Gdyby The Vanishing of Ethan Carter było filmem - na pewno wygrałoby Oscara - w kategorii „Najlepsze zdjęcia”, „Najlepszy film krótkometrażowy” - albo w obu. Dla mnie jest raczej powrotem do dawnych gier w starym, dobrym stylu. To współczesne Alone in the Dark - tak samo zachwyca od pierwszych minut, niesamowicie wciąga, zmusza gracza, by pomyślał, trochę za szybko się kończy - i choć ma parę wad - całość pozostawia dobre wrażenie.
Przygoda z Ethanem może trwa krótko, ale z pewnością zapamiętamy ją na długo.
W grze wcielamy się w postać detektywa Paula Prospero, o paranormalnych zdolnościach, który przybywa do miejsca Red Creek Valley, by odnaleźć tytułowego chłopca. Przeszukując wyludnioną okolicę, znajdujemy ślady kolejnych zbrodni, strzępki artykułów z gazet, fantastyczne opowiadania, które Ethan uwielbiał pisać. Korzystając z „szóstego zmysłu” naszego detektywa, odkrywamy wydarzenia z przeszłości, okoliczności kilku morderstw, i tylko na tej podstawie musimy sami domyśleć się opowiadanej w grze fabuły. Streszczając ją w jednym zdaniu: w starym domu chłopak „obudził” pewną złą moc, coś niedobrego, co zaczęło zatruwać umysły członków jego rodziny.
Kilka razy będziemy też świadkami, jak bardzo bujna jest wyobraźnia Ethana, doświadczając scen z jego opowiadań. Od samego początku gra ostrzega nas, że „nie prowadzi gracza za rączkę” - nie znajdziemy tu żadnych dosłownych wskazówek, samouczków. Choć w większości zagadki nie są trudne - to gra absolutnie nie „przechodzi się sama” i zmusza nas do małego wysiłku szarych komórek.
The Vanishing of Ethan Carter daje nam mały przedsmak tego, jak może wyglądać następca Skyrima.
Całość tworzy niezwykle nastrojowy klimat kryminału w stylu retro, z małym dodatkiem zjawisk paranormalnych, duchów. Choć znajdziemy tu nawiązania do Lovecrafta, Cthulu czy „taniego” science-fiction - to są to tylko małe smaczki, urozmaicenia nie odnoszące się bezpośrednio do fabuły - ale znakomicie podkreślające ogólną atmosferę gry -
- którą najbardziej podkreśla jednak niezwykła grafika. Jest po prostu prześliczna, wręcz fotorealistyczna. The Vanishing of Ethan Carter daje nam mały przedsmak tego, jak może wyglądać następca Skyrima. Las, skały, roślinność, drewno starego kościoła - wszystko wygląda wręcz obłędnie prawdziwie. W tej chwili nie ma chyba gry, która miałaby równie doskonałe tekstury - wszystko to zasługa technologii zwanej Fotogramterią. Choć zwiedzamy ciągle niezbyt duży fragment okolicy, nie mamy absolutnie żadnego wrażenia monotonii, ciągle pojawia się coś, co oczaruje nasz zmysł wzroku - las, stary peron, opuszczone domy, kościół, tama, kopalnia czy rewelacyjne krajobrazy górskiego jeziora.
Jeśli będziemy chcieli być bardzo czepialscy, to w końcu zauważymy, że grafika trochę się powtarza. Co jakiś czas zobaczymy dokładnie ten sam głaz, oddalone plenery wyglądają trochę jak namalowany na płótnie obraz, wnętrza pomieszczeń są wyniszczone, nadpalone, przez co nie ma w nich zbyt wielu przedmiotów, szczegółów - chętnie zobaczyłbym jakieś „czynne” pomieszczenie wykonane w tej technologii.
Twórcy znaleźli dość optymalne proporcje pomiędzy kontrolowanym obszarem gry, a wolnością eksplorowania.
Piękną grafikę dopełnia równie piękna, subtelna i klimatyczna muzyka, z dobrym dźwiękiem - wszelkie odgłosy natury są „wisienką na torcie” tak wspaniale wykreowanego miejsca.
Gra ma generalnie „pół-otwarty” świat. Możemy dość swobodnie poruszać się po Red Creek Valley, wracać do poprzednich miejsc, ale nie jest to sandbox i w końcu natkniemy się na zasypane kamieniami przejście czy niewidzialną ścianę - te są akurat głównie przy przepaściach czy wodzie, więc nie psują aż tak bardzo zabawy. Twórcy znaleźli dość optymalne proporcje pomiędzy kontrolowanym obszarem gry, a wolnością eksplorowania. Nie mamy klaustrofobicznego wrażenia poruszania się po wytyczonym korytarzu, nawet w kopalni, gdzie byłoby to uzasadnione, możemy sobie trochę „pobłądzić”, zwłaszcza w jednym rozwidleniu, tworzącym mały labirynt.
Największą wadą gry jest w zasadzie jej liniowość, fabuła jest trochę uboga i skupiona tylko na głównym wątku. Niesamowicie wyglądające Red Creek Valley wręcz prosi się o kilka pobocznych „questów”, przydałyby się dwa, trzy wątki zupełnie nie związane z rodziną i historią Ethana, coś co jeszcze bardziej pozwoliłoby nam zagłębić się w klimat tego miejsca. Taką lokacją o niewykorzystanym potencjale jest choćby kościół. Mam nadzieję, że Polacy pójdą za ciosem i zaserwują nam jakąś odcinkową grę w tym klimacie i technologii, z bardziej rozbudowaną fabułą. Niektórzy mogą też narzekać na długość gry - przejście powinno zająć średnio około 4 godzin.
Te wady nie zmieniają jednak faktu, że The Vanishing of Ethan Carter jest bardzo dobrą grą, wciągającą, o świetnym klimacie i oszałamiającej grafice, z małym „twistem” w zakończeniu. Wnikliwa analiza poszczegółnych fragmentów fabuły, ukaże nam jak bardzo nie związane na pozór ze sobą elementy logicznie się ze sobą splatają lub posiadają znacznie "głębszy wymiar" niż się wydaje. Biorąc pod uwagę, że nie robiło jej wielkie studio z budżetem sięgającym dziesiątek milionów dolarów - efekt jest jak najbardziej zadowalający. Przygoda z Ethanem może trwa krótko, ale z pewnością zapamiętamy ją na długo. Warto wesprzeć rodaków inwestując w ich dzieło!