To już pewne! "Thor: Mroczny świat" znajdzie się w czołówce mojej listy najgorszych filmów o superbohaterach...
Z Marvelem dzieje się ostatnio coś bardzo złego - większość produkcji z tego uniwersum reprezentuje najniższy poziom kina swojego gatunku. Jak widać, częstotliwość premier jakie narzuciło sobie studio bardzo negatywnie odbija się na jakości filmów. Już kilka miesięcy temu na łamach mojego bloga opublikowałem dość negatywną recenzję "Wolverine'a", ale nie sądziłem wtedy, że przyjdzie mi zobaczyć coś o wiele gorszego.
"Mroczny świat" to bezpośrednia kontynuacja filmu "Thor", ale znajdziemy w niej również wiele nawiązań do "Avengers". Największy plus, jaki ma u mnie Marvel, jest właśnie za to, że udało mu się stworzyć całkiem spójne filmowe uniwersum, które trzyma się kupy. Szkoda, że o samym scenariuszu ich najnowszej produkcji nie mogę powiedzieć tego samego. Po tym jak główny bohater zaprowadził porządek w kosmosie, jego dziewczyna na Ziemi, a dokładniej w Londynie, poszukując swojego ukochanego natrafia na dziwną anomalię. Jak na "ynetligentnego" naukowca przystało, pakuje się w sam środek portalu, który przenosi ją w tajemnicze miejsce, gdzieś w przestrzeni. Tam natrafia na Eter, starożytne narzędzie totalnej zagłady. Oczywiście od razu pakuje w nie swoje łapska, przez co absorbuje sekretną moc. Jakby tego było mało, w ten sposób rozbudza dawnego wroga Asgardu - mroczne elfy. Te nie cofną się przed niczym by odzyskać potężną broń w celu zniszczenia całego wszechświata.
Tak mniej więcej prezentuje się początek całej historii, nad którą pracowały aż cztery głowy! (Wcześniej dałbym sobie rękę urwać, że napisał to jakiś stażysta podczas dłuższego posiedzenia na kiblu). Nielogiczności w filmie mamy bez liku, sam co piętnaście sekund łapałem się za głowę nie wierząc w to, co widzę. Oczywiście nie mogło zabraknąć głupich zachowań głównych bohaterów, którzy rozumują jak gimbusy z "interentów". Nie dziwię się, że to właśnie Loki, brat Thora, zrobił w filmie największą furorę, bo przy takich kreacjach naprawdę nie trzeba się wysilać. Bardzo lubię Chrisa Hemswortha, w "Wyścigu" był świetny, ale jako superbohater z młotem zupełnie do mnie nie przemawia. Reszta aktorów, jak Anthony Hopkins czy Natalie Portman, również nie zachwycają, ale prawdopodobnie z winy okropnie napisanych, pustych postaci. Fakt faktem, to właśnie Tom Hiddleston w roli wyrodnego brata dał swojej kreacji coś więcej.
Jeśli jednak miałbym znaleźć jakąś pozytywną stronę, to jest to bez wątpienia humor, którym niestety raczeni jesteśmy bardzo rzadko. Są to tylko maleńkie wstawki, jak na przykład Thor korzystający z metra. Przez większość czasu twórcy bombardują nas zbyt dużą ilością powagi oraz scenami z całkiem niezłymi efektami scpejalnymi. W tym wszystkim zabrakło jednak rzeczy najważniejszej - emocji.
Podsumowując, "Thor: Mroczny świat" jest po prostu złym filmem, który prócz efektów specjalnych oraz kilku żartów, nie ma nic do zaoferowania. Fabuła kuleje a aktorstwo nie zachwyca, więc produkcja nie różni się niczym, od niektórych poprzednich filmów Marvela.
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.