Poza fikcją: Rekonstrukcja historyczna - Maurycy - 27 listopada 2013

Poza fikcją: Rekonstrukcja historyczna

Poza fikcją to krótki cykl artykułów poświęconych rzeczom, które można robić poza graniem w gry komputerowe. Oklepane? Być może, ale jak wiele osób pisało tu o... rekonstrukcji historycznej? Bazując na własnych doświadczeniach może uda mi się kogoś namówić do spróbowania swoich sił w tej zajawce.

Odtwórstwo historyczne  ma dość bogatą historię sięgającą czasów starożytnego Egiptu, choć w Polsce jeszcze całkiem niedawno, bo za innego ustroju, nie było tak rozpowszechnione. Nie przybierało  zunifikowanej formy rekonstrukcji lub, jak kto woli, Ruchu Rycerskiego. Przywracaniem historii do życia zajmowały się małe grupy ludzi i starały się nie nagłaśniać tego. Na większą skalę działała archeologia eksperymentalna, która silniej rozwinęła się w zachodnich państwach, szczególnie na Wyspach Brytyjskich. O niej wspomnę jeszcze w tekście. Dopiero zmiana ustroju pozwoliła rozwinąć skrzydła fanom rekonstruowania dawnych czasów. Dziś działanie to jest mocno rozpowszechnione i znane wielu osobom, przynajmniej z inscenizacji na placach miast lub specjalnie organizowanych turniejów rycerskich. O co w tym wszystkim chodzi?

Odtwórstwo historyczne polega na rekonstruowaniu zdarzeń, przedmiotów i obyczajów interesującego nas okresu historycznego. Tutaj do wyboru mamy właściwie cały wachlarz możliwości, od czasów antycznych (są osoby, które sięgają bardzo daleko, nawet do neolitu) aż do drugiej połowy XX wieku. Oczywiście geograficznie nie musimy zamykać się w ramach naszego kraju lub regionu, a to otwiera wiele bardzo ciekawych wyborów. Pojęcie rekonstrukcji historycznej zobrazuję etapami, jakimi zwykle podchodzi się do zagadnienia oraz moimi wspomnieniami związanymi z tym ciekawym hobby. Gwoli ścisłości, będę kładł nacisk bardziej na okolice XIII wieku bo te mnie interesowały.

Czas

Zainteresowanie odtwórstwem historycznym pojawia się z dwóch przyczyn. Albo jesteśmy miłośnikami historii, albo trafiliśmy w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie, czyli na jakąś imprezę historyczną. W pierwszym przypadku chcemy doświadczyć czegoś więcej, niż tylko książek i suchych faktów, w drugim dość często górę bierze myśl "wow, jak oni ślicznie wyglądają, ja też tak chcę". Przyznam, że u mnie główną rolę odegrał ten drugi przypadek, jednak wszystko na początku sprowadza się do poświęcenia dużej ilości czasu na przestudiowanie interesującego nas okresu. Nie chodzi tutaj tylko o daty, wydarzenia i postaci znane ze szkolnych podręczników, choć i to jest ważne, by zrozumieć pewne rzeczy. W odtwórstwie, jak sama nazwa wskazuje, nacisk położony jest na odtwarzanie. Zatem zagłębiamy się w źródła mówiące o strojach, orężu, przedmiotach codziennego użytku, kuchni, tańcach, biżuterii, obuwiu, zwyczajach... Dużo tego. Na początku ciężko się we wszystkim połapać i ogarnąć ogrom informacji, ale po pewnym czasie wszystko zaczyna sklejać się w całość. Prawdą jest, że musimy na studia te poświęcić trochę czasu, zanim przejdziemy do bardzo przyjemnego i zaraze nieprzyjemnego etapu kompletowania przedmiotów.

