Sylwester w polskich miastach – na co to komu? Słowo na niedzielę(17). - Bartek Pacuła - 5 stycznia 2014

Sylwester w polskich miastach – na co to komu? Słowo na niedzielę(17).

Koniec roku zawsze wiąże się z różnymi imprezami. Część z nich to małe domówki dla najbliższych, część to imprezy w klubach dla kilkuset osób, nie brakuje też imprez plenerowych na kilkanaście tysięcy osób organizowanych w różnych miastach i transmitowanych przez największe polskie stacje telewizyjne. Po obejrzeniu w telewizji znacznej części „zabawy” w Krakowie oraz kilkunastu minut transmisji z Wrocławia i Katowic poczułem się zobligowany do napisania tego tekstu i zadania sobie i Wam jednego ważnego pytania – na co to ku**a komu?

Krakowska scena kilka dni przed koncertem.

Imprezy sylwestrowe w polskich miastach zawsze mają ogromną oglądalność. Dlaczego? Bo ludzie, którzy w tę noc z domu nie wychodzą odpalają je, by mieć poczucie, że też w jakiś sposób świętują. Dzięki temu wielkie stacje telewizyjne(TVP, Polsat i TVN) zgarniają ogromną widownię przed telewizorami, a o organizację takiej imprezy zabiegają same miasta, które chcą zostać pokazane z jak najlepszej strony(z tych najważniejszych – Kraków, Wrocław, Warszawa, w tym roku Gdynia). Stacje telewizyjne, by przekonać potencjalnych telewidzów do swojej ramówki, ściągają rozmaite gwiazdy i gwiazdeczki, najlepiej takie, które są na topie i które się świetnie sprzedadzą(tu najbardziej absurdalnym przykładem jest chyba sprowadzenie siostry Michaela Jacksona do Warszawy w 2010 roku). Tyle z rzeczy, które wszyscy zauważyli i o których świetnie wiemy. Ja sam w tym roku postawiłem na telewizor z prostej przyczyny – ileż można imprezować? Jednak po obejrzeniu tego „show” szczerzę żałuję, że nie wybrałem zamiast tego oglądania jakiś filmów. Albo oglądania zgaszonego telewizora. Albo leżenia w rowie po pijaku. Serio. Dlaczego?

Oni i ich cover Paradise City - uhhh.

W skrócie – bo koncerty sylwestrowe, które odbywają się u nas w Polsce są absolutnie denne. Poniżej będę się odwoływał do imprezy TVN-u i KrakowaMiasta Żywiołów(serce mi pęka jak widzę, co oni robią z moim miastem). TVN w tym roku zainwestował porządnie – zbudował dużą scenę, wywalił ją na zabytkowym Rynku Głównym, sprosił różnych wykonawców, którzy, jak na nasze standardy, tani wcale nie musieli być – Feel, Lady Pank, Brodka, starusieńki Perfect czy hitowy ostatnio Dawid Podsiadło. I na samym początku już padłem ze śmiechu, gdy Feel wparował na scenę bezczeszcząc Paradise City. Takiego fałszu nie słyszałem dawno. Na dodatek fałsz ten został jeszcze źle nagłośniony, więc całości słuchało się fatalnie. Potem zaś na dobre rozpoczęła się parada żenady – od cieniutkich występów Klaudii Gawor, przez rozczarowującą Brodkę i Podsiadło, aż po dosłownie śmiesznych jurorów X FactoraTatiany Okupnik i Czesława(który niestety rzeczywiście śpiewał tego wieczoru). Słuchało się tego okropnie, a sytuacji nie ratowali nawet muzycy z Lady Pank.

Jedyny zespół, który cokolwiek fajnego zrobił na krakowskiej scenie to Perfect – choć Markowski już nie ten co kiedyś, cały Perfect też nie ten, to fajnie było usłyszeć tak świetne kawałki jak Ale w koło jest wesoło czy Bla bla bla. Sytuacja jednak ogólnie była dość słaba. Jednak ja widziałem to w telewizji, a chcąc być w miarę obiektywnym(lub chociaż udawać, że jestem), to zasięgnąłem opinii moich kolegów, którzy byli tam na miejscu. Okazało się, że mogę się nazywać szczęściarzem, jeżeli oglądałem to „tylko” w telewizji, gdyż na żywo było ponoć jeszcze gorzej. I wszyscy, których się spytałem, wymieniali kilka wspólnych rzeczy – fatalna organizacja, chamstwo wśród publiczności i przede wszystkim fatalny, absolutnie fatalny, dźwięk. Cóż – szkoda, bo jeżeli ktoś się już uparł, by rozpie***ć jeden z największych rynków na świecie, to mógłby chociaż zrobić to porządnym koncertem. Zamiast tego otrzymaliśmy ponad cztery godziny syfu, który swoją nudą i marnością pobił wszystko, co widziałem. Z moich krótkich wizyt na innych kanałach wynikało, że i w innych miejsca Polski nie jest różowo – wystarczy wspomnieć Marylę Rodowicz i jej strój(na to mogę już tylko powiedzieć jedno – WTF?!?). Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy(i choć może ona jest bolesna i ktoś może mnie za to znienawidzić, to i tak muszę to napisać) – sylwestry organizowane przez nasze polskie stacje w naszych polskich miastach to dno. Absolutne dno dla gawiedzi, która chce się nawalić pod sceną lub dla znudzonych ludzi, którzy nie maja na tyle odwagi, by świętować pożegnanie roku po swojemu(np. spaniem, co mi się udało nawet zrobić). Najbardziej przykry jest jednak moment, gdy widzi się taki sędziwy, lecz zasłużony Perfect czy nawet Lady Pank i patrzy co oni wyrabiają i jak rozmieniają swe dobre lata na drobne. Za rok nie zamierzam uczestniczyć w tym w żaden sposób – ani na żywo, ani dzięki telewizji, bo szkoda i mózgu, i czasu, i energii. Wam polecam zrobić to samo. I niech nikt się nie łudzi, że za rok będzie lepiej. Nie będzie. Nigdy nie jest. I mam takie przeczucie, że nawet będzie gorzej.

Dalej nie pojmuję, co oni zrobili z moim pięknym miastem.

PS. A to Miasto Żywiołów, z debilnym podziałem części koncertowych na Ogień, Wodę, Powietrzę i Ziemię(uuu, super…) będzie mi się śniło jeszcze długo. 

Poprzedni niedzielny wpis:

O muzyce z Władcy Pierścieni i Hobbita: https://gameplay.pl/news.asp?ID=82320

Bartek Pacuła
5 stycznia 2014 - 21:09