Kilka myśli o Batman: Arkham Origins. - myrmekochoria - 5 lutego 2014

Kilka myśli o Batman: Arkham Origins.

http://www.hdxwallpapers.com/images/batman-arkham-origins-art.jpg

Pogłoski o tym, że Batman: Arkham Origins jest „złą grą” dotarły nawet do mnie. Ciężko było mi w to uwierzyć, ponieważ seria jest co najmniej bardzo dobra. Słyszałem o gliczach, nijakiej fabule, błędach itd. , ale czy te wszystkie opinie są sprawiedliwe? Może na początek mała rekapitulacja.

Chyba nikt nie spodziewał się, że Batman: Arkham Asylum będzie tak dobrą produkcją, bo stary zwyczaj prawi, że większość gier na licencji filmów (lub gier towarzyszących premierom blockbusterów) zazwyczaj nie należy do udanych i są tworzono po to, aby wyciągnąć od fanów jeszcze więcej pieniędzy. Otrzymaliśmy jednak prawdziwy klejnot, który zapoczątkował fenomenalną serię. Dodajmy, może jedną z lepszych serii tej generacji konsol/gier. Wspaniałe, i proste jednocześnie, połączenie walki i skradania z mrocznym światem Batmana. Czegóż fan Mrocznego Rycerza może chcieć więcej? Dodajmy do tego świetną grafikę, „smaczki” (Bruceowi rośnie zarost, kombinezon miarowo ulega destrukcji) cały „lore” świata Batmana tj. wywiady ze złoczyńcami i profile biograficzne zmieszane z opinią psychologa. Na tym klejnocie są oczywiście mikroskopijne rysy, które w sumie zależą od subiektywnego punktu widzenia. W tym wypadku mojego. Walki z bossami, poza pojedynkiem z Poison Ivy, są, cóż, nudne i sztampowe. Ekipa z Rocksteady nie miała na nie chyba pomysłu, choć zawsze można obdarzyć mnie ripostą, że etapy z Scarecrowem są bardzo klimatyczne. Ja z kolei mogę się odwdzięczyć tym: walka z Killer Crockiem, kto myślał, że taki sposób poprowadzenia tego starcia jest dobry? Wszyscy obecnie kochają Batmana, ale Mroczny Rycerz nie ma szczęścia do scenarzystów. Postać Batmana nie zostaje wykorzystana dobrze , choć jest skreślona mistrzowsko w oryginalnej mrocznej koncepcji (oczywiście jeżeli ją traktujemy z lekkim zawieszeniem rzeczywistości, bo inaczej to facet przebierający się za nietoperza i walczący z zorganizowaną przestępczością, więc jest to trochę zabawne patrz: Batman lata 60.). Prawie każdy „filmowy” Batman jest zawodem i scenarzyści ponoszą porażkę, pomimo świetnego, komiksowego materiału źródłowego (dodajmy do dobrego wykonania jeszcze serial animowany). Podobny los spotkał Batman z Arkaham Asylum; Mroczny Rycerz w tej wersji jest pompatyczny, jego osobowość jest równie pasjonująca co schnąca farba, myślę, że słowo nijaki najlepiej pasuje do tej kreacji. Oczywiście można się spierać, że głębia postaci wychodzi w halucynacjach i retrospekcjach związanych z Scarecrowem, ale mnie to średnio przekonuje. Zakończenie gry jest nieco „goofy” i ten finał bardziej pasuje do Batmana z Adamem Westem z lat 60., a nie do koncepcji Millera (Burtona), która jest dominująca w Asylum. Jest to oczywiście bardzo dobra gra, a moje czepianie się jest tu na siłę. Gdy zapowiedziano sequel, to byłem bardzo ciekawy w jakim kierunku pójdzie kontynuacja.

http://thebatmanuniverse.net/image/Video%20Game/News/032-Batman-Arkham%20City/Concept%20Art/Solomon%20Grundy%20Battle.jpg