Czas i pieniądz

W sporym namiocie szytym z grubego lnu łączonego woskowaną dratwą zmieściło się dużo sprzętu. W większości były to przedmioty codziennego użytku: drewniane, ręcznie strugane sztućce, toczone misy, stołki, siedziska, gliniane kufle i antałki, metalowe, ręcznie kute ruszty, krzesiwa, noże, wielki kufer na ubrania, świece, latarnia, mały warsztat kaletniczy, nawet łóżko zbite z surowych dech, na którym piętrzyły się skóry zwierzęce mające nas chronić przed wciąż doskwierającym chłodem majowej nocy. Mieliśmy w tym namiocie przeżyć kilka dni i żyć, jakby to był nasz jedyny dom.

Czemu przyjemnego? Bo zaczyna nam przybywać historycznych rzeczy, a każda z nich to wielka radość. A czemu nieprzyjemnego? Bo wiąże się to z pewnymi kosztami i oczywiście przeznaczeniem odpowiedniej ilości czasu. Nie ma co, rekonstrukcja historyczna to raczej drogie hobby i od tego jaki okres odtwarzamy, kogo chcemy odtwarzać i jak dużo chcemy mieć sprzętu  zależy budżet, który musimy przeznaczyć. Inną kwotę wyda Jasiu z XII wieku, który ma tylko ciuchy, kufel na piwo i michę na jedzenie, a inną piętnastowieczny rycerz z pełną zbroją płytową, mnóstwem przedmiotów codziennego użytku i własnym namiotem, a najlepiej jeszcze koniem.

W tym momencie również oddziela się przysłowiowe ziarno od plew. Chodzi o historyczność naszych rzeczy, lub żargonowo mrok (niehistoryczność). Z roku na rok nacisk na historyczności rósł w dość dużym tempie osiągając naprawdę zadowalający poziom, który może odstraszyć niejednego. Dziesięć lat temu kolczuga z kółeczek łączonych "na styk" była powszechnie akceptowaną zbroją, jednak teraz jeśli ktoś nie ma kółeczek nitowanych (a tych jest nawet kilkanaście tysięcy, wyobraźcie sobie płaszczenie końców każdego kółeczka a potem przebijanie i sklepywanie nitem) to jest ten "trochę gorszy". Kiedy 7-8 lat temu jeden z odtwórców wczesnośredniowiecznego Bizancjum pojawił się w tunice uszytej z ręcznie tkanego i naturalnie barwionego lnu, full historia, za 200-250zł/mb wywołał we mnie wielki zachwyt. Dziś to już tak nie dziwi.

Wiadomo, najważniejsze jest jak najwierniejsze odtworzenie interesującego nas okresu, jednak nigdy nie będziemy "full historyczni", niemal zawsze wkradnie się pierwiastek mroku: plomby w zębach, język jakim się posługujemy, jedzenie, które czasem spożywamy na turniejach, pochodzenie materiałów, z których wykonane są ubrania... Najważniejszy jest fakt utrzymania pewnego poziomu i korzystania ze źródeł historycznych, opierania się na nich. Oczywiście nie można przegiąć w drugą stronę. Jak ktoś mądry kiedyś powiedział: to, że w źródłach z XIII wieku nie ma nigdzie bąka nie znaczy, że go nie było. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że czasem autorzy ikonografii potrafili popuścić wodze fantazji. Moim ulubionym przykładem jest Biblia Maciejowskiego - naprawdę znakomite źródło ikonograficznej informacji o XIII wieku. Na jednej z ikon widzimy, jak jeździec przecina wroga na pół, razem z kolczugą i przeszywanicą, za pomocą glewii. Flaki, krew, ogólna masakra. Jednak mocno powątpiewam, żeby dało się wykonać taki cios, nawet mierząc z konia w cwale ;)

Kiedyś to byli mocarze. Nie dość, że przecinali człowieka w pół, to jeszcze jednoręcznym mieczem przecinali hełmy i pół głowy (źródło: biblia Maciejowskiego)

