MMORPG to nie tylko walka i questy – o tym jak żyją wirtualne światy - Antares - 13 marca 2015

MMORPG to nie tylko walka i questy – o tym, jak żyją wirtualne światy

Wspólne przygody, przyjaźnie, a nawet miłość... MMORPG to prawdziwe, żyjące światy

Ostatnio zrobiło się w sieci głośno o wydarzeniu w grze Star Trek Online, za pomocą którego gracze oddali cześć zmarłemu Leonardowi Nimoyowi, czyli aktorowi grającemu kapitana Spocka w kultowym serialu Star Trek. To raptem najświeższy przykładek inicjatywy miłośników MMORPG, pokazującej że gatunek ten ma znacznie więcej do zaoferowania niż mogłoby się wydawać. Gry sieciowe to bowiem wirtualne, lecz naprawdę żywe światy, w których społeczność pasjonatów tworzy fantastyczne historie. Część z nich poznacie w tym wpisie.

Wielu graczy uważa, że gatunek MMORPG nie ma do zaoferowania nic więcej ponad powtarzalne do bólu mechanizmy rozgrywki. Podobne do siebie questy, masowe zabijanie czyli tzw. grind różnorakich potworów, ewentualnie wspólne wypady do podziemi po lepszy ekwipunek, rywalizacja na polach bitwy lub handel. Jest jednak wiele przykładów na to, że produkcje typu MMO to coś znacznie więcej niż prosta rozrywka. Przez to, że zaangażowane są w nie miliony graczy, w wirtualnych światach toczy się nierzadko alternatywne życie zaangażowanych i pomysłowych społeczności. Czasem jest to stymulowane przez samych twórców danej produkcji, jednak najczęściej dochodzi do oddolnej inicjatywy graczy. Przykładem na to, jest to co wydarzyło się niedawno w Star Trek Online.

Ku pamięci Spocka

Pomnik upamiętniający zmarłego

27 lutego bieżącego roku, w wieku 84 lat zmarł Leonard Nimoy, aktor który przez miłośników SF na zawsze zostanie zapamiętany przede wszystkim jako odtwórca roli kapitana Spocka w serialu Star Trek (1966-69).  Ponadto, wystąpił on również w ośmiu filmach spod znaku serii Star Trek, powstałych w latach 1979-2013. Dwa z nich wyreżyserował sam! Nimoy stoi za rolą postaci kultowej, więc nic w tym dziwnego, że gracze Star Trek Online postarali się oddać mu cześć. Gdy informacja o śmierci aktora obiegła internet, setki ludzi wyruszyło z pielgrzymką na planetę Wolkan, czyli macierzystego świata kapitana Spocka. Fani zbierali się tam wokół fontanny, gdzie w milczeniu oddawali hołd zmarłemu. Zwyczaj ten został bardzo szybko zauważony przez twórców gry, którzy błyskawicznie przygotowali pomnik upamiętniający Nimoya. Dzięki wprowadzonej 5 marca niewielkiej aktualizacji do gry, posąg stanął dokładnie w tym miejscu, gdzie pielgrzymowali fani Star Treka. Na cokole umieszczono hasło "Live long and prosper", będące wolkańskim pozdrowieniem. Drugi, bliźniaczy pomnik umieszczono na planecie New Romulus, co również stanowi nawiązanie do postaci odgrywanej przez zmarłego Leonarda Nimoya. W serialu Star Trek: Następne pokolenie (Star Trek: The Next Generation) kapitan Spock pełnił bowiem rolę ambasadora, starającego się pokojowo zjednoczyć zwaśnionych mieszkańców planet Wolkan i Romulus.

Na ciekawą formę oddawania hołdu Nimoyowi wpadli Kanadyjczycy. Zaczęli oni bowiem masowo przerabiać krajowe pięciodolarówki z wizerunkiem Wilfrida Lauriera, premiera kraju z XIX'go wieku. Po nieznacznym „ulepszeniu” przypomina on nieco kapitana Spocka. Wywołało to zalew sklepów zmodyfikowanymi banknotami, a „epidemia” która ich dotknęła zrobiła się tak duża, że Centralny Bank Kanady wzywa do zaniechania przeróbek, chociaż takie działania nie są niezgodne z prawem.

