World Championship Series, czyli „ostateczne” mistrzostwa w StarCrafta II, organizowane odgórnie przez producenta gry, firmę Blizzard Entertainment, zapowiadają się świetnie. 1,6 miliona dolarów na nagrody w całym sezonie, to kwota, która z pewnością ładnie napompuje scenę, a niedawne pozyskanie ekipy, która kiedyś tworzyła IPL zapewni pełen profesjonalizm.
Problem w tym, że wykorzystując jeden z punktów regulaminu Koreańczycy planują zdominować wszystkie rejony świata, nie tylko swój kraj.
Każdy z nas, zapytany o kluczowe kwestie, definiujące naszą cywilizację odpowie to samo. Każdy z nas twierdzi, że prawa człowieka są dobre, oskarżony ma prawo do bezstronnego procesu, a przed skazaniem, powinno się go uważać za niewinnego. Nikt nie pochwala przemocy. A jednak, kiedy przychodzi do pewnych oskarżeń puszczają nam hamulce, dajemy się ponieść emocjom i zapominamy o podstawowych zasadach.
„Polowanie” przydstawia obraz takiej właśnie sytuacji. Społeczeństwo wydaje własny sąd na mężczyźnie podejrzanym o pedofilię i rujnuje mu życie.
Pamiętacie jeszcze jak w listopadzie narzekałem na to, że Riot Games animuje społeczność, a Blizzard śpi? Najwidoczniej gigant obudził się z zimowego snu i wcale nie jest taki skostniały, jak mogło by się wydawać. Nie ważne, czy to premiera pierwszego dodatku tak rozruszała producenta StarCrafta II, czy może ktoś w końcu zorientował się, że siłą samej społeczności i marką długo się w dzisiejszych czasach nie utrzyma na powierzchni świata e-sportu. Istotne jest to, że Blizzard wraca do gry.
Czekałem na BioShock: Infinite długo, ooooj dłuuuugo. Pierwszy raz zobaczyłem tę produkcję podczas Gamescomu 2010, czyli prawie trzy lata temu. Wszedłem cichaczem na jakiś zamknięty pokaz, chociaż wpuszczono mnie na stoisko 2K Games, żebym poszedł zobaczyć Cywilizację V. Pracowałem wtedy w jednej z tych małych stronek, których jest pełno w sieci, a których nikt nie czyta. Na Gamescom pojechałem za własne pieniądze i spałem w samochdzie. Było warto. Zobaczyłem grę, która zapowidała się na następczynię godną arcydzieła, za jakie uważałem pierwszego BioShocka.
Po przygodach w podniebnym mieście muszę przyznać, że bawiłem się dobrze, momentami nawet świetnie. Aż i tylko, bo do gry z 2007 roku nowa produkcja 2K Games moim zdaniem nie ma startu i w żadnym wypadku nie zasługuje na oceny, jakimi obdarowują ją recenzenci. Pierwszy BioShock był przeżyciem i arcydziełem. BioShock: Infinite to „tylko” bardzo dobra gra.
Nie dość, że gry typu free-to-play mnożą się jak króliki, to jeszcze niezależni deweloperzy rozdają swoje produkcje za darmo. Żyć nie umierać.
Już po raz piąty do zgarnięcia jest paczka darmowych produkcji. Cudów się nie spodziewajcie, ale większość z nich wygląda bardzo sympatycznie.
Lubię Wolverina. W ogóle idea tworzenia "antybohaterów" bardzo do mnie przemawia. O wiele większą sympatią darzyłem zawsze charaktery mieszane, takie jak Roarchach, Punisher czy wspomniany już Wolverine, niż nieskazitelnych rycerzyków w lśniących zbrojach, pokroju Batmana, Spider-mena czy Iron-mena.
Skoro Wolverine jest super, a i poprzednie filmy z serii X-Men dają radę, to dlaczego zwiastun The Wolverine jest... średni?
Graliście w Peggle Deluxe? Jedną z najbardziej uzależniających gier w historii, która wyszła spod rąk twórców m.in. Plants vs Zombies? Jeżeli nie, to macie okazję zapoznać się z tym klasykiem zupełnie za darmo! Electronic Arts wraz z PopCapem z okazji targów Penny Arcade Expo East 2013 rozdaje ten tytuł za darmo.
Co trzeba zrobić, żeby dostać grę? Niewiele. Wystarczy wejść na stronę poświęconą promocji, podać swój e-mail, sprawdzić pocztę, pobrać ważący 20MB instalator i już można się bawić.
Drugi Bar of Legends Szczecin już za nami. W minioną niedzielę imprezy związane z oglądaniem League of Legends zagościły w wielu polskich miastach. E-kibice mogli spotkać się we wspomnianym już Szczecinie, ale także Krakowie, Lublinie i Kołobrzegu.
Jak to wyglądało w stolicy województwa zachodniopomorskiego?