No właśnie. Koszta. Na pewno trzeba zacząć od totalnego minimum, czyli podstawowy strój i parę rzeczy codziennego użytku.  Większość z nich można zrobić samemu, co według mnie jest najlepszą frajdą. Wystarczy kupić odpowiednią ilość materiału i nici, znaleźć wykroje ciuchów i heja, szyjemy! Trzynastowieczny, męski, typowy ciuch składa się z gaci (2,5mb lnu, to był dla mnie szok, gdy to szyłem), koszuli, nogawic, tuniki wierzchniej i spodniej i ewentualnie mycki. Gdy każde z nich wychodzi spod naszej ręki radość i satysfakcja są niesamowite. Tniemy koszta wykonując je samemu. Buty i pas wychodzą raczej poza umiejętności typowego świeżaka, także je można zamówić u wielu rzemieślników zajmujących się takimi sprawami. Ja swojego stroju już nie mam od dawna, ale pas z brązowymi wykończeniami, ręcznie lanymi według historycznych znalezisk wciąż wisi w szafie. Kilka naczyń: misy, sztućce, kufel też można zdobyć u rzemieślników... To jest niezbędne minimum. Trudniej robi się, gdy chcemy mieć więcej, a możemy mieć bardzo, bardzo dużo.

Rekonstrukcja historyczna w praktyce

Lucius stał wśród innych, równie szczelnie zakutych w pancerze legionistów. Pełna zbroja segmentowa i hełm dawały wystarczająco ciepła, jednak słońce w zenicie sprawiało, że wnętrze pancerza grzało niczym piec. W ręce trzymał pilium, w drugiej wysłużoną już tarczę. Może wytrzyma kolejną potyczkę? Naprzeciwko już pojawiła się horda barbarzyńców. Niewielu posiadało te dziwne pancerze zwane kolczugami, znakomita większość walczyła bez jakiejkolwiek, prócz tarczy, osłony ciała. Mimo to  nigdy nie widział lęku w ich oczach.  Nigdy. Choć wydawałoby się to niemożliwe, zaczął się jeszcze bardziej pocić.

Tak więc udało nam się skompletować podstawowy ekwipunek początkującego odtwórcy, dołączyć do jakiejś grupy (bądź nie, wolni strzelcy też istnieją i mają się dobrze) i wybrać się na turniej. To tutaj możemy zaobserwować jak wszystko działa w praktyce. Za czasów świetności turnieju iłżeckiego, gdy był jeszcze "trzynastkowy" istniał obóz złożony z kilkudziesięciu mniejszych i większych namiotów. To tam toczyło się "codzienne" życie. Można było obejrzeć przedmioty innych uczestników, wymienić zdania, uwagi i rady, dyskutować na tematy historyczne (i nie tylko), wylegiwać się, zjeść dobrze przy wielkim, drewnianym stole, poćwiczyć szermierkę, przymierzyć zbroję, jeśli się nie miało swojej i nie bało się wchodzić w czyjąś zapoconą i śmierdzącą przeszywanicę ;) . Tutaj otwierał się cały świat odtwórców, tutaj widać było jak wiele można skompletować i że nasz mały podstawowy zestaw to nic w porównaniu z niektórymi. Do swojej własnej zbroi i w pełni wyposażonego namiotu albo dochodziło się latami, albo przeznaczało się grube tysiące. A co poza obozowiskiem? Turnieje łucznicze (za moich czasów królowały jeszcze pseudo historyczne łuki, dziś normą są świetne repliki w całości zrobione z drewna), tańce, koncerty muzyki mniej lub bardziej historycznej, zabawy plebejskie, pokazy konne i to co chyba najbardziej rajcuje facetów i sprawia, ze kobiety omdlewają: walki szermiercze. Samojeden, dwóch na dwóch, kilkuosobowe, intensywne starcia i bitwy na setki uczestników. Tutaj chciałbym obalić pewien mit odnośnie walk. Pomijając na przykład XV, czy XVI wiek, gdzie walczący zwyczajnie nie chcą za bardzo obić swoich pełnych zbroi kosztujących majątek, tak takie walki odtwórców XII, czy XIII wieku  zwykle nie niosą ze sobą taryfy ulgowej. Co prawda wymagana jest broń tępa, ale ciosy nie są markowane. To jest młócka, w której prym wiodą chyba Białorusini i Ukraińcy. Biją się, jakby  od tego zależało ich życie, a trafienie na nich w losowaniach często wywoływało szybsze bicie serca. Nacięcia, zwichnięcia, bolesne siniaki, złamania i pęknięcia kości to część składowa takich widowisk, a zdarzały się też amputacje.