Nieśmiertelni w World of Warcraft

Wiele podobnych historii związanych ze zmarłymi ma na swoim koncie najpopularniejsza gra MMORPG wszech czasów, czyli nieśmiertelny World of Warcraft. Najświeższą jest upamiętnienie aktora Robina Williamsa, który w sierpniu zeszłego roku przegrał walkę z depresją i popełnił samobójstwo. Ponieważ Robin Williams był wielkim miłośnikiem gier wideo, w tym serii Warcraft, gracze WoW-a wystosowali do Blizzarda petycję z prośbą o upamiętnienie aktora w grze. Twórcy zareagowali błyskawicznie, oznaczając oficjalne konto aktora na Twitterze w poniższej wiadomości:

„Dziękujemy Ci, dałeś nam wiele radości w naszym życiach i mamy nadzieję, że czas spędzony w naszym świecie był dla Ciebie przyjemny. Spotkamy się w grze.”

W jednej z lokacji dostępnych w najnowszym rozszerzeniu do gry, zatytułowanym Warlords of Dranor możemy znaleźć obiekt Ever-Burning Lamp, czyli lampę, z którą interakcja owocuje pojawieniem się dżina o imieniu Robin. Jest to ewidentne nawiązanie do jednej z ról Williamsa, który użyczył głosu postaci dżina w disneyowskim Alladynie. Ponadto, na wyspie na której można znaleźć lampę, ukryto także kilka innych drobiazgów będących subtelnymi nawiązaniami do filmów, w których grał zmarły aktor. Warto przy okazji zaznaczyć, że nie jest to jedyna nieżyjąca osoba, która została unieśmiertelniona w produkcji Blizzarda.

Dżin o imieniu Robin, którego możemy znaleźć w jednej z lokacji z Warlords of Dranor

W wirtualnym świecie Azeroth można bowiem natrafić na kilka pomników poświęconych innym, prawdziwym osobom. Na cmentarzu w lokacji Hillsbrad Foothils, nieopodal miasta Southsore ( stojącego w ruinach od wprowadzenia dodatku Cataclysm) znajduje się niewielki nagrobek na którym upamiętniono Jesseego Moralesa. Był on jednym z pracowników Blizzarda biorących udział w przygotowywaniu gry, jednak niestety nie doczekał się jej premiery. W tej samej krainie, obok bunkra zamieszkałego przez krasnoludy, znajdziemy również znacznie większy pomnik, upamiętniający innego pracownika firmy, Anthony’ego Ray’a Starka. Zmarł on w 2005 roku na skutek wypadku podczas nurkowania. Przed pomnikiem klęczy natomiast postać, którą grał Stark, czyli  krasnoludzki wojownik Rousch. Podobny monument można odnaleźć w należącej do Hordy lokacji Barrens (obecnie Northern Barrens) na górze nieopodal instancji Wailing Caverns. Jest to ołtarz, albo raczej wyciosany z kamienia plemienny grób, na którym spoczywa duch Orka wojownika nazwanego Koiter. W trakcie betatestów World of Warcraft była to postać Michela Koitera, czyli jednego z młodych grafików Blizzarda, który zmarł na nagły atak serca w wieku 19 lat. Podobnie jak Jesse Morales, młody twórca nie doczekał się premiery gry.

Pomnik w Hillsbrad Foothills

W MMORPG Blizzarda znalazły się także postacie upamiętniające zmarłych graczy. W Outland, w mieście Shattrath, mieszka nocna elfka, łowczyni Caylee Dak, której towarzyszy pantera Dusky. Elfka ta, to postać Daka Krause’a, zmarłego w 2007 roku na białaczkę gracza. Odwiedzenie Caylee jest niezbędne do zakończenia questa Alicia’s Poem, którego celem jest dostarczenie korespondencji. List ów można odczytać z ekwipunku i zawiera on przeróbkę pięknego wiersza, napisanego kilka wieków temu przez anonimowego Indianina z Ameryki Północnej. Najbardziej poruszająca jest jednak historia Ezra Chattertona, zmarłego na raka mózgu chłopca. Grywał on w World of Warcraft wraz ze swoim ojcem, a jego marzeniem było stworzenie postaci NPC do swojej ulubionej gry. Zostało mu to umożliwione za sprawą amerykańskiej fundacji Make-A-Wish, która skontaktowała się z pracownikami Blizzarda.

W efekcie, do dziś w krainie Mulgore, będącej startową lokacją Taurenów, możemy spotkać farmera Ahaba Wheathoofa, który prosi gracza o pomoc w odnalezieniu zaginionego psa wabiącego się Kyle. Klikając w postać Ahaba, błyskawicznie odkryjemy fakt, że Tauren mówi głosem chłopca udającego dorosłego. Niestety, nowotwór pokonał Ezra Chattertona w październiku 2008 roku. Gdy wiadomość o śmierci chłopca rozeszła się wśród społeczności World of Warcraft, tysiące graczy przysyłało do rodziny zmarłego wyrazy współczucia. Ci natomiast, którzy posiadali postacie po stronie Hordy, wyruszali masowo do Mulgore na pielgrzymki, celem wykonania zaprojektowanego przez chłopca questa. To jedna z najsmutniejszych i zarazem najpiękniejszych historii będących dowodem na to, że gry wideo, w tym także gatunek MMORPG, to coś znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Warto dodać, że chociaż świat Azeroth bardzo zmienił się wraz z premierą dodatku Cataclysm, Blizzard zrobił wszystko, by wspomniane wyżej pomniki pozostawić w grze.

