Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #7 Krew na szponach szatana - fsm - 29 czerwca 2015

Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #7 Krew na szponach szatana

Przyszedł czas, by wejść zdecydowanie głębiej w przebogaty gatunek filmowy, jakim jest horror. Gdy widzi się taki tytuł, jak Krew na szponach szatana, nie można koło niego przejść obojętnie. W poprzednim odcinku eJay zaproponował nieco bardziej niszową rzecz, jaką jest film Byt. Tym razem zapraszam na coś iście hipsterskiego. Film, na który trafiłem przeglądając listy najciekawszych horrorów umieszczone na różnych słabo ostylowanych stronach www. Podobno w pewnych kręgach jest to kultowa produkcja, więc czemu nie dać jej szansy?

Co omawiamy: brytyjski folk horror

Reżyseruje: mało znany poza UK telewizyjny wyjadacz

W rolach głównych: gospodarz domu z Wstrętu Polańskiego i dziewczyna z erotycznej komedii Wyznania pomywacza okien

Rocznik: 1971

Na szybko zdradzę ważną rzecz - film mi się podobał, jest na swój sposób bardzo ciekawy, ale ten absurdalny tytuł sugeruje coś dużo mocniejszego i krwawszego. No cóż, trudno, muszę przejść nad tym do porządku dziennego. Istotne jest to, że Krew na szponach szatana to jeden z zaledwie trzech (jak twierdzi Internet) przedstawicieli gatunku nazwanego folk horror. Pozostałymi filmami są Witchfinders General z 1968 roku i słynny Wicker Man, który doczekał się remake'u z Nicholasem Cage'em. Charakterystyczne cechy tego gatunku: folklor, ludowe wierzenia, pogaństwo, las i demony.

Krew na szponach szatana dzieje się w XVIII-wiecznej Anglii (nietypowy czas i miejsce akcji jak na horror, przyznacie) i zderza z leśnym rytuałem eleganckich panów w perukach lub dziwnych fryzurach, który mówią cudownie niedzisiejszą angielszczyzną. Zawiązaniem akcji jest czynność orania pola, która wyciąga z ziemi kawałek nieludzkiego szkieletu z ludzką gałą oczną. Powiadomiony o tym facie pan sędzia (ostoja wiary i rozsądku) początkowo zbywa informację machnięciem ręki. Wkrótce jednak zmienia zdanie, bowiem w jego domu pojawiają się goście - siostrzeniec wraz z narzeczoną, która pierwszej nocy zostaje zaatakowana przez coś dziwnego, po czym traci zmysły i zyskuje kawał owłosionej skóry na ciele. Zaiste, dziwne, powiadam.

Rozwinięcie historii polega na spiętrzeniu wydarzeń niepokojących (z odcięciem własnem, opętanej ręki na czele) i szybko staje się jasne, że nad okolicą pieczę trzyma mroczna siła. Siła, którą czczą lokalne nastolatki "bawiąc się" w lesie. Kult ma przywódczynię, blond-dziewczę imieniem Angel, która chce dopiąć swego i wskrzesić szatańskiego bożka za pomocą cudzych ciał.

Film jest niezły nawet teraz, choć - tradycyjnie dla wiekowych straszaków - siłę oddziaływania ma teraz niewielką. Prawdziwie krwawych czy szokujących scen jest niewiele (aczkolwiek sekwencje ze wspomnianą wyżej  opętaną ręką czy gwałt na leśnym ołtarzu w otoczeniu bandy oszołomów mają w sobie trochę grozy*), ale twórcy w fajny sposób rozwijają fabułę. Byłem przekonany, że bohaterami historii szybko staną się siostrzeniec i jego narzeczona, tymczasem ich rola byłą dużo mniejsza, niż się spodziewałem - akcent został położony na starcie młodziutkiej Angel z panem pastorem, a później z panem sędzią. Największym minusem filmu jest mało wyrafinowana końcówka, która bardziej pasuje do sensacyjniaków sprzed 30 lat lub ich parodii (czyt: ktoś wygrywa i film natychmiast się kończy).

Krew na szponach szatana stara się być niezwykle poważną produkcją przez cały czas, ale mój skaczący po skojarzeniach umysł zdecydowanie zbyt często przypominał sobie o Monty Pythonie (dialogi, peruki, scena z topieniem rzekomej wiedźmy: "jeśli się unosi na wodzie, to znaczy, że jest czarownicą"). Z jednej strony to dobrze, bo pozwala odkryć nieznane drugie dno, ale wątpię by akurat o to chodziło reżyserowi. Poza wyśmienitym tytułem, Krew na szponach szatana jest obecnie filmem-ciekawostką. Niespecjalnie krwawy, ale bardzo klimatyczny (pod warunkiem, że wczujecie się w żywot brytyjskiego człowieka poczciwego) i posiadający szokującą dla ówczesnych Amerykanów scenę uwodzenia pastora (tak jest, naga dziewucha kontra duchowny!). Obejrzycie ze znajomymi przy piwie. Będzie zabawa, ale zawałów mało.

*reżyser twierdzi, że obecnie nakręciłby tę scenę zupełnie inaczej, bo wyszła mu zbyt brutalnie

fsm
29 czerwca 2015 - 21:52