Prawdziwe podsumowanie powinienem napisać, kiedy stuknie mi okrągły rok na Gameplayu – stwierdziłem jednak, że nie ma sensu tyle czekać. W końcu wszystko zaczęło się od jednego prostego postanowienia noworocznego – a kiedy jest lepszy moment na wspominanie postanowień noworocznych, jeżeli nie w kolejny Nowy Rok?
2014 będzie rokiem zmian.
W dużym skrócie tak wyglądało moje postanowienie na miniony już rok. Byłem wtedy niezadowolony – poszedłem na studia, które mi się nie podobały, a cały czas wolny marnowałem na w zasadzie nie wiem na co. Jednak wśród tych wszystkich zaprzepaszczonych godzin zawsze znajdowałem chwilę, aby coś napisać tu czy tam. Krótkie opowiadania, sentencje, jakieś teksty, których nigdy nie miałem zamiaru opublikować… Ale skoro chciałem coś zmienić, a moja nauczycielka języka polskiego w liceum mówiła, że pisanie idzie mi w porządku, moje postanowienie dość szybko ewoluowało.
Przestanę w końcu pisać do szuflady.
Postawiłem przed sobą dość proste zadanie, lecz chciałem wycisnąć z niego jak najwięcej. W Internecie nie byłem znany w jakikolwiek sposób i mogłem ten stan rzeczy utrzymać, zakładając jakiegoś śmiesznego bloga w serwisach blogspotopodobnych i mając za czytelników mamę oraz kilku sporadycznie wpadających tam znajomych, którym akurat bym wysłał link do wpisu. Czytałem wtedy bardzo dużo i byłem również stałym bywalcem forum Gry-Online, stąd też pomysł o spróbowaniu swoich sił na Gameplay.pl.
Najwyższy czas.
Aż do kwietnia nie mogłem się jednak zebrać, żeby jakikolwiek tekst na redakcyjnego maila wysłać. Długo się zastanawiałem, czy ma to jakikolwiek sens i bardzo bałem się, że zostanę zignorowany. Jeżeli chodzi o internetowe publikacje nie miałem jakiegokolwiek doświadczenia i brakowało mi pewności siebie. W końcu zmotywowałem się do wysłania swojej kandydatury i kiedy już praktycznie zapomniałem o mym wielkim poświęceniu, nadeszła odpowiedź. Just wow.
Mały krok, lecz w zupełności wystarczający, abym uwierzył w siebie i zaczął w końcu pracować nad czymś, co mnie interesuje. Nigdy nie miałem w planie pisać więcej o grach – kiedy wyjechałem na studia, stacjonarną maszynę bojową zostawiłem w rodzinnym mieście, a sam uzbroiłem się w ciężkie i przeklęte wynaturzenie zwane laptopem (17-calowa, aluminiowa bestia), które w domyśle powinno być w miarę mobilne. Ubolewając nad własną głupotą zacisnąłem zęby i szybko znalazłem temat, który również bardzo mnie pociągał.
Niech gra muzyka!
Opuściłem „moje” miasto i rozpocząłem naukę gry na skrzypcach, ponieważ zawsze byłem zakochany w tym instrumencie. Wielu powtarzało mi, że już za późno i że jest to zbyt trudne, lecz nie miałem zamiaru się poddawać. Kupiłem jakieś najtańsze skrzypki na Allegro, lutnik troszkę uzdatnił je do gry, i voila – epickie utwory stały przede mną i czekały, aż będę w stanie rozszyfrować nuty.
Skrzypce mają związek z tym, z czym powiązałem swoje teksty – z muzyką filmową i ścieżkami dźwiękowymi. To było to – pobudzało wyobraźnię i wlewało siłę w mój umysł, kiedy brakowało mu już energii na twórcze myślenie. Od czasu do czasu wspominałem o muzyce „zwyczajnej”, lecz to nie było to samo. Dalej przyjemne, lecz już nie tak satysfakcjonujące.
Rozpocząłem „Niech gra muzyka!”, a raczej kontynuowałem je, ponieważ kiedyś już takie teksty na Gameplayu się ukazywały. Starałem się je wrzucać nawet systematycznie, lecz w pewnym momencie podupadłem. Rzuciłem studia i poszedłem do pracy, przez co ilość czasu wolnego drastycznie zmalała. Zacząłem naukę gry po inauguracji roku akademickiego, a kiedy szedłem do pracy grałem już pół roku. Jako-tako mi szło, postanowiłem więc zakupić instrument wyższej klasy niż chińskie pudło zbudowane maszynowo z topoli rosnącej obok fabryki. Kupiłem również w miarę porządny odtwarzacz muzyczny oraz słuchawki i wystartowałem na uczelni na nowo – tym razem kształcąc się jako akustyk.
Pytajcie śmiało, jestem znawcą.
Jakoś pomiędzy kupieniem nowych skrzypiec a powrotem na studia, kiedy moja „popularność” spadała i zacząłem się zastanawiać, czy ktoś aby na pewno czyta mój blog, napisał do mnie Bartek Pacuła z propozycją współpracy. Nie mogłem się nie zgodzić i dziś, wraz z kilkoma innymi znajomymi, tworzymy stronę Music To The People. Naczelny GOLowy audiofil trzyma nad nami pieczę i póki co nie wyrzucił mnie z grupy – co chyba oznacza, że moje teksty da się czytać. Kolejny zastrzyk motywacji.
Boom!
Następne miesiące jakoś sobie mijały, aż w końcu nastąpił Gameplayowy Przełom – Interstellar. Świeżo po filmie i kilka dni po przesłuchaniu ścieżki dźwiękowej napisałem najpopularniejszy tekst w mojej krótkiej karierze i pojawiłem się na w TOP 11 oraz popularnych na GP. Było to dla mnie zaskoczenie i swoisty sukces. Na dodatek kilka dni później, Pawbeats udostępnił moją mini-recenzję jego instrumentalnej płyty. Uśmiech nie opuszczał mnie do wieczora.
Zacząłem też rozważać wrzucenie czegoś w rodzaju męskiego „poradnika stylu” – na garniturach znam się nie najgorzej, nie wiem jednak, czy takie coś miałoby rację bytu w serwisie takim jak ten. Gdzieś w międzyczasie zmieniłem nazwę na imię i nazwisko.
Chcąc żyć...
2014 się skończył i jestem zadowolony z jego przebiegu. W zasadzie największą tragedią było wczorajsze wejście w świat whisky słodowych, który niestety nie jest taki usłany różami, jak myślałem (ten smak po prostu nie jest dla mnie i nie byłem w stanie tego pić; naprawdę nie wiem, skąd macie te myśli). Na 2015 rok mam nowe postanowienie, bardzo podobne do poprzedniego. Liczę, że i to uda się zrealizować z nawiązką – gdybym teraz miał sobie odpuścić, byłaby to pewnie jedna z najgorszych decyzji w moim życiu. Jeżeli zostanę zrównany z ziemią i sprowadzony na ziemię, to trudno – przynajmniej za 20 lat będę mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że próbowałem (a ledwo napoczęta butelka dwunastoletniego Glenfiddicha będzie się starzeć razem ze mną). Chcąc żyć, iść muszę.
Lub zostając, umrzeć.
W tym miejscu chciałbym też podziękować Wam, czytelnicy, ponieważ każdy z Was ma dla mnie niesamowite znaczenie. Nie wsuwam swoich tekstów pod drzwiami ani nie zostawiam w skrzynkach, a Wy i tak decydujecie się na czytanie ;)