Znany wykonawca którego tylko jednej płyty słucham - U2 Pop - fsm - 21 lipca 2014

Znany wykonawca, którego tylko jednej płyty słucham - U2, Pop

Tematy tygodnia do tej pory zahaczały głównie o motyw gier, czas więc na zmianę. Padło hasło - a czy Wy też macie jakiegoś wykonawcę lub zespół, którego tylko jeden album jest dobry i słuchalny? Okazało się, że macie. Więc przez najbliższy tydzień codziennie będziecie dostawali od nas po jednym tekście poruszającym ten właśnie temat. W moim przypadku tą jedyną płytą pewnego znanego zespołu, której lubię słuchać w całości, totalnie ignorując wszystkie inne, jest Pop grupy U2. Zacny kawał muzyki, powiadam.

Niespecjalnie mnie bierze U2. Ewentualną muzyczną jakość i niezaprzeczalne zapisanie się w historii rocka przesłania mi wielkie ego pana Bono (jego kolegów też, ale jakby mniej). Zna papieża, karmi biedne dzieci, jest ambasadorem wszystkiego i wszystkich, a na dodatek zarabia pierdylion pieniędzy śpiewając o różnych rzeczach, a to wszystko przy mniej niż 170 cm wzrostu. Wydaje mi się, że jest trochę bufonem, choć ogromne rzesze fanów zdają się temu przeczyć. Tak czy siak - nie słucham i nie jest mi z tego powodu przykro. Nie mam emocjonalnej więzi z żadnym z hitów pokroju Sunday Bloody Sunday, With Or Without You czy Sweetest Thing, a najnowsza piosenka - Ordinary Love - brzmi dla mnie jak odrzut z sesji One Republic, ale lubię np. Elevation czy Vertigo. Jest jednak jedna płyta, którą cenię i do której wracam. Pop. Najgorzej sprzedający się album w historii grupy.

Czy są to tzw. punchable faces? Trochę są...

To jednocześnie oznacza, że płyta jest wyraźnie inna od standardowego portfolio zespołu i zapewne dlatego tak mi podeszła. Pop to dużo sampli, elektroniki, przepuszczonych przez komputer gitar i nie do końca oczywiste kompozycje. Nowe wydawnictwa U2 promowane są singlami, które każdy może zanucić, które traktują o istotnych sprawach i są w gruncie rzeczy bardzo poważne. Tymczasem Discotheque to jajcarski teledysk, niepoważny tekst i nowa muzyczna odsłona irlandzkiego kwartetu, która się niezwykle pozytywnie wyróżnia. Po tym wesołym otwieraczu mamy świetne Do You Feel Loved (mięciutka linia basu, połamany rytm i równie połamana gitara, mniam) i uważane przez niektórych za techno (no co, tak napisali na Wikipedii) Mofo - to jest zresztą jedna z lepszych kompozycji na Pop. Szybka, drapieżna, melodyjna. W podobnym klimacie (czytaj: dziwnym) jest też kawałek Miami, gdzie tradycyjne U2 spotyka się z producencką magią pana Flooda.

O właśnie, pan Flood. Człowiek ten już wcześniej współpracował z U2, ale mam wrażenie, że praca z Depeche Mode (Songs of Faith & Devotion) oraz Nine Inch Nails (Pretty Hate Machine i The Downward Spiral) zachęciła go do zmuszenia Bono i kolegów do pracy poza strefą komfortu. Co z kolei przełożyło się na zdecydowanie wyższą muzyczną strawność tej płyty w moich uszach. I nawet bardziej typowe dla U2 utwory w rodzaju Please czy Last Night On Earth zyskały jakąś taką fajną, pustynną, brudną jakość. Ale tak na dobrą sprawę nie umiem znaleźć jednej tylko przyczyny, dla której Pop jest przeze mnie lubiany, a inne płyty U2 mam bardzo gdzieś... Choć na pewno wpływ na to miał fakt, że jako nieopierzony podstawówkowicz pojechałem z rodziną na koncert U2 w ramach PopMart Tour, który odbywał się na warszawskim Służewcu. Wielkie ekrany, dyskotekowa cytryna wielkości samolotu i inne cuda musiały mi się wypalić na siatkówce i taki tego efekt. Niewiele pamiętam, ale pewnie gdyby nie ten koncert, to całe U2 miałbym bardzo głęboko gdzieś...

[cała płyta razem z dodatkowymi utworami, których w ogóle nie znam, jest do przesłuchania o tutaj - wiwat YouTube!]

Podsumowując ten fascynujący wywód: U2 ma swoje momenty. Po nie do końca świadomym (jak się ma 13 lat, to wiele rzeczy umyka, mimo starań...) przeżyciu koncertu dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi, obejrzałem sobie kilka występów na DVD, miałem też nieco przyjemności podczas oglądania trójwymiarowego koncerto-filmu w Imaksie, ale po dziś dzień od A do Z jestem w stanie przesłuchać tylko Pop. Bo to dobra płyta jest. Czy są tu jacyś fani U2, którzy chcieliby wziąć Bono, The Edge'a, Claytona i Mullena w obronę?

fsm
21 lipca 2014 - 18:56