W życiu każdego poważającego recenzenta przychodzi taki czas, że staje on przed produkcją, która przerasta jego możliwości pojmowania. Z grami obcuję już od żłobka, ale tak jak żyję, nie widziałem jeszcze tak skomplikowanej oraz poruszającej głębokie tematy gry. PKP to tytuł, którego nie zapomnicie do końca życia.
Tekst powstał z okazji Prima Aprilis, niestety z racji pewnych kłopotów technicznych oraz prywatnych, nie udało mi się go opublikować właśnie pierwszego kwietnia. Mam nadzieję, że wybaczycie. :)
Może zacznę od najbardziej kluczowego elementu, czyli od rozgrywki. Na starcie gry wybieramy sobie dworzec, z którego chcemy wyruszyć, a następnie obieramy sobie cel naszej podróży. PKP to przygodowa zręcznościówka, połączona z survival horrorem, który o dziwo od razu przyznaje się, iż jest produkcją pay-to-win! Na starcie lub w trakcie gry wyskakuje nam komunikat, że musimy zapłacić za przepustkę sieciową, potocznie zwaną przez twórców „biletem”. W zależności od tego ile damy PRAWDZIWYCH pieniędzy, zostaniemy przydzieleni do odpowiedniej nam klasy. Za pierwszą trzeba dać naprawdę mnóstwo siana, zaś za drugą już będziemy mogli dać dosłownie grosze, jeśli przy rejestracji na oficjalnej stronie podaliśmy, iż jesteśmy studentem/uczniem/emerytem i mamy na to potwierdzenie w postaci papierka. Jeśli jednak nie damy się omamić sprytnie zaimplementowanym mikropłatnościom, to włącza nam się automatycznie poziom Ultra Hard i tytuł ten zaczyna się od razu arcytrudną minigierką. Włącza się wówczas tryb skradania, a my niczym Sam Fisher lub Solid Snake musimy przemknąć obok nazwanego przez grę „kanara”. Jeśli nas złapie, wtedy automatycznie dostajemy kicka z serwera, a dodatkowo producenci obciążają nas grzywną, którą później musimy opłacić również prawdziwymi pieniędzmi. Są zatem #emotions!
Rozgrywka toczy się nieliniowo i jest podzielona na questy, z czego każdy quest jest pojedynczą podróżą, którą wybraliśmy na początku zabawy. Gameplay toczy się na tyle atrakcyjnie, na ile zdołaliśmy się na niego przygotować. Jeżeli nasza postać zabrała książki, 3DSa, jakiegoś laptopa z filmami, wówczas pojedyncze, kilkugodzinne zadanie może okazać się kaszką z mleczkiem. Czasem też natrafimy na NPCów w poszczególnych sektorach mapy, zwanych „przedziałami”. Wówczas możemy wejść dialog, lecz trzeba uważać, niektórzy mogą okazać się niezwykle groźnymi reprezentantami rasy dresorków, tudzież możemy trafić na starsze osoby zadręczające nas opowieściami z dzieciństwa oraz nieciekawym zapachem.
Tryb survival horror włącza się, gdy jedziemy w godzinach nocnych i musimy uważać na cały swój bagaż, aby jakiś przyjacielski NPC z nożem w ręku oraz trzema białymi paskami Adidasa na swoim dresie, przypadkiem nie chciał użyć zdolności „Zastraszanie” oraz „Kieszonkowstwo”, by wykraść/wyłudzić od nas nasz ekwipunek. Większy survival jest jednak wtedy, gdy nasz bohater obwieści nam, iż musi wydalić ze swojego organizmu jedzenie i KONIECZNIE NIEZBĘDNE JEST UDANIE SIĘ DO TOALETY. Ten segment lokacji w PKP zawsze mnie zaskakuje, bowiem przypomina klimatem grę S.T.A.L.K.E.R., albo takiego chociażby Fallouta. Korzystanie z toalety odbywa się „na Małysza”, bowiem dotknięcie, bądź interakcja z deską klozetową kończy się śmiercią naszej postaci. To jest wyzwanie, które ciężko porównać do takich gier jak Dark Souls czy Bloodporn. Albo nie, to nawet coś więcej niż wyzwanie.
Ogólnie rozgrywka strasznie mi się spodobała i muszę powiedzieć, że pierwszy raz nie żałuję na grę jakiejkolwiek złotówki. Czasem questy nużą, ale czasem są pełne niezwykłych zdarzeń, które zabierają dech w piersi. Jest zatem duże zróżnicowanie, co chwalę. Przyznam szczerze, że do dziś wracam do PKP z uśmiechem na twarzy, tak bardzo wciągnął mnie gameplay (pl – taka autoreklama).
Jeżeli ktoś powie Wam, że w takim Skyrimie, albo w Dragon Age’u fabuła jest nieliniowa czy rozbudowana to powiedzcie, że jest n00bem i nigdy nie grał w PKP. Tutaj historia zmienia się za każdym razem i często spotykamy różne NPC! Jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym spotkał dwie takie same osoby, albo żebym wysłuchał tego samego dialogu dwa razy! W zależności od tego jak potoczą się konwersacje (albo wcale się nie potoczą, bo nie musimy rozmawiać), możemy zdobyć przyjaciół, albo dostać w ryj. Ewentualnie jest jeszcze możliwość romansowania, aczkolwiek jest to bardzo skomplikowane. Słyszałem o implementacji modyfikacji Hot Kawa z San Andreas, aczkolwiek obiło mi się o uszy, że takowa interakcja odbywa się w toalecie, a tam jak wiecie… panują warunki naprawdę nieciekawe.
PKP dostępne jest w wielu wersjach, zwanych potocznie „pociągami” i w zależności od tego jaką wersję wybierzemy, takie tekstury zostaną nam wczytane. Słyszałem o wersji HD zwanej Pendolino, ale nigdy w życiu nie widziałem jej na oczy. Większość wersji standardowych (z czego jestem posiadaczem jednej takowej) wygląda brzydko, jakby żywcem wyciągnięte z komuny. W Niemczech śmieją się z naszych edycji PKP, potocznie nazywając je „ogórkami”. Również grafika na większości dworców nie powala, choć w takim Poznaniu ciężko mówić o biedzie. Graficy odwalili (przynajmniej tutaj) akurat kawał dobrej roboty.
Niestety PKP nie ustrzegło się bugów oraz błędów. Inni gracze na forach bardzo narzekają na błąd, który wydłuża im loading, zwany też potocznie przez twórców „przyjazdem pociągu”. Czasem bug powoduje, że wczytywanie trwa kilka godzin, czasem tylko kilka minut. Wszystko zależy. Poza tym zdarzały mi się też momenty, że w niektórych częściach mapy wyłączał się prąd, albo ogrzewanie. Wówczas NPC nas o tym powiadamiało, ale nadal jako poważny recenzent traktuję to jako wadę.
PKP to gra fenomenalna, rewolucyjna, z jakością niemalże MIĘDZYGALAKTYCZNĄ, aczkolwiek nie ustrzegła się błędów. Podsumowania są dla ciot, dlatego od razu wystawiam ocenę. Osiem na dziesięć.