Epidemia w Azeroth

Życie społeczności World of Warcraft to jednak nie tylko upamiętnianie zmarłych graczy. Czasem dochodziło do różnych nieprzewidzianych wydarzeń, wynikających np. z błędu w grze. Wielką sławą okryła się sprawa epidemii, która zaczęła dziesiątkować postacie bohaterów. Historia ta wydarzyła się w 2005 roku, świeżo po aktualizacji oznaczonej numerem 1.4.0, dodającej do gry nową instancję raidową, czyli Zul'Gurub. Końcowy boss, bóg Trolli pod postacią latającego węża, noszący nazwę Hakkar, posiadał specjalny atak. Atak ten zarażał graczy klątwą Zepsutej Krwi (ang. Corrupted Blood), która poza zadawaniem przez pewien czas sporych obrażeń, posiadała także własność rozprzestrzeniania się na bohaterów znajdujących się w pobliżu zainfekowanego. Jednym z warunków wygrania walki było więc odpowiednie rozstawienie grupy raidowej. Z założenia projektantów, klątwa ta nie miała jednal nigdy opuścić granic Zul’Gurub, ponieważ powinna znikać po upływie określonego czasu. W wyniku błędu w kodzie gry, gracze wychodzący z instancji rozprzestrzenili ją jednak na cały Azeroth.

Ze względu na to, że klątwa pochodziła z instancji przeznaczonej dla bohaterów na maksymalnym, 60 poziomie doświadczenia, choroba dziesiątkowała postacie na niskich poziomach, podobnie jak w prawdziwym świecie, eliminując najsłabsze jednostki. Niektórzy wybrali więc samotność i unikali dużych skupisk graczy takich jak miasta, czy wioski. Zaszywali się więc samotnie w odległych zakątkach świata, robiąc questy lub zabijając potwory, zupełnie rezygnując z handlu. Ponadto sprawę pogarszał fakt, że na serwerach pojawili się bio-terroryści uprawiający tzw. griefing (szkodzenie innym użytkownikom), którzy specjalnie chodzili do Zul’Gurub i rozpoczynali walkę z Hakkarem, by powracać do stolic i masowo rozprzestrzeniać zarazę. Nierzadko wykorzystywali w tym celu zwierzęta, które oswoić może klasa Łowcy. Warto przy tym zauważyć, że zwierzęta mają często kluczową rolę w przypadku wybuchów prawdziwych epidemii. Z drugiej strony, podobnie jak w rzeczywistości, bezinteresowną pomoc oferowali posiadacze postaci operujących czarami leczącymi, do których zaliczali się Paladyni, Kapłani, Szamani i Druidzi. Zgłaszali się oni bowiem na ochotników, by organizować swoiste szpitale, czyli punkty pozwalające podtrzymywać innych graczy przy życiu za pomocą czarów.

Plaga w World of Warcraft dziesiątkowała graczy

Blizzard rozwiązał problem szalejącej epidemii za pomocą szybkiej aktualizacji. Wydarzenie to zostało określone później mianem tzw. Przypadku Zepsutej Krwi (ang. Corrupted Blood Incident) i przeszło historii gatunku MMORPG, jako przykład niezaplanowanego, lecz na swój sposób udanego eventu, który bardzo zaktywizował społeczność. Niektórzy gracze byli wręcz zachwyceni, myśląc że była to celowa akcja Blizzarda. Ciekawszy jest jednak fakt, że sprawa przyczyniła się również do większego zainteresowania grami wideo w środowisku naukowym. Czteromilionowa wówczas społeczność World of Warcraft wykazywała bowiem bardzo specyficzne zachowania, zbliżone do tego, czego możemy spodziewać się w rzeczywistości w przypadku wybuchu epidemii. Przypadek epidemii w WoW-ie był jednym z tematów na konferencji Games For Health, która w 2008 odbyła się w Baltimore w Stanach Zjednoczonych. Epidemiolodzy zwrócili wówczas uwagę na trudności, na które natrafia się przy planowaniu i sterowaniu modelami epidemiologicznymi oraz na to, że gry MMORPG stanowią idealny i na swój sposób naturalny poligon doświadczalny, lepszy niż wszystkie symulacje komputerowe. W końcu mowa o wirtualnym świecie, zamieszkałym przez awatary reprezentujące żywych ludzi.

