Czarnowilkowe Best of 2013 - Czarny Wilk - 21 grudnia 2013

Czarnowilkowe Best of 2013

W tym roku po raz pierwszy swoje popkulturowe podsumowanie roku publikuję na łamach Gameplay’a. Ale poza tym wszystko po staremu – prezentuję filmy, seriale, gry, komiksy i książki z ostatnich dwunastu miesięcy, które najbardziej mnie zachwyciły.

Filmy

Jeden wydany w tym roku okazał się być spełnieniem marzeń każdego nerda. Pełen akcji, spektakularnych scen, ze świetną ścieżką dźwiękową i ogólnym klimatem sprawiającym, że na czas seansu znowu stajemy się dziesięciolatkiem zachwyconym tym, co widzimy na ekranie. I nawet fabuła się jako tako kupy trzymała. Tak, Pacific Rim to zdecydowanie mój film roku. Wielkie roboty walące po mordzie jeszcze większe potwory, GLaDOS, design tu i ówdzie nawiązujący do Evangeliona, Charlie Hunnan w roli głównej i Ron Perlman w świetnej drugoplanowej. Kwintesencja kina rozrywkowego.

Całkiem zgrabnie Marvel rozpoczął drugą fazę budowania swojego kinowego uniwersum. Iron Man 3 to film znacznie lepszy od dwójki, choć z perspektywy czasu muszę uznać, że jedynce jednak nie dorównał. Jak zwykle świetny Downey Junior nie wystarczył, by zakamuflować kilka dziur fabularnych. Brawa na pewno należą się filmowi za kampanie reklamową, która wydawałoby się, że pokazała wszystkie karty, a tymczasem okazała się totalną zmyłką. Mówię tu zwłaszcza o postaci Mandaryna, fenomenalnej kreacji Bena Kingsley’a. Tony momentami bardziej przypominał Jamesa Bonda niż superbohatera, ale tchnęło to odrobiną świeżości do serii. Generalnie wyszedł fajny film zgrabnie zamykający trylogię.

Listę zamyka zaś Kick-Ass 2. Jedynka była rzadkim przypadkiem, gdy z średniego komiksu zrobiono świetny film. Zastanawiałem się, jak to wyjdzie w przypadku dwójki, gdzie materiał źródłowy był zwyczajnie słaby i nudny. No i wyszło fajnie. Dużo dodano w stosunku do oryginału, rozbudowano wiele rzeczy, część usunięto bądź zmieniono. Hit-Girl ponownie skradła cały film, choć zgraja drugoplanowych pseudo-superbohaterów z Jimem Carrey’em wyszła też całkiem sympatycznie. Film nie jest tak dobry jak jedynka, ale znając komiks i widząc jak wiele dobrego udało się z niego wyciągnąć, jestem pełen podziwu.

Gry

Zakończenie Last of Us mnie powaliło. Naughty Dog mają spore cojones i swoją najnowszą produkcję zakończyli w niesamowity sposób. Ale finał by nie chwycił, gdybyśmy wcześniej nie przywiązali się do występujących w grze postaci. A ich losy były naprawdę wciągające i żywe – tak bardzo, jak to tylko możliwe w historii postapokaliptycznej. Dodać do tego bardzo dobrą gameplay, świetną oprawę – GOTY jak nic. I 9/10 w mojej recenzji. Jeśli jeszcze nie graliście – musicie nadrobić. A jeśli nie macie PS3, to jest to bardzo dobry powód by to zmienić.

Nie zawiódł też kolejny restart serii Tomb Raider. Choć w fabule nowych przygód Lary Croft można znaleźć kilka gorszych elementów, zaś wiele elementów rozgrywki zostało jedynie liźniętych, to efekt końcowy i tak okazał się szalenie grywalny. Seria przestała być szarym cieniem Uncharted i z niecierpliwością oczekuję kontynuacji.

Seriale

W tym roku w serialowej czołówce znalazły się dokładnie te same tytuły, co w moim podsumowaniu z roku 2012. O ile jednak wtedy miałem dylemat z wybraniem jednego najlepszego, teraz takiego problemu nie mam. Szósty sezon Sons of Anarchy był fenomenalny. Natężenie akcji i wątków w każdym odcinku nie pozwalało się nudzić, sytuacja od początku do końca była napięta, a reżyser wszystko rozegrał w taki sposób, że zwyczajnie nie wyobrażam sobie, by można było to zrobić lepiej. Więcej o sezonie zamierzam niedługo napisać, póki co więc skończę na jednym – na przyznaniu serialowi tytułu serialu roku.

Srebro zaś wywalczył trzeci sezon Game of Thrones. Choć okazał się nieco słabszy od poprzednich, to nadal zdołał utrzymać wysoki poziom. Zwłaszcza Krwawe Gody zrealizowano świetnie, moim nieskromnym zdaniem znacznie bardziej dramatycznie niż w książce. Znając materiał źródłowy z niecierpliwością czekam na sezon czwarty, który ma olbrzymi potencjał na bycie najlepszym ze wszystkich. I martwię się o kolejne, gdzie akcja prawdopodobnie znacznie zwolni.

Książki

Z rzeczy, które zostały wydane w 2013, większe zainteresowanie wzbudził we mnie jedynie Sezon Burz. Powrót Wiedźmina zaatakował nas z zaskoczenia i okazał się być bardzo przyjemnym czytadłem. Niczym wybitnym ani spektakularnym, ale sprawnie napisanym i wciągającym. Dla fanów twórczości Sapkowskiego pozycja obowiązkowa.

Komiksy

W tym roku liczba czytanych przeze mnie serii dość znacząco zmalała, w dużej mierze dzięki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, która przejęła większość mojego komiksowego budżetu. Nagrodę dostanie event Infinity. Jonathan Hickman znany jest z długofalowego planowania. Potrafi przez całe miesiące rozstawiać pionki na szachownicy, by w końcu uderzyć miażdżącym finałem. Kiedy więc przejął serie Avengers i New Avengers, pełen byłem dobrych nadziei i dałem mu duży kredyt zaufania, czytając i czekając na coś wielkiego. Infinity nie do końca się tym okazało. Nie był to spektakularny koniec jego opowieści, a raczej coś podobnego do serialowych mini-finałów w połowie sezonu. Tym niemniej, było dużo zapadających w pamięć akcji, a sama historia potrafiła zaskoczyć – zwłaszcza gdy okazało się, że jest o czymś zupełnie innym niż się początkowo wydawało. Cóż, narobili mi smaka na ciąg dalszy, kredytu zaufania też nie wyczerpano – czekam więc na to, co czeka Mścicieli dalej.

Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawiają się tam informacje o moich tekstach nie tylko z GP, ale także prywatnego bloga oraz z GOLa.

Czarny Wilk
21 grudnia 2013 - 14:59