Maynard James Keenan to w świadomości wielu ludzi przede wszystkim wokalista progresywno-metalowego zespołu Tool. Z racji trwającej już niemal dekadę przerwy w wydawaniu nowych albumów z "macierzystą" formacją, pan Keenan skupia się na dwóch ważniejszych w tym momencie pasjach - robieniu wina i tworzeniu muzyki pod szyldem grupy Puscifer. Wiecie co to za twór? To kabaret, to wielogatunkowy miks, to zespół ciągle nabierający rozpędu, to rzecz, którą każdy szanujący się fan alternatywnego gitarowego grania powinien poznać. A właśnie teraz pojawia się (zaś od kilku dni dostępny jest w streamingu) trzeci długograj tego zespołu zatytułowany Money Shot, więc jest to doskonała okazja do zawarcia znajomości. Zapraszam na recenzję.
Puscifer to twór dużo starszy, niż może się wydawać. Tool powstał w roku 1990, a drugi słynny zespół z Keenanem na wolaku - A Perfect Circle, to dziecko roku 1999. Tymczasem kabaretowy Puscifer nieformalnie nabrał kształtu (jako żart!) już w połowie lat 90-tych, choć pierwsze dźwięki oficjalnie wyszły na światło dzienne dopiero 12 lat później (prześmiewczy i pastiszowy utwór Cuntry Boner zapowiadający debiutancki album, na którym już tak durnowatych piosenek nie było). Następnie w ciągu 6 lat pojawiły się dwa pełnoprawne albumy, cztery albumy z remiksami, dwa albumy koncertowe i trzy EPki. To więcej, niż Tool stworzył w ciągu całej swojej kariery! 30 października zaś debiutuje Money Shot, a ja teraz przejdę do omówienia tej - spoiler! - bardzo dobrej płyty.
Money Shot to 10 kompozycji, które rozwijają klimat znany z poprzedniej, również udanej, płyty Conditions of My Parole. Poprzedni album był dużym krokiem do przodu, ten zaś jest kontrolowaną ewolucją. Znowu spora dawka elektroniki łączy się z mniej lub bardziej wyraźną partią gitary, a w wielu utworach pierwsze skrzypce gra świetna sekcja rytmiczna. Gitara basowa na tej płycie czaruje i zachwyca - bez dwóch zdań warto będzie wsłuchać się w nagranie w wysokiej jakości, by wyłapać wszystkie smaczki. Całość, oczywiście, spaja dwugłos Maynard Keenan - Carina Round. Ich głosy uzupełniają się perfekcyjnie, a harmonie to śpiew najwyższej próby.
Płyta jest w dużej mierze spokojna i jesienna, z zaledwie kilkoma wyraźnie mocniejszymi fragmentami. Otwierające album utwory Galileo i Agostina z miejsca wprowadzają słuchacza we właściwy nastrój. Syntetyczny rytm i lekko bluesująca gitara oraz przeplatające się głosy, do których szybko dołącza soczysty bas (szczególnie w Agostinie!), to bardzo miły wstęp. Później następuje "duży" Grand Canyon (pierwszy opublikowany utwór zapowiadający ten album), skłaniający do refleksji nad maleńkością człowieka w obliczu ogromu (wszech)świata. Simultaneous z kolei to ciekawa kompozycja, łącząca długi monolog o pewnym indywiduum z piękną melodią i absolutnie czadową partią basu pod koniec. W połowie Puscifer proponuje krótki, mocny strzał w postaci utworu tytułowego, by znowu otulić się jesiennymi dźwiękami, które - bez większych przerw trwają aż do adekwatnie zatytułowanego, wyposażonego w "depeszowe" klawisze, zamykającego album utworu Autumn. I choć na Money Shot przeważają treści poważne, to oczywiście znalazło się miejsce dla kilku wygłupów - pomijając utwór tytułowy, uwagę zwraca świetne The Remedy z finałowym przekazem "mówisz, jak ktoś, kto nigdy nie dostał po ryju - ale spokojnie, mamy na to lekarstwo!".
Puscifer po tych kilku latach istnienia na rynku udowadnia, że nie tylko jest godnym (moim zdaniem) substytutem uśpionego na nowo A Perfect Circle, ale z powodzeniem zastępuje niekończące się oczekiwanie na nowy album Toola. Głos Keenana jest zawsze wyśmienity, niezależnie od tego, czy otaczają go ciężkie gitary, czy nieco lżejsza alternatywa, a jego współpraca z Cariną Round tworzy naprawdę wyśmienity klimat. I nawet jeśli na Money Shot jest kilka momentów ciut nudniejszych, wymagających delikatnego podkręcenia śruby, to cała płyta wypada bardzo dobrze i jestem pewien, że wyląduje w czołówce tegorocznych wydawnictw.