Do nietypowych gier potrzebni są nietypowi kompozytorzy. Albo ogółem muzycy, ponieważ użycie w tym wypadku słowa „kompozytor” pewnie będzie według wielu osób nadużyciem. Czasem, wśród standardowej kadry, pojawi się ktoś całkowicie niezwiązany ze ścieżkami dźwiękowymi i wykona kawał dobrej roboty, który z pewnością jest wart odnotowania. Dzisiejsze Niech gra muzyka! (w sumie zeszłotygodniowe, ale do tego wrócę na koniec tekstu) spędzimy pod banderą jednej gry – restartu znanej i poważanej marki, jaką z pewnością jest Devil May Cry.
Noisia jest zespołem stricte związanym z „mroczną” muzyką elektroniczną. Wraz z przemianą Dantego w bardziej „nowoczesnego” młodzieńca, twórcy musieli zmienić jego zachowanie oraz otoczenie. Odzywki bohatera zostały przekształcone w bardziej brutalne i wulgarne, a wygląd odpowiednio zmodyfikowany. W parze z tymi zmianami podmieniona została też i muzyka – ostre, rockowe brzmienia zniknęły na rzecz mrocznego i klimatycznego dubstepu. Jak ta zmiana wyszła nowemu DMC? Według mnie bardzo dobrze.
Mi również stary Dante odpowiadał bardziej, niż nowy. Nie skreśliłem jednak od razu z tego powodu DMC. Uważam, że skoro twórcy faktycznie chcieli zamienić sporo rzeczy i pozostawienie starej muzyki nie wchodziło w grę, to Noisia była strzałem w dziesiątkę. Wystarczająco o grze i moich odczuciach – przejdźmy do samej muzyki.
W jednym ze zwiastunów DMC towarzyszy nam Tommy’s Theme – mroczny i ciężki kawałek rozpoczynany od smutnego, instrumentalnego wstępu. Przez pierwszą minutę czujemy narastające napięcie i wyczekujemy punktu kulminacyjnego, w którym ten spokojny chór wraz ze smyczkami przejdą w końcu w elektronikę, z której Noisia jest znana. Zamiast typowego dla nich d’n’b rozpoczyna się wtedy powolna kakofonia dźwięków, dopełniana przez powrót instrumentów towarzyszących na początku. Jak taka mieszanka nadaje się na trailer? Średnio – może to wynika ze średniego montażu scen, a może właśnie z dobranej muzyki – w każdym razie zwiastun nie urzeka.
W samej grze za to muzyka wpasowuje się znacznie lepiej. W pamiętnej planszy w klubie, gdzie czujemy się jak na przeterminowanym LSD, skaczemy po kolorowych ścianach i oderwanych od rzeczywistości fragmentów podłogi, towarzyszy nam świetnie podkręcające tempo Lilith’s Club. Zaczyna się niepozornie, lecz już po chwili przyspiesza i rozkręca atmosferę. Szkoda, że na dłuższą metę wydaje się jednostajne i nudne – w samej grze jednak wcale nam to nie przeszkadza, ponieważ cały czas mamy coś do roboty.
Zdecydowanie bliżej dubstepu niż Lilith’s Club są melodie towarzyszące graczowi w trakcie walk z różnej maści bossami: Mundus Theme czy Hunter Theme czerpią garściami z wcześniejszego dorobku Noisi i wychodzi im to zdecydowanie na dobre. Maksymalnie skupieni na unikaniu i wyprowadzaniu odpowiednich sekwencji ciosów mimowolnie kiwamy głową w rytm uderzeń elektronicznej perkusji lub nachodzących na siebie wobbli.
Noisia, na szczęście, nie próbowała wszędzie wciskać elektroniki – w ścieżce dźwiękowej znalazło się miejsce na spokojne i przyjemne pianino w Kat’s Theme (dużo tych theme’ów!), oczywiście odpowiednio akompaniowane; smutniejsze Home Truths towarzyszące w podróży przez stary dom oraz wspomnienia Dantego; zadziwiająco epickie Better Half, gdzie wykorzystana została chociaż częściowo orkiestra do zbudowania odpowiedniej atmosfery.
Soundtrack DMC jest głównie oparty na muzyce elektronicznej stworzonej przez Noisię. Jedynym odniesieniem do poprzednich części (chociaż częściowym) są utwory zespołu Combichrist, gdzie krzyki w pewien sposób przypominają piosenki towarzyszące nam w starym i dobrym Devil May Cry. Przynajmniej takie było moje skojarzenie, kiedy usłyszałem Never Surrender.
Poprzedni Dante wraz z Devil May Cry najprawdopodobniej już nie wróci. Został zastąpiony przez swojego młodszego odpowiednika, a fanom serii nie pozostało nic innego, jak pogodzić się z tym smutnym faktem. Najbardziej żałuję, że nie dane nam będzie poznać dokładniej historii Nero, którego przez te dziesięć misji w DMC4 zdążyłem polubić. Na szczęście najnowsza odmiana DmC wcale nie jest grą złą – daje wiele zabawy, jest efektowna i ładna. To po prostu jest inny Devil May Cry.
Kilka wyjaśnień, gwoli ścisłości:
Wraz z rozpoczęciem wakacji zajęć zamiast ubyć, to przybywa. Cierpią na tym zainteresowania i nic za bardzo nie można z tym zrobić – po prostu czasem trzeba zacisnąć zęby i przetrwać trudny okres, aby czas wolny był jeszcze bardziej satysfakcjonujący. W moim przypadku, jak możecie zauważyć, pojawił się problem z regularnością – z tego powodu Niech gra muzyka! pojawiło się dość późno. Kolejny epizod pojawi się jutro wieczorem, a od następnego tygodnia powinienem wrócić do regularnych wpisów. Przepraszam wszystkich czytelników za chwilową nieobecność i zapewniam, że już stanąłem pewnie na nogach ;)
Linki: