Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #3 Noc żywych trupów - fsm - 17 maja 2015

Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #3 Noc żywych trupów

Rosemary urodziła względnie straszne dziecko, Michael Myers próbował straszyć podczas Halloween, czas teraz na innego klasyka. Takiego, który braku kolorów i niskiego budżetu się nie boi. Mili Państwo, zapraszam na trzeci odcinek naszego horrorowego cyklu, w którym zmierzę się z potwornie ważnym na współczesnej kinematografii filmem i przy okazji rówieśnikiem Dziecka Rosemary - Nocą żywych trupów pana George'a A. Romero.

Idą jeść...
  • Co omawiamy: pierwszy hitowy film o żywych trupach
  • Reżyseruje: jeden z ojców współczesnego horroru
  • W rolach głównych: pewien oczytany czarnoskóry pan, jego blond towarzyszka, grupa irytujących postaci i masa obleśnych statystów
  • Rocznik: 1968

Akcja filmu dzieje się w latach 60-tych, gdy USA z jednej strony żyje podbojem kosmosu, z drugiej zaś wojną w Wietnamie. Rodzeństwo odwiedza grób ojca, żartuje i przekomarza się, gdy nagle, bez żadnej zapowiedzi, brat zostaje zaatakowany przez bladego, wyglądającego na chorego, mężczyznę. Siostrze udaje się uciec do pobliskiego domu, ale ściąga na siebie uwagę innych "chorych". Szybko dołącza do niej Ben, sprawny, trzeźwo myślący facet, stanowiący ogromny kontrast dla osowiałej, biernej kobiety. Razem muszą stawić czoło całej grupie ożywionych zmarłych, a sprawy dodatkowo komplikują się, gdy z piwnicy wychodzi jeszcze kilka ukrywających się w domu osób. Wszystko, oczywiście, dzieje się podczas jednej nocy.

Nie ma czasu na jedzenie.

Można sądzić, że jest to pierwszy film o zombie, choć tak naprawdę tytuł ten należy do White Zombie z 1932 roku. Noc żywych trupów jest jednak bez wątpienia jednym z najbardziej znanych przykładów kina z ożywionymi zwłokami i filmem, który zmienił podejście do horroru jako takiego. Akcja została osadzona współcześnie, w stanie Pensylwania, a groza dotknęła znienacka i bez konkretnego wyjaśnienia zupełnie przypadkowych ludzi. Wcześniej żywe trupy kojarzone były z magią voodoo, z Karaibami, ze zniewoleniem przez kogoś w niecnym celu. Tym razem groza była pozornie bezcelowa i nagła, zaś sam horror z gotyckiego teatru masek i cieni zmienił się przerażającą codzienność. I pomyśleć, że Noc żywych trupów do reżyserski debiut (w pełnym metrażu) George'a Romero.

A nie, jednak jest.

Ten nakręcony z czerni i bieli film (co pozwoliło np. używać czekoladowego syropu zamiast krwi) w 1968 roku absolutnie przerażał. Duża w tym zasługa braku odpowiedniego systemu oceniania treści, dzięki czemu na seanse przychodziły również dzieci - był to świetny pomysł po stronie rodziców, jak się domyślacie. Ale tak naprawdę Romero w udany sposób zaszokował widzów - zombiaki (nazywane "these things" albo "ghouls") pożerały ludzi, zaś trudna droga do finału sugerująca happy end, miażdżyła nadzieje krótkim, celnym ciosem. O Nocy żywych trupów mówiło się długo i w wielkich emocjach - po premierze rozpoczęły się żarliwe dyskusje na temat rasizmu (Ben jest czarnoskóry) i pokazywania kobiet w mediach (bierna i słaba Barbra). Sam film zresztą w końcu doczekał się zachowania wśród najważniejszych wytworów kultury (tak jak Dziecko Rosemary trafił do zbiorów Biblioteki kongresu).

wszystkie obrazki pożyczone z Wikipedii

Jak się to sprawdza dziś? Moim zdaniem film się zestarzał. Widać ogromny trud włożony w produkcję, aktorsko rzecz jest w zasadzie bez zarzutu - mimo pewnych archaicznych już manier, zaś kilka motywów (z pierwszym pokazaniem zombie w tle oraz samym finałem) budzi uznanie do dziś. Niestety horroru w tym horrorze już nie ma. Przez lata na tyle dopracowano techniki szokowania i zaskakiwania, że ponura banda wieśniaków zjadających ludzi tuż poza kadrem wrażenia nie robi. Romero pokusił się nawet i kilka tzw. jump-scare'ów, którym też brakuje mocy. Nie umniejsza to w żadnym stopniu wartości samego filmu, ale budżetowe braki nie pozwoliły przeskoczyć niektórych rzeczy.

Warto jednak odnotować, że Noc żywych trupów to jeden z największych sukcesów kina w historii. Nakręcony za zaledwie 114 tysięcy dolarów film wygenerował (według różnych źródeł) od 30 do 42 milionów dolarów przychodu. To 265 (albo nawet 371) razy wartość budżetu. Rekordy bite na box office przez Avatara (jego przychód to jedennastokrotność budżetu) czy pierwszych Avengersów (1,5 miliarda dolarów to niecałe 7x 220 milionów budżetu) wypadają przy tym blado. Romero wykreował jeden z prawdziwych hitów kina niezależnego, który został powtórzony, ale jeszcze efektowniej, przez Blair Witch Project (60 tysięcy dało 248 milionów dolarów przychodu - grubo ponad 4000 razy wartość budżetu) i Paranormal Activity (tego rekordu długo nikt nie pobije: 15 tysięcy budżetu pomnóżcie przez 12866 razy - 193 miliony w box office to bomba jakich mało).

Noc żywych trupów to klasyk. To kamień milowy w historii rozwoju gatunku. To nadal niezłe kino. Tylko już nie straszne.

fsm
17 maja 2015 - 17:53