Twój najgorszy wróg wcale nie jest genialny - Brucevsky - 2 listopada 2013

Twój najgorszy wróg wcale nie jest genialny

Źródło: angrydogdesigns.deviantart.com

Najgorszy, bo najtrudniejszy przeciwnik w grach. Czy to doskonale wyposażony w śmiercionośną broń, zakuty w wytrzymałą zbroję i odporny na ataki osiłek? Niekoniecznie. A może więc to potwornie szybki, sprytny, umiejętnie korzystający z topografii terenu oponent? Też nie. Najgorszy wcale nie jest też żaden geniusz zła, wybitny umysł, zwykły siłacz czy wytrzymały atleta. Najtrudniej poradzić sobie z ... nieracjonalnie zachowującym się i normalnie wyposażonym oponentem idiotą.

Do takich właśnie wniosków doszedłem krótko po kolejny raz przegranej w samej końcówce misji „Farmhouse Liberation” w Medal of Honor: European Assault. Znów nic nie zapowiadało klęski do momentu, gdy nie załączył się skrypt i na niewielką grupę alianckich żołnierzy nie ruszyła fala bezmyślnych, respawnujących się bez końca nazistów. W kilka chwil zapas apteczek skurczył się do zera, a wywalczone wcześniej w trudzie opcje powstania ze zmarłych znalazły swoje wykorzystanie. Dlaczego akurat ten moment, już na tak dalekim etapie gry, sprawia mi aż taki problem?

Przyczyną tego stanu rzeczy jest niespodziewane pojawienie się zgrai szaleńczo pędzących przed siebie nazistów, którzy za nic mają swoje własne zdrowie i życie. Być może występowali oni też wcześniej na planszach rozgrywanych we Francji, północnej Afryce i Rosji, ale chyba byli wówczas lepiej zakumflowani w oddziałach dobrze wyszkolonych i dużo rozsądniejszych Niemców. Tutaj jednak mamy do czynienia wyłącznie z oddziałami samobójców-idiotów, którzy z pieśnią na ustach pakują się pod lufę karabinu.

Eliminowanie ich powinno być dziecinnie proste, prawda? W European Assault jednak nie jest. Sytuację komplikuje fakt, że wrogowie w tej odsłonie Medal of Honor tracą bardzo dużo zdrowia i są zaskakująco celni. Trzeba więc odpowiednio wyprzedzać ich ruchy, chować się za osłonami i nie pozwalać się zaskoczyć. Gdy jednak naprzeciw ciebie stają oponenci pozbawieni rozsądku, którzy nie dbają o własne zdrowie i chcą cię po prostu zabić, wszelkie taktyki przestają być skuteczne. W „Farmhouse Liberation” objawia się to m.in. przebieganiem nazistów obok głównego bohatera, by następnie posłać mu serię w plecy lub podbieganiem mu pod twarz, by następnie pobić go kolbą. Bronić się przed tym nie jest łatwo.

Źródło: matthallart.com

W efekcie po kilku kolejnych porażkach, w których Patterson skończył z podziurawionymi plecami lub wielokrotnymi pęknięciami czaszki, zostałem zmuszony do opracowania taktyki idiotoodpornej. Odpowiednio zarządzając ekwipunkiem i amunicją dotarłem do omawianego fragmentu misji i zaczaiłem się w niewielkim pomieszczeniu na piętrze ze strzelbą w ręku. Wrogowie zostali zmuszeni, by wbiegać przez wąskie drzwi. Atuty, jakimi była ich szybkość i dziwny, zygzakowaty styl poruszania się, straciły na znaczeniu. Kilkudziesięciu zabitych nazistów i dwa zniszczone czołgi później na ekranie wyświetlił się komunikat o pomyślnym zakończeniu misji.

Teraz pozostał mi jeszcze tylko finał. Mam szczerą nadzieję, że ostatnia plansza będzie pokazem kunsztu pracowników studia EA Los Angeles, a nie kolejnym etapem z błędami, uproszczeniami i niedopracowanymi skryptami. Byle tylko naprzeciw aliantów stanęła elita armii III Rzeszy, a nie bada psychopatów o skłonnościach samobójczych…

Brucevsky
2 listopada 2013 - 10:20