Co wspólnego mają dwie części gier należące do uniwersum Metro z kultowym Half Life, czy moim ulubionym BioShock Infinite? To, że znakomicie opowiadają wciągającą, pełną zwrotów akcji historię przy pomocy mechaniki pierwszoosobowej strzelaniny. Metro Redux to niezapomniane przeżycie, w ciasnych, mrocznych korytarzach moskiewskiej kolei podziemnej, w których człowiek odnalazł schronienie przez zabójczym promieniowaniem, lecz nie może czuć się w nich bezpiecznie.
Chociaż na pierwszy rzut oka pierwszoosobowe strzelaniny niezbyt nadają się na przedstawianie wciągającej fabuły, złapałem się już jakiś czas temu na tym, że właśnie ten gatunek gier potrafi być dla mnie najbardziej wciągający. Serie takie jak Half Life, Deus Ex (choć tu mamy do czynienia z hybrydą FPS i RPG), BioShock czy Metro, pokazują że karabin też może być pretekstem do opowiadania historii. I chociaż dla mnie królem pozostanie zapewne na zawsze zeszłoroczny, cudowny BioShock Infinite, to właśnie wydane kilka miesięcy później Metro Last Light uplasowało się pod względem immersji na drugim miejscu. A teraz, powróciło w pakiecie Metro Redux, wraz z odświeżoną wersją Metro 2033. I obie gry są świetne.
Gry z uniwersum Metro oparte są na książkach pióra rosyjskiego pisarza Dimitriego Głuchowskiego. Wpisują się one w charakterystyczne dla Rosjan podejście do klimatów SF i postapokalipsy. Zamiast motywu drogi i eksploracji niegościnnego świata, mamy do czynienia z dołującą wizją braku perspektyw i walki o przetrwanie pośród wiecznej zimy. Zamiast postnuklearnej pustyni przemierzanej zmodyfikowanym samochodem, Głuchowski zaproponował wizję resztek moskiewskiej społeczności, koczującą na peronach metra. Żyjącą z dnia na dzień w ciasnych, ciemnych korytarzach i tunelach, do których przedzierają się z powierzchni przerażające mutanty. W metrze jednym z największych wrogów ludzkości jest jednak sam człowiek – pomimo osiągnięcia cywilizacyjnego dna, nadal spaczony przez różnorakie ideologie, gotowy do bratobójczej walki w imię wymyślonych zasad. Wszystko to genialnie odwzorowano w obu grach wchodzących w skład pakietu Metro Redux.
Niniejszy tekst rozrósłby się do niebotycznych rozmiarów, gdybym podjął się opisywania fabuły obu gier. Metro 2033 jest bowiem pod wieloma względami wierne książce Głuchowskiego, której poświęcę na pewno na blogu osobny wpis. Dość powiedzieć, że główny bohater, młody Artem, wyrusza w pielgrzymkę po tunelach metra, celem uratowania swojej małej, krańcowej stacji, napadniętej przez nowy, praktycznie niezniszczalny rodzaj mutantów. Historia ta opowiadana jest zarówno podczas przerywników filmowych realizowanych przy użyciu silnika gry, jak i podczas właściwej rozgrywki, gdy towarzyszą nam różne osoby. Co ciekawe, Artem w ogóle się do nikogo nie odzywa, podobnie jak Gordon Freeman, czy Jack z pierwszej części BioShocka. Słyszymy jednak jego myśli podczas krótkich wspomnień, towarzyszących ekranom ładowania.
Metro 2033 w wersji Redux zostało poddane sporemu liftingowi. Momentalnie można dostrzec poprawę aspektów wizualnych. Totalnie przemodelowano powierzchnię Moskwy, po której kilkukrotnie dane jest nam się przemykać. Teraz, choć opustoszała i zniszczona, jest na swój sposób „piękna” podobnie jak w Metro Last Light. Urozmaicono również tunele i podziemne stacje, dodając im sporo różnorakich drobiazgów i detali, takich jak np. wiszące pajęczyny, pośród których przemykają obrzydliwe, ziemne pająki. Poprawiono także mechanikę walki, sztuczną inteligencję przeciwników oraz oświetlenie, na co przekłada się także usprawnienie skradania się. W oryginale mocno to kulało, lecz teraz można przejść Metro 2033 po cichu, podobnie jak Last Light.
Warto dodać, że gra oferuje dwa tryby trudności – Spartanin, nastawiony na akcję w stylu typowych FPS-ów oraz Przetrwanie, gdzie dużo łatwiej jest zginąć, a dostępne zasoby są bardzo ograniczone. Ponadto, tradycyjnie możemy zagrać z zupełnie wyłączonym graficznym interfejsem użytkownika, opierając się tylko na tym, czym dysponuje sam bohater. A warto wspomnieć, że w Metrze zrealizowane jest to świetnie, co znacznie zwiększa immersję. Ilość naboi w magazynku faktycznie jest widoczna, zaś czas po którym należy zmienić filtr do maski przeciwgazowej sprawdzamy sami na zegarku.
Przede wszystkim, Metro 2033 w mistrzowski sposób łączy akcję, z poznawaniem świata i opowiadaniem historii. Pielgrzymka Artema błyskawicznie staje się naszą własną, nie pozwalając oderwać się od konsoli. Do nieprzyjemnych, ponurych korytarzy moskiewskiego metra po prostu chce się wracać. Pomimo, że za każdym rogiem czeka śmierć. Twórcom mistrzowsko udało się oddać klimat książki – polecam granie z głosami w oryginalnej, rosyjskiej wersji językowej, która jest dostępna w menu.
Druga z gier dostępnych w pakiecie, czyli Metro Last Light, nie przeszła wielkich zmian. Usprawniono jedynie oświetlenie i poprawiono pomniejsze błędy i niedoróbki. Nie należy tego postrzegać jednak jako wadę, gdyż tytuł ten od początku był znakomity. A teraz otrzymujemy go ze wszystkimi dodatkami, wraz z ulepszonym Metro 2033, w cenie jednej gry. Jeśli więc nie mieliście jeszcze okazji poznać świata wymyślonego przez Głuchowskiego, to teraz nadarzyła się ku temu najlepsza okazja.