Dostał bana, więc kazał zniszczyć świat gry

Równie fascynująca historia wydarzyła się w EVE Online, gdzie jeden z najpotężniejszych graczy dostał od twórców gry bana i postanowił w zemście zniszczyć centrum wirtualnego świata. Chociaż to wszystko już samo w sobie brzmi nieprawdopodobnie, żeby tego było mało, gracz ten otrzymał bana za zachowanie w rzeczywistości(!), a sam akt zniszczenia przygotowany został w trakcie jego odcięcia od gry, za pomocą sieci powiązań i władzy. Za wszystkim stał Alexander "The Mittani" Gianturco, którego sojusz GoonSwarm był w grze dominującą potęgą, obalając istniejący przez lata układ sił. Gracz ten był postacią tak bardzo znaczącą, że udało się mu wygrać kampanię wyborczą na przewodniczącego Council of Stellar Management, czyli tworu powołanego przez twórców gry z CCP, którego celem było pośredniczenie między społecznością, a deweloperami.

Afera zaczęła się w marcu 2012 roku, gdy w Reikjaviku odbył się Eve Fanfest, organizowany przez firmę CCP konwent dla graczy w Eve Online. Składały się na niego panele dyskusyjne, spotkania i imprezy. Podczas jednej z nich, Alexander Gianturco będąc pod wpływem alkoholu zachęcał w żartach do męczenia w grze pewnego gracza, naśmiewając się z jego depresji i skłonności samobójczych. Sprawa skończyła się skandalem, a po wytrzeźwieniu i powrocie do domu „The Mittani” przeprosił za swoje zachowanie i na dowód skruchy zrzekł się swojej funkcji przewodniczącego Council of Stellar Management.

Tak płoną tysiące dolarów

Twórcy z CCP nie byli jednak usatysfakcjonowani i postanowili dać jasny sygnał, że takie zachowania są w społeczności EVE Online absolutnie nieakceptowane. Łatwo sobie bowiem wyobrazić, że chorujący na depresję gracz mógłby popełnić samobójstwo. Alexander Gianturco otrzymał więc za karę bana na 30 dni. Bardzo go to rozjuszyło, i wydanym w marcu 2012 roku oświadczeniu zapowiedział, że w dniu zakończenia jego kary, GoonSwarm zaatakuje główne centrum handlu w EVE Online, czyli system Jita. Tak też się stało, a akcja rozpoczęła się 28 kwietnia. Najciekawszy jest jednak fakt, że zbanowany gracz był w stanie przygotować tak wielką operację. Będąc szefem sojuszu liczącego kilka tysięcy graczy, Gianturco nie musiał się bowiem nawet logować do gry, co i tak robił rzadko. Dla niego rozgrywka stanowiła bowiem od pewnego momentu wysyłanie maili, pisanie postów na forum i prowadzenie obliczeń w Excelu. Słowem, rządził wirtualną organizacją, niczym prawdziwą firmą lub państwem. I z siłą tą zadarli twórcy z CCP.

Jak wyglądał sam event? Gracze należący do sojuszu zadawali pojedyncze, precyzyjne ciosy w wybrane statki niszcząc je jednym, wspólnym strzałem. Było to jedyne skuteczne rozwiązanie, ponieważ w przypadku ataków w zabezpieczonych systemach od razu pojawia się wirtualna „policja”, atakująca i niszcząca agresorów. Podobnie jak w przypadku prawdziwej wojny, z chaosu skorzystali rabusie, łupiący wraki uczestniczących w bitwie statków. Natomiast niektórzy nienależący do GoonSwarm gracze zwołali swoiste pospolite ruszenie, próbując odpierać ataki agresorów. W ataku sojusz wystawił aż 15 000 statków(!) „samobójców” a skala zniszczeń w ciągu weekendu wyniosła ponad 30 tysięcy dolarów(!), stosując przeliczniki z wirtualnej waluty na prawdziwą.

Jak widać, gry MMORPG są absolutnie fascynujące pod względem socjologicznym, a opisane w tekście historie to zaledwie wycinek tego, co wydarzyło się w poszczególnych światach. Dość powiedzieć, że śluby w grach są niemalże na porządku dziennym, a w Lords of the Rings Online zaimplementowano natomiast system pozwalający na grę na instrumentach(!) i komponowanie muzyki przez co nieco bardziej muzykalni gracze dają w wirtualnym Śródziemiu prawdziwe koncerty. Warto o tym wszystkim pamiętać za każdym razem, gdy ktoś zaczyna się wymądrzać, że gry MMO to tylko bezsensowny grind i powtarzanie w kółko tych samych czynności.

Antares
13 marca 2015 - 04:12