Mówi się, że okazja czyni złodzieja. Podobnie ma się też sprawa w internetowym światku. Ot, jeśli trafia się moment, w którym z całkowicie nie interesujących nas przyczyn jakiś rzeczywisty produkt, będący wcześniej poza naszym zasięgiem, staje się nagle dla nas dostępny (a dzieje się to najczęściej przez błąd sprzedawcy), okazja ta czyni z nas typowego „cebulaka”. Tak, w Internecie przyjęło się na dobre to określenie, które swój początek w polskiej sieci znalazło pewnie u stóp „chytrej baby z Radomia”. Są jednak sytuacje, w których rzecz dzieje się wbrew stereotypom, a przykładem takiego zajścia może być następstwo popełnionego przez GOG.com błędu.
GOG.com, wydaje mi się, ma raczej dobrą opinię, rzekłbym nawet nieposzlakowaną. Posiadający polskie korzenie sklep stara się pokazać przepełnionemu brakiem zaufania do graczy światu, że można z Internautami i wielbicielami rozrywki cyfrowej żyć w zgodzie, opierając taką relację na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Jest to z pewnością jeden z najpopularniejszych sklepów, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, który w swojej ofercie ma gry pozbawione wszelkiego rodzaju zabezpieczeń DRM, które zapewne kojarzą się nam wszystkim z nieodłącznymi problemami przy uruchamianiu zwłaszcza świeżo zakupionych lada moment po premierze tytułów. Mimo wszystko, gracze wydają się szanować obraną przez GOG.com politykę, bo dotychczas sklep ten nie zbankrutował, a nawet ma się całkiem dobrze.
Ostatnio jednak popełniono gafę. Przez pewien czas można było kupić grę na Linuksa w promocji, a przy okazji zyskać dostęp do paru innych gier, których nie przewidziano przy tej ofercie. Mówiąc prościej – można było wykorzystać błąd samego sklepu i zafundować sobie nie lada oszczędność. Gry trafiły w wielu przypadkach do osób, które nie powinny ich otrzymać, jednak reakcja znacznej większości klienteli wydaje się być wręcz niewiarygodna, szczególnie jeśli po uwagę weźmie się fakt, że niektórzy klienci mogli pochodzić z Polski, a mentalność Polaków jaka jest – każdy widzi, a taką samą mentalnością cechują się podobno wszyscy Internauci. Okazało się, że całe zajście wywołało masowe zgłaszanie tego błędu do obsługi sklepu, a wielu z klientów, którzy otrzymali bezprawnie dodatkowe gry, było gotowe je zwrócić z własnej inicjatywy. Sam GOG.com także należy pochwalić. W wysłanej do kupujących notce, znajdowała się informacja mówiąca o tym, że zaistniała sytuacja jest efektem błędu ze strony firmy, a jako że sklep chce wziąć na klatę całą sprawę, zaoferowano każdemu, że bez żadnych konsekwencji otrzymane gry może zatrzymać. Dobry ruch, GOG.com! Idealny PR w wykonaniu marki, która sama w sobie ma już bardzo dobry wizerunek. Takie słowa ze strony firmy, która swoją działalnością pokazuje, że graczy-klientów szanuje, są jeszcze bardziej wiarygodne niż gdyby pochodziły od korporacji, dla której od zawsze liczyły się tylko pieniądze bez zważania na dobro klienta.
Gracze jednak, choć otrzymali pewnego rodzaju rozgrzeszenie pozwalające zachować otrzymane okazyjnie gry, chętnie zwracali to, co do nich nie powinno należeć. Zdziwienie moje całym zajściem jest tym większe, że przecież Internet przepełniony jest stereotypami mówiącymi o tym, że pewnego rodzaju poczucie anonimowości w sieci pociąga za sobą różnego rodzaju negatywne zachowania, w tym także to, że ludzie łapią się wszystkiego, co tylko można, nawet jeśli oznaczałoby to stratę dla drugiej strony. A tutaj proszę, zdziwienie, bowiem gracze zachowali się „fair”. Czyli nawet w Internecie jest miejsce na odrobinę „ludzkich odruchów”. Świat z pewnością byłby piękniejszy, gdyby cyfrowe zakupy, tak często obfitujące w różnego rodzaju wpadki, błędy czy oszustwa, były procesem składającym się tylko z takich, pozytywnych przypadków. A GOG.com zyskał z pewnością parę plusów w ogólnych rozrachunku wizerunku marki w sieci. ;-)
Zajrzyj na mój profil na Facebooku oraz na Google+.