Gra o samotności – recenzja gry Mad Max - Antares - 30 stycznia 2016

Gra o samotności – recenzja gry Mad Max

Antares ocenia: Mad Max
79

Mad Max to gra pełna sprzeczności. Z jednej strony jest to nieco dłużący się sandboks, jakich wiele teraz na rynku. Z drugiej, całkiem zgrabna opowieść utrzymana w klimatach kultowych filmów. Kilka momentów, rozwiązań i wątków jestem natomiast w stanie określić jako naprawdę genialne i zapamiętam je na długo.

Nie jestem pewien, kto jest tu głównym bohaterem...

Tumany kurzu, ryk silników, palące słońce i falujące od gorąca powietrze. Mad Max jest bardzo sugestywny. Łatwo się zatracić, zapomnieć że to gra wideo. Poczuć na plecach żar. Zrozumieć samotność,  zrezygnowanie i gniew wędrowca, który stracił wszystko co kochał. A ostatnią taką rzeczą był jego samochód, jedyny towarzysz tułaczki przez rozgrzane piaski Pustkowi.

Piach, śmieci, wszechobecny rdzewiejący złom – ponury świat Mad Max przez pierwsze minuty wydaje się odrobinę monotonny, jednak wystarczy mocniej odetchnąć cuchnącym powietrzem Pustkowi, by zacząć zwracać uwagę na detale. I ukryte pośród odpadków relikty przeszłości. Gra opowiada nie tylko historię samotnego kierowcy, lecz także przedstawia losy konającego świata. A może to właśnie świat jest zbiorowym bohaterem tej gry. Lub samochód.

W końcu to pojazd zwany Opus Magnum stanowi niemalże przedłużenie ciała naszego bohatera. To w nim spędzamy większość czasu, to on jest przez nas rozbudowany wraz z postępem w rozgrywce. Tak. Zdecydowanie. Bohaterem gry jest właśnie Opus Magnumi zrozumiecie to w tych nielicznych momentach, gdy będziecie musieli poruszać się na piechotę.

Zamiast punktów synchronizacji na wieżach mamy są balony...

Twórcy z Avalanche Studios dokonali ciekawego osiągnięcia. Udało im się połączyć popularne w ostatnich latach charakterystyczne elementy gatunku sandboksów, z oryginalnym settingiem filmów z serii Mad Max. Zrobić to w taki sposób, że ma to wszystko rację bytu. Oczywiście nie ustrzeżono się typowych problemów gier typu free roam – masy zbieractwa i powtarzalnych czynności, które należy wykonywać, by popchnąć fabułę do przodu. Przemierzając przez Pustkowia miałem czasami po prostu dość. Ale mimo to nie potrafiłem przestać, bo byłem ciekaw tego jałowego świata i rozgrywanej w nim historii Maxa. Ponadto w grze nie brakowało momentów…

Momentów takich jak wschody i zachody słońca podziwiane z wnętrza pędzącego auta. Momentów takich jak odnalezienie starej fotografii, przedstawiającej życie przed serią wydarzeń, które na zawsze odmieniły losy ludzkości. Momentów takich jak wspinanie się po wydmach w pełnym słońcu, z niemalże wyczuwalną temperaturą – ma na to wpływ na pewno genialnie dopracowany ambient, pełen różnorakich zgrzytów i gwizdów. Jeśli cisza, samotność i pustka wydają dźwięki, to brzmią właśnie tak, jak Mad Max. A może to dźwięki cierpienia duszy samotnego wędrowca.

Najważniejszy jednak był jeden konkretny moment, w którym Max był bardzo wkurzony. A ja byłem wkurzony razem z nim. W sumie tania sztuczka scenarzystów. Ale bardzo skuteczna, połknąłem haczyk. I dociskałem przyciski na padzie z całych sił, jakby miało to przyśpieszyć mój samochód, gdy jechałem dokopać złym ludziom.

Jeśli jesteście fanami filmów z serii lub po prostu klimatów postapokaliptycznych – musicie zagrać. Warto jednak mieć na uwadze, że w przypadku alergii na schematy znane z większości sandboksów, można się od tej gry odbić. Wdrap się na wierze obserwacyjne by odkrywać mapę. Przejmuj wrogie obozy. Zniszcz określone obiekty. Zbieraj złom. Wszystko to już gdzieś było. Mimo to bawiłem się przy Mad Max naprawdę dobrze. A w pewnym momencie nie potrafiłem się wręcz oderwać. Dlatego wystawiam wysoką notę. I liczę na to, że uda się w końcu przełamać schematy w gatunku sandboksów.

Grę testowałem na konsoli PlayStation 4

Antares
30 stycznia 2016 - 19:00