Cóż można powiedzieć o Batman: Arkham City poza tym, że jest genialne. Otrzymaliśmy otwarty świat, wiele aspektów poprawiono lub rozszerzono. Pisałem już kiedyś pośrednio o Arkham City, ale nie sposób nie pochwalić po raz kolejny grafików. Przygnębiające, mroczne, neogotyckie więzienie dla przestępców jest cudowne. Istnieje jednak jakieś hipnotyczne piękno w tym zdegenerowanym świecie oświetlonym przez upiorny blask księżyca. Wystawa w muzeum, gigantyczna ośmiornica wisząca u sufitu, zielony neon „Ace chemicals”, balony wybuchające kolorowym konfetti, poręcze klatek schodowych ozdobione ornamentami a la art nouveau w Zaginionym Mieście, kawałki przypalonych papierów wznoszących się od podmuchu gorącego powietrza, rozgrzana surówka w piecu, płatki śniegu topniejące na stroju Batmana, zmurszałe kamienice, ślepe zaułki pełne śmieci. Można byłoby wymieniać w nieskończoność. Poprawiono walki z bossami i otrzymaliśmy kilka niezapomnianych walk. Starcie z Salomonem Grundym, spotkanie z Mr. Freezem. Musze zatrzymać się jednak przy pojedynku z Ra's al Ghulem, bo to walka ma ten oldskulowy posmak arcadowych i NESowych bossów, które obecnie ciężko znaleźć w grach. Gra jest praktycznie pozbawiona wad. Nie licząc może, znów, nijakiego Batmana, choć może problem jest szerszy, ponieważ przez całą historie „przewala” się mnóstwo szalonych postaci i ciężko raczej Mrocznemu Rycerzowi z nimi konkurować. Arkham Asylum i Arkham City, to obowiązkowa „lektura” dla każdego gracza i jeżeli ktoś z Was jeszcze nie grał, to zazdroszczę Wam ciekawej przygody i jednocześnie namawiam, bo warto.

http://conceptartworld.com/wp-content/uploads/2013/11/Batman_Arkham_Origins_Concept_Art_VL_02.jpg

Zwróccie uwagę jak bardzo ta grafika koncepycjna przypomina serial animowany

Jak do tego wszystkiego ma się Batman: Arkham Origins? Cóż, nie da się ukryć, że to najsłabsza odsłona trylogii, ale nie oznacza to, że gra jest słaba. W skrócie ma swoje blaski i cienie.

Zazwyczaj nie gram w gry zaraz po premierze, więc ciężko będzie mi się odnieść do gliczy, przenikania obiektów, tekstur itd., bo wydano już łatki i zminimalizowano ilość irytujących błędów. Zatrzymam się jednak nad słynnym błędem, mającym niby zatrzymać rozgrywkę. Oczywiście mam na myśli wieżę w Burnley, bo jeszcze ten glicz u mnie zagościł. Nie chcę tu robić z siebie „geniusza”, ale po dwudziestu minutach udało mi się wzbić w powietrze i przejść ten moment bez szwanku. Być może to zasługa grania na Windowsie 98, bo kto grał na tym systemie operacyjnym, to wie jaka to była katorga. Poza tym to nie jest błąd, który uniemożliwia skończenie gry. Rozumiem pretensje ludzi, którzy oczekują gotowego produktu za swoje pieniądze, ale to jest już chyba mała przesada. Ostatnio gracze chyba są zbyt rozleniwieni, rozpieszczeni i mają bardzo roszczeniowe nastawienie, ale to chyba dygresja była. Przejdźmy może do jakiegoś większego zarzutu. Nie da się ukryć, że ekipa z Warner Bros. Games skopiowała zupełnie całą mapę z Arkham City i musimy zatrzymać się na chwilę nad tym procederem. Jeszcze dziesięć lat temu taki zabieg nie przeistoczyłby się w nową produkcję, ale dodatek do gry (nie DLC). Dodatki dawniej naprawdę zmieniały grę patrz: Heroes of Might&Magic III, Majesty, sami możecie wymieniać inne przykłady. Zmiany były przeróżne w dodatkach: wielkie, kosmetyczne, czasem dodatkowa rasa, zawsze nowa fabuła, umiejętności itd. Tym właśnie jest Arkham Origins – dodatkiem do Arkham City. Kwota jaką pragną dystrybutorzy i twórcy jest chyba nieproporcjonalna do ilości wysiłku (bo nie oszukujmy się: skopiowanie mapy i gadżetów oszczędziło wielu trudów) jaki w nią włożyli, a dodatki zazwyczaj bywały tańsze. To jest chyba mój największy zarzut dla Arkham Origins. Oczywiście pozostaje wiele drobnych uwag. Mało imponujących wizualnie lokacji, bo w poprzednich odsłonach niemal każdy poziom był doszlifowany. Nie podobał mi się zupełnie nowy interfejs (jest mniej „komiksowy”), bo zdążyłem się przygotować już do tego z Rocksteady. Dostęp do wyzwań jest tylko w Bat Cave, więc zawsze tracimy nieco czasu.

