Gdyby stanąć przed koniecznością wymienienia nazwisk trzech bramkarzy, którzy najlepiej spisywali się podczas ubiegłorcznego mundialu w Brazylii to obok Manuela Neuera na pewno trzeba byłoby wspomnieć o Keylorze Navasie z Kostaryki i Meksykaninie Guillermo Ochoi. Obaj dokonywali cudów między słupkami, wielokrotnie ratując swoje drużyny i pomagając im w osiągnięciu naprawdę przyzwoitych wyników. Obu łączy też fakt, że po turnieju podjęli kiepskie dla swojej kariery decyzje.
Do tej pory będący ostoją bramki Levante Navas przeniósł się do walczącego o najwyższe cele, utytułowanego i bogatego Realu Madryt. Ochoa tymczasem, który starał się jak mógł uratować przed spadkiem Ajaccio, po degradacji klubu znalazł się bez pracy i postanowił spróbować swoich sił w hiszpańskiej Maladze. Obaj bramkarze pewnie liczyli na wiele, podpisując nowe kontrakty. Rzeczywistość szybko jednak wyprowadziła ich z błędu. Dzisiaj wiadomo już, że w swoich klubach są oni jedynie rezerwowymi. Navas rozegrał na boisku nieco ponad trzy godziny, Ochoa przesiedział wszystkie potyczki swojej drużyny z pozostałymi zmiennikami.
Trochę przykro patrzeć jak marnują się takie talenty. Obaj mogą winić jednak tylko siebie, bo latem 2014 roku chętnych na ich zatrudnienie nie brakowało i tylko ich ambicje/oczekiwania finansowe/marzenia sprawiły, że ostatecznie zdecydowali się oni dołączyć do Realu Madryt i Malagi. Na pewno dużo bardziej niezrozumiała wydaje się decyzja Navasa, który chyba po znakomitym mundialu zbyt wysoko zawiesił sobie poprzeczkę i uwierzył, że jest w stanie pozbawić miejsca między słupkami Ikera Casillasa. Miał jednak powody, by w to wierzyć, bo Hiszpan na mistrzostwach świata rozczarował, a wcześniej w klubie też nie był bezbłędny. Ancelotti jednak widzi w nim podstawowego gracza swojego składu, powierzając mu nawet opaskę kapitana.
Ochoa na taką konkurencję się nie pisał, bo po odejściu Willy’ego Caballero do Manchesteru City czekała go tylko rywalizacja z Carlosem Kamenim, który wcześniej pełnił rolę zmiennika Argentyńczyka. Wydawać by się mogło, że ograny i utalentowany Meksykanin nie będzie miał problemu z pokonaniem Kameruńczyka. To jednak były gracz Espanyolu, zdecydowanie bardziej doświadczony w Primera Division, zyskał uznanie trenera Javiego Garcii.
Zimowe okno transferowe nie przyniosło zmian i obaj bramkarze zostali w swoich klubach, choć nie brakowało plotek dotyczących ich osób. Obu chciał ściągnąć do siebie rozczarowany postawą Mignoleta Liverpool, myślał o nich też Arsenal. Ostatecznie kwestia transferu odsunęła się o kilka miesięcy. Ochoa musi dalej ciężko pracować na treningach, licząc na przekonanie do siebie trenera, a Navas trzymać za słowo Ancelottiego, który obiecał mu więcej występów w drugiej części sezonu.
Przykład obu bramkarzy pokazuje tylko, jak wiele trudnych decyzji musi w swojej karierze podejmować zawodowy piłkarz. Jest też najlepszym dowodem na to, że nawet najlepszy sezon nie jest w stanie zagwarantować ci kolejnego roku na danym stanowisku lub awansu wyżej w futbolowej hierarchii. Podczas mundialu każdy kibic dałby sobie rękę uciąć, że Navas i Ochoa będą od sierpnia regularnie bronić w czołowych klubach Starego Kontynentu. Piłkarski świat znowu jednak zaskoczył i stało się zupełnie inaczej. Czy to pechowy zbieg okoliczności, czy może po prostu potwierdzenie, że obaj w rzeczywistości są przeciętnymi bramkarzami, którym wyszedł jeden turniej? Czas pokaże. Liczę, że o obu jeszcze usłyszymy.