Ford Mustang należy do ikon motoryzacji, dlatego też każda premiera nowego modelu wywołuje wśród zmotoryzowanych ogromne emocje. I to właśnie dziś o godzinie 13:00 odbył się europejski debiut wspomnianego wyżej kultowego samochodu.
Z tego też powodu warto odnotować, iż i tym razem nie obyło się bez kontrowersji. Tyle, że tych w przypadku najnowszej odsłony pojawiło się naprawdę sporo. Pierwsza dotyczy samego wyglądu auta. Nie jest ono bowiem tak muskularne oraz agresywne jak jego oldschoolowy poprzednik. Ponadto jak na typowo amerykańskiego muscle car-a, nowa generacja Mustanga przejawia w kilku miejscach włoskie motywy.
Przykładowo tył przywodzi mi na myśl Ferrari 360 Challenge Stradale. Zapewne ze względu na czarną klapę bagażnika umiejscowioną pomiędzy lampami. Delikatne przetłoczenia z paroma ostrymi liniami, dość lekkimi, biorąc pod uwagę pojazdy z USA, również się do tego wielce przyczyniły. Ponadto uważam, że design skierowany został nieco pod kobiece standardy. Oczywiście nie oznacza to, iż auto jest brzydkie. Co to, to nie. Jednak nie jest w stanie budzić na ulicach takiego respektu wśród mężczyzn, co protoplasta, czy też poprzednie wcielenie. A szkoda.
Poza tym większość generacji oferowała jedyne w swoim rodzaju kształty, czego o dzisiejszym pojeździe powiedzieć nie mogę. Oprócz włoskich zapędów, głównie w tyle, przód jest jak wyjęty z Forda Mondeo MK5, które z kolei posiada grill wzorowany na marce Aston Martin. Jak sami widzicie, mamy tutaj do czynienia z mieszanką iście wybuchową. Niestety w moim mniemaniu, samochód tylko traci na swej oryginalności.
Również gama silnikowa nie zachęci fana "amerykańskich mięśni". Przede wszystkim z powodu 4 cylindrowego motoru o śmiesznej jak na Mustanga pojemności wynoszącej 2,3 litra i wyżyłowanej mocy 309 KM oraz maksymalnym wynoszącym 407 Nm. Jakby tego było mało, owe serducho należy do fordowskiej gamy EcoBoost i jest niczym innym jak zwykłą rzędówką z turbinką. Brzmi jak profanacja znakomitej legendy, prawda? Wychodzi więc na to, że omawiany rumak został złagodzony nie tylko pod względem wyglądu. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić brak charakterystycznego, bulgocącego dźwięku silnika. Dla mnie jest to cios poniżej pasa.
Na szczęście do wyboru pozostanie droższa wersja z widlastym 8 cylindrowym potworem na pokładzie o dźwięcznej nazwie Ti-VCT, oferującym 426 KM oraz 529 Nm z 5 litrowej jednostki. Auto oferowane będzie w dwóch wersjach nadwoziowych: fastback oraz cabrio, z 6 biegowymi skrzyniami manualnymi, czy też automatami z łopatkami przy kierownicy, a także w niezależnym tylnym zawieszeniem.
Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.