...Co się poznali, zakolegowali i razem pojechali na Zachód, a w międzyczasie rozwalili wiele robotów i zwiedzili kawał post-apokaliptycznych Stanów Zjednoczonych. Enslaved to taki typ gry, o której się słyszy, że była super, ale niewiele osób w nią grało. Trochę jak z Beyond Good & Evil, choć chyba sława produkcji Ninja Theory jest mniejsza niż gry Ubisoftu. Odyssey to the West ma już 4 lata na karku, bowiem na PlayStation 3 i Xboksie 360 tytuł zadebiutował jesienią 2010 roku. Twórcy trzy lata później nacisnęli guzik "konwersjonuj" ("konwertnij?" :P) i w październiku minionego roku pojawiła się edycja pecetowa, od razu jako wersja premium, z wbudowanym DLC. No i nareszcie w Enslaved zagrałem.
Enslaved to trzecioosobowa gra akcji, która dużo większy nacisk kładzie na postacie, otoczenie, emocje i klimat, niż samą grę. Chcę przez to powiedzieć, że mając do dyspozycji tych samych bohaterów, to samo uniwersum i podobne założenia, można było z całości wycisnąć nieco więcej. Bo Enslaved na samym początku oczarowuje, by w toku trwania zabawy zacząć nieco nużyć. Nie na tyle, bo grę zostawić, ale tak naprawdę historię poznałem do samego końca właśnie ze względu na... historię. Już wyjaśniam.
Oto USA daleko w przyszłości. Świat został zniszczony dawno temu i teraz ruiny miast zarosły po same czubki drapaczy chmur, stare maszyny rdzewieją, a nowe maszyny - wredne mechy - napadają i zniewalają resztki ludzkiej rasy. Dwójka bohaterów - ładna, delikatna i piekielnie mądra Trip oraz niechętny (początkowo) towarzysz Monkey są więźniami na wielkim statku z niewolnikami. Bum, statek sie rozbija, Trip zapewnia sobie władzę nad kolegą za pomocą niewolniczej opaski, kolega musi zatem iść tam, gdzie ona chce i jednocześnie bronić ją przed łobuzami, bo jej śmierć oznacza jego śmierć. Gracze sterują panem małpą, biegają, skaczą, biją się i pomagają Trip. I tak przez jakieś 8 godzin bez specjalnych zmian. Początkowo jest super. Potem już jakby mniej.
Zabawa polega na nawigowaniu po ślicznych, ale bardzo liniowych mapach, efektownego, ale w gruncie rzeczy bardzo nieskomplikowanego rozwalania robotów, podążania tam, gdzie wskaże Trip, przełączenia jakiejś dźwigni i tyle. Urozmaiceniem jest kilka miejsc, w których możemy polatać na magicznym dysku (ograniczenie "rozwiązano" dialogiem: Dlaczego ta twoja magiczna chmura działa tylko w niektórych miejscach? | Nie wiem, tak już jest i już. :P), pojedynki z bossami i ostatni, efektowny poziom, który wyrwał mnie z objęć nudy pojawiającej się w drugiej połowie gry.
Na szczęście Ninja Theory potrafiło stworzyć naprawdę interesujące, sympatyczne i świetnie zagrane postacie (to zasługa Andy'ego Serkisa, Lindsey Shaw i Richarda Ridingsa, dzięki którym wirtualne ludziki nabrały życia) i dać im do przeżycia kawałek fajnej historii (scenariusz gry wyszedł spod ręki Aleksa Garlanda, odpowiedzialnego m.in. za filmy 28 dni później, W stronę Słońca i ostatniego Dredda). To dynamiczna relacja między bohaterami i autentyczna ciekawość dotycząca finału (napiszę tylko, że nie byłem rozczarowany) sprawiła, że Enslaved się obroniło i pozostawiło po sobie miły posmak. Choć w ogólnym rozrachunku mogło być lepiej.
"Odyssey to the West" kontra "Wędrówka na Zachód"
Gra Enslaved jest luźną adaptacją jednej z czterech klasycznych powieści chińskich (uznawanych za najwybitniejsze dzieła chińskiej literatury z czasów dynastii Ming i Qing) zatytułowanej Wędrówka na Zachód. Pozornie oba te dzieła mają ze sobą wspólnego niewiele, ale diabeł siedzi w szczegółach - sami zresztą się przekonajcie.
Głównym bohaterem tego liczącego sobie kilkaset lat chińskiego klasyka jest Tripitaka (Xuanzang), dzielny mnich, który musi dostarczyć oryginalne buddyjskie zwoje z Indii do Chin. On sam jest bezbronny, ale bogini Guanyin znajduje czterech uczniów, którzy będą go bronić podczas tej wyprawy. Najpotężniejszym z nich jest Sun Wukong, zwany Małpim Królem - wyposażony z magiczną pałkę wojownik, którego wybuchowy charakter musi być temperowany przez magiczną opaskę (gdy coś nie idzie po myśli mnicha, ten recytuje specjalną inkantację i pan Małpa odczuwa dotkliwy ból, który wymusza posłuszeństwo). Dodatkowo Sun Wukong posiada magiczną chmurę pozwalającą pokonać 18000 km podczas jednego skoku. Poza nim bohaterowi towarzyszą: Zhu Baije, mnich-świnia - mało urodziwa hybryda świni i człowieka, która lubi sobie dogadzać (pijąc, jedząc i flirtując z kobietami) i niespecjalnie dogaduje się z Małpim królem; Sha Wujing, "braciszek piach", najmądrzejszy, najspokojniejszy z uczniów oraz Yulong, który tak naprawdę jest magicznym koniem Tripitaki.
Cała ta ekipa podróżuje przez prawdziwe geograficznie tereny, które są w powieści przedstawione jako fantastyczne, magiczne krainy pełne niezwykłych stworzeń i demonów, więc ta wędrówka to ciągła walka o przetrwanie. I teraz szybko porównajmy powyższe informacje z tym, co znajduje się w Enslaved. Trip pełni rolę głównego mnicha, Monkey i Pigsy są oczywistymi interpretacjami postaci z literatury, zaś gameplayowy punkt wyjścia (chroń Trip przed potworami, bo sobie nie da rady) też jest żywcem wyrwany z kart książki. Do tego dochodzi prawdziwe, choć fantastyczne otoczenie (zniszczone, ale bardzo kolorowe Stany), magiczna pałka Monkeya, opaska na głowie oraz cudowna latająca chmura. Sprytne, nie powiem. Ciekawe ile interesujących, z punktu widzenia graczy, rzeczy można wyciągnąć z klasycznych dzieł literackich. Co powiecie na RPG w klimacie Dziadów albo gameplayowe założenia bazujące na Łysku z pokładu Idy?