9 stycznia 2007 roku, na konferencji MacWorld w San Francisco, Steve Jobs po raz pierwszy pokazał światu iPhona. Telefon, który wyznaczył standardy - to jak wygląda i działa obecnie prawie każda "komórka". Publiczność zebrana na sali, oczarowana wpatrywała się w zupełnie nowy sposób obsługi - dotyk palcem po wielkim jak cały telefon - ekranie. Dopiero niedawno jednak dowiedzieliśmy się, co naprawdę działo się za kulisami tej konferencji. Steve Jobs postawił wtedy wszystko na jedną kartę, a prezentacja iPhona była dosłownie o włos od wielkiej porażki, na żywo, przed publicznością...
Jobs postanowił pokazać nowy produkt Apple już w styczniu, choć sprzedaż ruszyła dopiero w czerwcu. Być może obawiał się, że Google ich wyprzedzi, być może chciał by konferencja miała swój zaskakujący moment, coś bardziej znaczącego, niż pokazany również Apple TV. Jak zwykle, perfekcyjny występ Steva spełnił swoje zadanie - ludzie pragnęli mieć iPhona już wtedy. Mało kto jednak wiedział, że Jobs posługiwał się na scenie prototypem, który ledwo działał, wyglądał średnio, a ilość błędów w oprogramowaniu była tak ogromna, że niebieskie ekrany w Windowsie Millenium to przy tym wzór stabilności systemu. Odnosząc się do świata gier - iPhone na 6 miesięcy przed debiutem rynkowym tkwił jeszcze w fazie "alpha".
Przygotowania do prezentacji objęte były ścisłą tajemnicą, dziesiątki ochroniarzy, wstęp tylko dla wybranych ludzi, zaakceptowanych przez Jobsa, który nalegał nawet, by robotnicy odpowiedzialni za budowę sceny spali w budynku. Przekonano go by odpuścił. Steve ćwiczył swój występ codziennie przez pięć dni, i praktycznie za każdym razem iPhone sprawiał kłopoty.
Istniało wtedy mniej niż sto egzemplarzy testowych, o różnej jakości wykonania. Zdarzały się egzemplarze z ogromnymi szparami pomiędzy ekranem a obudową, wadami wyświetlacza, a system operacyjny pękał od błędów. Podczas prób - iPhone gubił zasięg GSM, gubił sygnał wifi, potrafił w dowolnym momencie się wyłączyć, zawiesić lub zresetować. Telefon był w stanie odtworzyć tylko fragment piosenki lub pliku wideo, przy próbie odtworzenia całości - zwykle się zawieszał. Działał bez problemu, gdy najpierw włączyło się klienta mail, a potem przeglądarkę internetową. Przy próbie zamiany kolejności - reset lub freeze.
Setki godzin prób i błędów pozwoliły inżynierom stworzyć na czas konferencji coś, co nazwali "Złotą Ścieżką". To cała lista czynności, którą można było zrobić na iPhonie - w ściśle określony sposób i w ścisłej kolejności. Gdy się jej przestrzegało - istniała szansa, że telefon się nie wyłączy. Steve nauczył się jej na pamięć, ale nigdy nie było pewności, co nagle może się stać.
Problemy w elektronice były też wynikiem perfekcjonizmu Jobsa. Prezentacja na dużym ekranie miała być dokładnym odbiciem ekranu telefonu, a nie ciągle kamerowaniem jego palca na wyświetlaczu. Wtedy nie było to takie proste - inżynierowie musieli zamontować dodatkowe układy elektroniczne, pozwalające na podłączenie telefonu kablem do rzutnika, zajęło im to tygodnie. Choć efekt był niesamowity, to biorąc pod uwagę ilość innych błędów do poprawienia - czas spędzony nad tym wydaje się dyskusyjny (ale na tym właśnie polegał geniusz Jobsa - obsesja na punkcie detali).
Kolejna ciekawostka to sprawa gubienia zasięgu GSM i wifi. Aby telefon mógł bez problemu wykonać połączenie - AT&T specjalnie postawiło w budynku przenośny minimaszt - nadajnik sygnału GSM, by iPhone był zawsze tak blisko jego źródła, jak to możliwe. Programiści przerobili tak software, że pokazywał on na stałe zawsze pięć pełnych kresek zasięgu, aby nie było widać jego zmian. To było wszystko co inżynierowie byli w stanie zrobić na dzień prezentacji - podczas dema rozmowy mogli się tylko modlić.
Sygnał wifi został zapewniony w jeszcze ciekawszy sposób. Antena została przedłużona, poprzez podłączenie jej do przewodów (obok tych od projektora), które biegły podłogą aż za scenę, gdzie było całe zaplecze z routerami - po to by sygnał miał najkrótszą, możliwą drogę. Problemem była też publiczność. Tysiące laptopów mogło zrobić spory tłok, podłączając się do wifi o tej samej częstotliwości. Ukrycie ID sieci nie było wystarczającym rozwiązaniem. "5000 nerdów na sali, ktoś na pewno by wykombinował jak wkraść się na nasz sygnał" - wspomina inżynier Grignon. Przeprogramowano więc software routerów AirPort, by udawały nadawanie na częstotliwościach japońskich, które są niedozwolone w USA.
Największym problemem iPhona była pamięć. Prototypy miały tylko 128 MB, które kończyły się po zaledwie kilku zadaniach - wtedy następował samoczynny restart. Jobs miał więc na scenie kilka egzemplarzy telefonu. Pokazywał jedną rzecz, następną robił już na innym iPhonie, by ten poprzedni mógł się zrestartować. Podczas wielkiego finału - Steve pokazywał najważniejsze funkcje pod rząd, na jednym aparacie - i tym najbardziej martwili się inżynierowie.
Wszystko jednak się udało, prezentacja przebiegła bez wpadki. Steve pokazał wszystkim po raz pierwszy magiczne przewijanie, "uszczypnij by powiększyć", książkę adresową, pocztę głosową, mapy, stronę NYT w Safari, przeglądanie zdjęć, wysyłanie e-maila - bez ani jednej awarii.
Inżynierowie za to byli już pod koniec nieźle wstawieni. Po każdym demie funkcji, osoba odpowiedzialna za nią - piła szklankę szkockiej. Pod koniec pokazu, butelka była już pusta, a sukces podkreślono dalszym piciem na mieście. Gdy gotowy i pozbawiony błędów iPhone zadebiutował w czerwcu - większość z nich złożyła wymówienia i odeszła z Apple - kompletnie wypalona i wymęczona niesamowicie wymagającą pracą nad pierwszym telefonem z jabłkiem w logo.
Tekst na podstawie artykułu Freda Vogelsteina w NYT
Legendarny już występ Jobsa i jego zabawa z publicznością: "Wprowadzamy trzy rewolucyjne produkty: szerokoekranowy iPod, rewolucyjny telefon, narzędzie do przeglądania Internetu. Trzy produkty! iPod, telefon, Internet, iPod, telefon, internet - załapaliście już?????"
Polub, śledź bloga na Facebooku!