Któż sprzeciwiłby się XIX-wiecznej Brytani? W tamtych czasach Imperium Brytysjkie nie miało sobie równych. Nowoczesna technologia, Darwin, wyprawy po Afryce, kolonizacje. Nie da się ukryć, że Anglicy mieli swoje 5 minut, patrząc pod względem roli jaką odgrywali na świecie. Człowiekiem-legendą stał się sir Richard Francis Burton, który znał wiele języków, dialektów, podróżował po Afryce w poszukiwaniu źródeł Nilu, a także zasłużył sobie jako wytrawny żołnierz, który wyciągnął swoją kompanię z wielu problemów, a także potrafił przeniknąć za linię wroga niedostrzeżony. Mark Hodder, autor opisywanej przeze mnie książki, przedstawił tego bohatera narodowego w świecie, gdzie króluje para oraz eugenika. Zapraszam Was, więc do steampunkowej alternatywnej rzeczywistości.
Mark Hodder wydał W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka jako swoją debiutancką powieść i muszę Wam powiedzieć, iż był to debiut, o którym marzy każdy domorosły pisarz. Już sam fakt, że książkę przetłumaczono na polski musi coś oznaczać, prawda? Tym bardziej wydanie Fabryki Słów, która do każdej kolejnej pozycji wkłada serce, pracowitość oraz wiele kreatywności artystów. Wspomnę więc na początku o samym wydaniu egzemplarza pod względem technicznym.
Sama książka posiada miękką odkładkę, jednakże jest ona znacznie bardziej sztywna niż większość produktów na rynku. Jest to typowa technika Fabryki Słów i wszyscy ci, kojarzący wydawnictwo dobrze wiedzą o czym mówię. Okładka mieni się czarnym kolorem ze złotymi wykończeniami, które klimatycznie wpasowują się w świat książki, a także główny projekt z przodu. Papier w środku nie jest kompletnie biały, taki męczy mocno oczy, a lekko...hmm...kremowy (?). Co do jakości wydanej książki nie można powiedzieć złego słowa, ale jeżeli się czepiać to końcówka sznurka, który służy do zaznaczania strony w książce, trochę niszczy się i wygląda nieestetycznie. Myślę jednak, że dużo w tym mojej winy.
Wróćmy do tego, co najważniejsze, czyli do treści.
Fabuła, jak wcześniej wspomniałem, dotyczy Burtona, angielskiego podróżnika, który po powrocie z Afryki oraz rozstaniu z najlepszym przyjacielem Speke'iem, przeżywa osobisty kryzys. Pomiędzy kieliszkiem, a fajką otrzymuje zlecenie od samego króla Angli Alberta (tak...króla... Królowa Wiktoria została zamordowana w młodym wieku.). Ma on wyjaśnić tajemnicze zniknięcia kominiarzy w dzielnicy biedoty. Trywialne śledźtwo, pomyślicie. Nic bardziej mylnego. Steampunk właśnie na tym polega. Pozornie łatwa sprawa w końcu staje się trudna do rozwikłania, a sam detektyw zamiera w punkcie bez wyjścia. Wreszcie wiele zagmatwanych spraw zaczyna się ze sobą łączyć, dopełniać, a wizja tego, co naprawdę się stało, przeraża nas. I jakkolwiek pierwsza część to głównie poznanie alternatywnego Londynu, gdzie eugenika góruje, a widoczność jest niemal zerowa przez zanieczyszczenia środowiska, to druga serwuje nieco zabawy samym czasem. Duża część recenzentów wypomina Markowi Hodderowi, iż użył sprawdzonych schematów podczas tworzenia drugiej części powieści. Inni zaś mówią, że jest przy tym mało oryginalny i zabrakło mu pomysłów. Ja Wam powiem co innego. Ta zabawa czasem spodobała mi się ogromnie! Dwie różne części, które łączą się w idealną całość. Już samo połączenie sprawy ze Skaczącym Jackiem, a do tego i Kubą Rozpruwaczem, a także samo podłoże naszej historii, daje całkowicie inny obraz. Jako czytelnik zastanawiamy się jaki to autor musiał mieć łeb na karku, że tak sprawnie połączył wiele znanych osobistości, m.in. Jacka, Burtona, księcia Alberta, Palmersona, Swinburne'a, Oscara Wilde'a, Darwina. Nadał im odrobinę inny ton, przymioty ludzkie i zagrał historię, którą świetnie się czyta. Brawo!
Właśnie. Mark Hodder pisze świetnym językiem. Nie jest on trudny do zrozumienia. Nie używa słów, przez które trudno przebrnąć, a raczej wszystko ułatwia czytelnikowi, tym samym dokładnie, ze szczegółami, opisując świat, którym jest Londyn. Opisy nie zanudzają, a wręcz przeciwnie, ciekawią i sprawiają, iż czytelnik jest ciekawy każdej kolejnej strony. Podczas czytania dzieła Hoddera, czułem się jak dziecko, które po raz pierwszy spróbowało cukierków. Dlaczego? To była moja pierwsza styczność ze steampunkiem w książkach. Wszystko to sprawiło, że na pewno sięgnę po kolejną część z serii, chociaż zostały wydane już jakiś czas temu.
Podczas zabawy, jaką jest czytanie tej książki, czytelnik czuje smród Londynu, dusi się smogiem razem z Burtonem i dostaje po twarzy w pobliskim barze. Wszędzie czuć ten unoszący się dym, popiół w powietrzu. Szkoda tylko, że wątek i sama postać Swinburne'a nie została trochę mocniej pociągnięta, a także rozwinięta. W powieści jest to miły, historyczny dodatek, który nie wiele wprowadza w akcję. Miejmy nadzieję, że wraz z kolejnymi częściami rozkręci się.
Książka nie jest długa oraz szybko się ją czyta. Sprawia to, że w ciągu weekendu uporacie się z nią bez problemu i będziecie bogatsi o kolejną, wciągającą historię.
Podsumowując, W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka to świetne wydanie, zarówno pod względem technicznym jak i treści zawartej. Zadziwi ono każdego, chociaż nie jest przeznaczone dla najmłodszych. To doskonała pozycja dla osób szukających lekkiego odświeżenia od ciężkich powieści detektywistycznych, bądź od grubych powieści fantasy. Nowy, świeży świat, którego nie zna wiele osób. A szkoda, ponieważ przynosi on wiele radości i otwiera całkowicie nowe drzwi. (A może to i dobrze?)
Nie lubię wystawiać ocen książkom, ale gdybym miał ocenić ją w skali od 0-10, wystawiłbym mocne 9 (!), co sprawia, że książka jest jedną z moich ulubionych. Z pewnością przeczytam ją kolejny raz, ale nie teraz. Jest jeszcze wiele do odkrycia! (Chociażby kolejne części trylogii Marka Hoddera.)