http://i.imgur.com/QX7J6IU.jpg

Wypada może przejść do blasków nowego Batmana. Rozbudowano śledztwa w Arkham Origins, choć to jest niewielka zmiana, bo wciąż tylko wciskamy przyciski i ewentualnie szukamy wskazówek, ale to wciąż Batman wykonuje pracę detektywa (wnioski, dowody itd.). Trzeba jednak przyznać, że śledztwa są o wiele ciekawsze niż podążanie za śladami krwi czy alkoholu pozostawionymi przez postać w grze. Większość weteranów serii prawdopodobnie nie ma żadnych problemów z walką, więc wprowadzono kilka zmiennych; dołożono nowych przeciwników, elektryczne rękawice się pojawiły (nie oceniam), na wyższym poziomie trudności nie ma ikonek informujących nas o możliwości kontrataku, pojawiło się kilka nowych ciosów. Batman ma nareszcie jakąś osobowość; jest brutalny, targają nim sprzeczne emocje, czasem rzuci dziwnym dowcipem sytuacyjnym. (doceniam bardzo tą frazę: „I just ran into human shaped crocodile who told me that Black Mask has hired assasins to kill me”. To miła odmiana po “nijakich Batmanach” z poprzednich odsłon.

Fabuła nie jest zła i nawet bardzo dobrze się zazębia z poprzednimi częściami. Po zakończeniu rozumiemy relacje Batmana z poszczególnymi postaciami w grze (dlaczego Bane jest nieco upośledzony, obsesja Jokera, przeszłość Enigmy itd.). Walki z bossami nie dorównują Arkahm City, ale pojawiają się w miarę regularnie i wcale nie jest „tłoczno”. Trzeba również przyznać, że niektóre momenty budują klimat. Wspinaczka do Jokera, którego pilnuje Bane, Szalony Kapelusznik. Wisienką na torcie jednak jest pierwsze spotkanie Jokera z Harleen Quinzel i wspaniała retrospekcja/wgląd w uszkodzony umysł Jokera. Doskonale widać socjopatyczne skłonności tego osobnika. Monolog Jokera, który jest szczery (względem ambiwalentnych uczuć do Batmana) i jednocześnie ma za zadanie zmanipulować Harleen do współpracy, jest poprowadzony genialnie. Poza tym jest to hołd dla komiksu Killing Joke Alana Moorea (Red Hood, Joker jako komik).

Nowy Batman jest starym Batmanem, tego chyba oczekiwali gracze, choć czytałem narzekania na rozgrywkę. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że odbiorcy mogą być zmęczeni konwencją, to dopada każdą serie patrz: Assasins Creed, Call of Duty itd. . Czy nadszedł właśnie ten moment dla tej serii? Kto wie? Ja jestem naprawdę bardzo ciekawy nowej gry w tym uniwersum, ponieważ zupełnie nie mam pojęcia, jak może wyglądać czwarta odsłona Batmana. Potajemnie jednak marzę o tym, aby do produkcji nowych przygód Mrocznego Rycerza powróciła ekipa z Rocksteady.

myrmekochoria
5 lutego 2014 - 19:26