Rekonstrukcja nie ogranicza się tylko do pokazów walk. To także życie obozowe (źródło: tentorium.pl)

Odtwórstwo to nie tylko kompletowanie ekwipunku, poszerzanie swojej wiedzy i uczestnictwo w dużych spędach. Są też inicjatywy prywatne zamkniętych grup, które czasem przybierają formy fabularyzowanych wydarzeń, przypominających LARPy, ale osadzone w historycznych realiach. Są wyprawy historyczne, często organizowane przez odtwarzających te dawniejsze czasy. Potrafią być bardzo ciekawe, sądząc po zdjęciach i opisach, przykładowo na 2014 rok szykuje się porządna, datowana na średniowiecze, kilkuset kilometrowa wyprawa w terenie górzystym. Wysokie wymagania historyczności tylko zaostrzają zainteresowanie: ekwipunek TYLKO potwierdzony źródłami, ciuchy TYLKO ręcznie szyte, prowiant TYLKO poprawny historycznie, dodatkowo pozyskiwanie jedzenia w trakcie. Ponadto rekonstrukcja odgrywa często rolę edukacyjną, a prezentacje z nią związane niosą o wiele więcej treści niż jakiekolwiek książki. Z edukacją z kolei wiąże się archeologia eksperymentalna, nie będąca bezpośrednio rekonstrukcją historyczną, ale mająca z nią wiele wspólnego. Polega na wykonywaniu działań i przedmiotów za pomocą technik rzemieślniczych stosowanych w danym okresie. Towarzyszy temu bardzo skrupulatne notowanie wielu użytecznych danych: czas wykonania zajęcia, ilość osób potrzebnych do tego, użyte narzędzia i materiał, zastosowana metoda, warunki pogodowe i tak dalej. Dzięki takim badaniom archeologia zyskała wiele informacji na temat technik rzemieślniczych jak i życia codziennego, co dało z kolei rzemieślnikom możliwość jeszcze większego zbliżenia swoich produktów do oryginałów. Ciekawym przykładem jest znajomy Celt, który wykorzystując jedynie przekazy historyczne i dane pozyskane dzięki archeologii eksperymentalnej wykonał w pełni historyczny łuk refleksyjny, używając drewna, ścięgien i kleju kostnego. Zajęło mu to wiele czasu, jednak efekt był rewelacyjny. Łuk miał mieć około 30kg naciągu, miał gdzieś 48. Niewielu naciągało go do pełnej mocy, a żeby to zrobić trzeba było użyć specjalnej techniki naciągania cięciwy całym ciałem. Strzała szybowała nad całym grodem w Biskupinie i lądowała w środku jeziora. Moc i poezja.

Kopalnia przeżyć, tych dobrych i złych

Słońce zaszło już dawno. Powoli zbieraliśmy się do domów - ja i reszta chłopów. Tegoroczne żniwa były nad wyraz udane. Żaden z nas nie zdawał sobie sprawy z rosnącego napięcia na granicy, toteż niespecjalnie się paliliśmy do zabezpieczenia zbiorów. Siemko zobaczył ich pierwszy. Stanął jak wryty, twarz zbladła niczym trupowi. Spojrzeliśmy w kierunku, w którym patrzył martwymi, szerokimi oczyma: zza zagajnika na wzgórzu wyjechał oddział zbrojnej konnicy z pochodniami. Byli jescze daleko, tętent dopiero zaczął do nas dobiegać. Było coś zapierającego dech w piersi w tym widowisku, dostojność wojów, majestat stępu koni... Wiedzieliśmy, że nic nie zdążymy zrobić. Jechali zbitą grupą w naszą stronę, a za nimi kroczyła Śmierć.

