej. 

Robson
30 kwietnia 2013 - 11:26