Jestem graczem a nie przestępcą - Kamil Brycki - 16 maja 2015

Jestem graczem, a nie przestępcą

"Chłopiec"

Piękne, czyste i niebieskie niebo. Miękka, zielona trawa i chropowata, brązowa kora drzew. Smutne i szare drogi, czerwone płyty chodnikowe z namalowanymi rowerami. Żółte i palące słońce, i odbijające to światło jasne ściany budynków, oczywiście zadbanych. Głębokie wdechy i wydechy – świeże powietrze traktuję jak deficytowy towar – spokojny i jednostajny marsz, rozkoszowanie się majowym klimatem. Dla mnie jednak świat nie jest wypełniony ciepłymi kolorami, no chyba, że w trzecim Wiedźminie.
Serio, co ja tu robię?

(wall.alphacoders.com)

Nienawidzę szkoły. Przychodzę tutaj tylko dlatego, że moi „rodzice” zmuszają mnie do tego. Marnuję swój potencjał, lecz niestety mama nie widzi tego. Uważa, że jak wszyscy chodzą do szkoły, to i ja muszę. O tacie nawet nie wspomnę, bo jak tylko mu się sprzeciwię, to jego pięść znów zatrzyma się dopiero na mojej twarzy.
Przeklęte życie!
Siadam w obskurnej ławce, jak zwykle sam, i tylko czekam, aż ten dzień przeminie jak wszystkie poprzednie. Lekcje są nudne. Po prostu – nic dodać, nic ująć. Witam się z paroma kolegami – tymi, którzy jeszcze mają ochotę podawać mi rękę – i wracam do rozmyślania nad swoją przyszłością.
W GTA życie jest takie proste. Tam ludzie się z tobą liczą i nie uważają cię za bezwartościowy kawałek mięsa. Masz realny wpływ na to, co robisz, i nikt cię do niczego nie zmusza. Tam nie jesteś przegrany od samego początku tylko dlatego, że masz trochę więcej brzucha i dlatego, że twoi rodzice to alkoholicy. A nawet jeśli, to tylko na początku – potem wychodzisz na prostą i stajesz się bohaterem. A jeżeli nie bohaterem, to przynajmniej twoje życie nabiera smaku.
Ja… Cóż, ja jestem na tej gorszej pozycji od zawsze, albo przynajmniej od kiedy jestem w stanie sięgnąć pamięcią. Nigdy nie byłem jakoś wyjątkowo doceniany przez ludzi mnie otaczających, przez rodzinę, przez kolegów ze szkolnych ławek. Polegać mogłem tylko na sobie, a i tak nie polegałem, ponieważ moja pewność siebie graniczy z zerem. Cały czas się staram, ale dalej dopada mnie przeświadczenie, że jestem nikim.
Lepsze życie mogę sobie tylko wyobrażać – przeżywać je w swojej głowie doskonale wiedząc, że jest nieprawdziwe. Łudząc się, że uda mi się coś zmienić. Że trzeba być silnym.
Ile jeszcze wytrzymam?
Wracam do domu unikając wzroku innych dzieci. Patrzę w ziemię. Pamiętam, że kiedy jeszcze miałem dwanaście lat, zawsze wracałem z podniesioną głową i czułem się pewniej. Wtedy wierzyłem w to, że każdy przechodzi przez trudniejszy okres w swoim życiu, i że wszystko w pewnym momencie wyjdzie na prostą. Czy się myliłem?
Nie wiem, w każdym razie nadal jest mi ciężko.
Po cichu wślizguję się do domu, omijając salon jak najszybciej potrafię. Mój ojciec o tej porze śpi, a mama… Sam nie wiem, co robi mama. Nie chcę wiedzieć.
Zwinnie wymijam zielone butelki i wchodzę na skrzypiące schody rozglądając się na boki. Nikt się mną nie zainteresował, i dobrze. Ostatnie, czego mi trzeba było, to „miłość” moich rodziców. Zakochani w butelkach, utrzymują wizję dobrej i wzorcowej rodziny przed wszystkimi  sąsiadami. Nie wiem jak i przestałem już o to dbać.
Zamykam drzwi do pokoju i w końcu mogę odetchnąć z ulgą. Dzień powoli dobiega końca. Zrzucam plecak, zasłaniam żaluzje i siadam na podniszczonym, obrotowym fotelu. Ponadgryzana ekologiczna skóra nie przeszkadza mi ani trochę, bo dobrze wiem, że zaraz o niej zapomnę.
Patrzę na drewniane półki wypełnione po brzegi książkami. Wydaje mi się, że dzięki czytaniu książek dorosłem szybciej od pozostałych dzieci w moim wieku. Poznałem brutalne światy od podszewki, poznałem rozterki postaci znacznie bardziej interesujących ode mnie i zrozumiałem, że nie tylko ja bywam smutny. Książki jednak zazwyczaj dobrze się kończą.
Wodzę palcami po Dexterze. On nie dałby sobą pomiatać. Zawsze znajdował odpowiednie rozwiązanie i wychodził z najgorszych sytuacji zwycięsko.
Uruchamiam komputer.
Nie jest to żadna maszyna z przyszłości, na której jestem w stanie uruchomić wszystkie najnowsze gry. Na szczęście w grach wcale nie chodzi o grafikę – przynajmniej w moim przypadku – a o historię. Nie chodzi o marnowanie czasu, a o dobrą zabawę. Nie chodzi o przemoc, ale chodzi o bohaterstwo. Uciekam od świata, w którym jestem kulą u nogi.
Do świata, który mnie potrzebuje.