Z czasem, kiedy bawiłem się w odtwórstwo wiąże się masa naprawdę świetnych wspomnień. Powyższa scenka oparta jest właśnie na zdarzeniu, które zapadło mi w pamięć bardzo mocno. Było już ciemno, przydzielono mnie do regimentu chłopskiego. W pewnym momencie na wzgórzu nieopodal pojawili się jeźdźcy z pochodniami. To był tak cudowny widok, niosący tak wiele emocji, że zapomniałem o wszystkim innym: o błyskach fleszy,o ludziach oglądających inscenizacje, o tym, że sto metrów dalej stoją ich samochody, którymi wrócą do swoich domów z XXI wieku... Podobnych, intensywnych przeżyć było całe mnóstwo: pierwsza walka w szyku, pierwszy Rzymianin przewrócony kopniakiem, gdy straciłem panowanie nad sobą, wysokie wyniki w turniejach łuczniczych, wieczorne uczty pod gołym niebem przy akompaniamencie historycznej muzyki... I te ciuchy... zapewniam was, nie ma nic wygodniejszego niż szmaty trzynastowiecznego mieszczucha.

Kadr z filmu wojennego? Niemal. (źródło:  NAM-68)

Trzeba również pamiętać, że rekonstrukcja nie ogranicza się do pokazania, że mroki średniowiecza wcale nie były takie czarne. W Polsce istnieje sporo grup odtwarzających inne okresy historyczne: Wietnam, II wojna światowa, wojny napoleońskie, powstanie listopadowe i tak dalej. Jest w czym wybierać, naprawdę.

Oczywiście w beczce miodu jest też łyżka dziegciu.  Społeczność Ruchu Rycerskiego ogólnie rzecz biorąc jest bardzo fajna, ale zdarzają się wyjątki. To dość subiektywna ocena, ale mi bardzo przeszkadzają pewne prawidłowości dotyczące grup odtwarzających "wcześniactwo", wszelkich Słowian i jeszcze wcześniejsze ludy. Jest wśród nich dość duże zagęszczenie ludzi o radykalnych poglądach, które to poglądy lubią manifestować. Nie chodzi mi tu bynajmniej o okrzyki "OODYYYN" podczas walki. Wynikają z tego powodu różne scysje i mi osobiście to się nie podoba. Wielu odepchnąć może też dość wysoko postawiona poprzeczka historyczności i tępienie mroku, co bywa problemem początkujących. Osobiście nic do tego nie mam, gdyż starałem się o jak najwierniejsze rekonstruowanie interesujących mnie rzeczy i sam byłem przeciwnikiem mroku. Jednak są tacy, którzy swoje niezadowolenie okazują trochę dobitniej. Z drugiej strony są osoby, którym nie da się wmówić, że glany owinięte lnianą szmatą nie są OK, a miecz wycięty szlifierką kątową z resora starego malucha to nie jest to. Ukazuje się w takich momentach pewna hermetyczność społeczeństwa odtwórców. No ale powiedzmy, że to dla dobra odtwórstwa, które w Polsce generalnie stoi na przyzwoitym poziomie. Takie wyjątkowe jednostki zdarzają się we wszystkich społecznościach, toteż nie należy Ruchu Rycerskiego traktować jako jakąś wyjątkowo wrogą.

Co prawda ostatni akapit może trochę odrzucić potencjalnych zainteresowanych, ale powinien być traktowany jako ostrzeżenie dla osób, którzy nie zamierzają trzymać się pewnych zasad. Rekonstrukcja historyczna jest specyficznym zajęciem i należy ją zdecydowanie oddzielić od różnego rodzaju LARPów. Niesie ze sobą walory edukacyjne, przez to w dużym stopniu jesteśmy odpowiedzialni za to co pokażemy osobom postronnym i czego ich nauczymy nawet samym wyglądem. Chyba nie chcemy, by taki Tata wrócił do domu i opowiedział swoim Dzieciom, że średniowieczni panowie nosili płaszcze z polaru.

Zainteresowanych odsyłam do przejrzenia forum poświęconemu rekonstrukcji historycznej freha.pl, oraz poczytanie książek o archeologii eksperymentalnej.

Maurycy
27 listopada 2013 - 17:44