------------------------------------------------

Gry komputerowe nie są złe – to takie same medium jak książka czy film. Wielu uważa, że grając współuczestniczymy w tym, co się dzieje na ekranie, i mają rację. Lecz jeżeli uważają, że tak się dzieje tylko i wyłącznie w trakcie gry, to chyba nigdy nie czytali naprawdę dobrej książki.

Ludzie, obudźcie się! Najwyższy czas zaakceptować gry komputerowe jako część naszej kultury. Tak jak kiedyś i film, tak teraz gra służy nam do rozrywki i spędzania wolnego czasu, do odstresowania się po ciężkim dniu czy tygodniu i nie ma sensu z tym walczyć. To również jest forma artystyczna – opowiada historię, zawiera interesujące i ciekawe mechanizmy,  cieszy oko i ucho – i naprawdę nie rozumiem, jak bardzo ograniczonym trzeba być, aby dalej uważać, że mają tylko i wyłącznie zły wpływ na ludzi.

Ośmiolatek chwyta za broń - wina gier komputerowych. Z pewnością zrobił to z premedytacją, pieczołowicie wybierając narzędzie zbrodni. (tvn24.pl)

Oświecę was – nie tylko gry mają zły wpływ, a jakoś na nic innego tak nie wrzeszczycie. Istnieją książki, w których morderstwa są opisywane ze znacznie większą dokładnością, niż jesteśmy w stanie to ujrzeć w grach. Na dodatek nieraz pisarze mają bardziej wyszukane pomysły, które przyprawiają czytelników o zawroty głowy. I mimo że w książkach opisywane są też niektóre policyjne procedury lub profesjonalne sposoby na zacieranie śladów, liczba morderstw nie wzrasta nam z każdą premierą dobrego kryminału. Istnieją filmy, których oglądanie przywołuje później koszmary, albo takie, w których zło wygrywa – i jakoś ludzie nie przestają wierzyć w dobro. W niektórych książkach czy filmach towarzyszy nam tak melancholijny nastrój, że aż odechciewa się żyć – lecz my, zamiast masowo popełniać samobójstwa, zaczynamy rozmyślać, otwieramy oczy na rzeczy, o których wcześniej byśmy nie pomyśleli.

Co jakiś czas słyszymy, że ktoś kogoś zabił przez gry komputerowe. Osobiście uważam, że takie stwierdzenie jest w najlepszym (najgorszym?) przypadku malutką częścią prawdy. W „Chłopcu” (cała historia została wymyślona przeze mnie – czysta fikcja) chciałem pokazać, że gra wcale nie musi być zła. Nieraz jest jedyną dobrą rzeczą, która spotyka człowieka zmierzającego ku swojemu upadkowi. To, czy on w końcu wyciągnie nóż i kogoś zamorduje nie zależy od tego, w jakie gry grał, lecz od całej masy innych czynników, o których możemy nie mieć pojęcia. Główny bohater mógł wziąć cokolwiek ostrego z kuchni i wymierzyć własną sprawiedliwość ojcu, który był alkoholikiem i bił go przy wielu sposobnościach. Mógł pozwolić uciec swojej frustracji i w końcu nadać swojemu życiu jakiś sens. W końcu mógł też uwolnić się od nielubianych rówieśników i pokazać, że wcale nie jest taki słaby. Na jego niechęć i obawy składa się parę czynników – a i tak nagłówek by pewnie brzmiał „DZIECKO ZABIJA RODZICÓW PO SESJI W GTA”.

Sami mordercy. Tylko o to w tych grach chodzi. (tismatty.deviantart.com)

Nie uważam, że gry nie mogą wpłynąć na człowieka. Mało kto jednak, grając w Hitmana czy Call of Duty, myśli o realnych zabójstwach. Wielokrotnie jako przykład podaje się dzieci – lecz jeśli dziecko jest odpowiednio wychowywane, nigdy do głowy nie przyjdzie mu strzelić do kogoś, niezależnie od tego, w co kiedykolwiek grało. Gry są po prostu wygodnym tematem – kozłem ofiarnym – przyciągającym wyświetlenia i godnym napiętnowania, ponieważ najwidoczniej sporo ludzi nie potrafi ich zrozumieć.

Jesteśmy graczami, a nie przestępcami. Złe, ludzkie cechy wcale nie rodzą się przez gry komputerowe. One już w nas są i to my mamy nad nimi władzę, a nie jakiś program komputerowy stworzony w celach rozrywkowych.

Kamil Brycki
16 maja 2015 - 13:55