Lubicie League of Legends? Zazdrościcie kibicom StarCrafta, że mają gdzie się spotykać, wspólnie napić i porozmawiać o swojej grze? Cóż, jeżeli jesteście ze Szczecina i okolic, to mam dla Was rozwiązanie.
Po dłuższej niż przewidywałem przerwie, udało się zorganizować drugie Bar of Legends (okazało się, że takie jest poprawne nazewnictwo). Już w najbliższą niedzielę wszystkich szczecinian i mieszkańców okolic, a także przejezdnych, o ile pojawią się tacy, zapraszam do Centrum Kultury Studenckiej Pinokio, które centrum kultury jest tylko z nazwy, bo tak naprawdę jest klubem. Całe dwa poziomy, wraz z lożami, wyposażonymi w telewizory, będziemy mieli tylko dla siebie.
Blizzard to jedno z tych studiów deweloperskich, które znalazły ciepłe miejsce w twardych i zimnych zazwyczaj serduszkach pecetowców. Ta nieczuła, bezlitosna zgraja piratów od lat z uporem maniaków kupuje produkcje Zamieci, tworzy jedno z najwspanialszych community, jakie można sobie wyobrazić i wciąż chce więcej. Jednak Blizzard rozgrywa to na zimno i wypuszcza kolejne produkty dosyć rzadko i od czasu wydania World of Warcraft nie doczekaliśmy się nowej marki (zresztą WoW i tak miał dobry start ze względu na popularność Warcrafta).
Jednak obraz powoli zaczyna się burzyć – Diablo III, chociaż sprzedażowo poradziło sobie nieźle, to w oczach fanów jest raczej umiarkowanym sukcesem, a dla części z nich nawet porażką. Kolejne dodatki do World of Warcraft są nastawione na dokarmianie fanów, a nie ściąganie nowych graczy. StarCrafta II natomiast podgryza e-sportowo League of Legends. W takich warunkach światło dzienne ujrzał pierwszy dodatek do ostatniej z wymienionych produkcji, o podtytule Heart of the Swarm. Na ocenę trybu dla wielu graczy przyjdzie jeszcze pora, bo to osobna bajka. Póki co skupmy się na kampanii.
Minęło już dobre kilka dni od wielkiego finału, siódmego sezonu Intel Extreme Masters w Hanowerze. Emocje opadły, kurz po potyczkach Koreańczyków również. Pora na konkluzję. Nie tylko samego zwieńczenia rocznych zmagań, ale całego sezonu 2012/2013.
Jak pewnie zdążyliście się zorientować, uwielbiam e-sport. Najbardziej oczywiście Starcrafta II i League of Legends, ale jak trzeba, to i World of Tanks czy Counter-Strikem się zajaram. Chociaż wirtualne zmagania przyciągają coraz więcej entuzjastów, oglądając turnieje, czuję się jak odmieniec. Jednym z głównych powodów są... godziny transmisji.
Wielkie finały siódmego sezonu Intel Extreme Masters trwają już od wczoraj. Miłośników e-sportu nie muszę zachęcać do śledzenia tego wydarzenia - jest to przecież jedna z największych imprez w roku, do której prowadzi długa droga, poprzez kolejne "przystanki". W tym roku jeden z nich odbył się w Polsce, co zapewne w dużym stopniu wpłynęło na postrzeganie wirtualnych zmagań w naszym kraju.
Ten wpis jednak nie będzie dla osób, które e-sport dopiero liżą, przykro mi. Zapraszam wszystkich znawców, mniejszych i większych, żeby wspólnie zastanowić się "Kto wygra Intel Extreme Masters World Championship?". I oczywiście podać swoje typy.
Zapraszam do wróżenia z fusów!
League of Legends Champioship Series - Święty Graal e-sportu. Pensje wypłacane graczom, regularne spotkania, rzesza profesjonalistów, dbająca o jakość transmisji. Słowem - magia. Problem w tym, że już w czwartym tygodniu z tą regularnością zaczyna się robić różnie.
Co do zasady rozgrywki europejskie miały się odbywać w soboty i niedziele, od godziny 18:00. W praktyce oczywiście zdarzały się opóźnienia, małe roszady, ale czuło się, że posady są niewzruszone. W tym tygodniu porządek został zupełnie zburzony, a kolejne tygodnie wcale nie rokują pod tym względem lepiej.
BarCrafty mają już sporą tradycję. Praktycznie w każdym większym mieście w Polsce odbyło się kilka z nich. Ku mojemu zaskoczeniu, nie spotkałem się z BarLoLami, gdzie kibice League of Legends mogliby się spotykać (no, jeden był w Warszawie przy okazji rozpoczęcia LCS).
Postanowiłem to zmienić – ruszyłem na rozmowy z właścicielem jednego ze szczecińskich barów i voila! Mamy BarLoLa w województwie zachodniopomorskim. Wszystkich czytelników ze Szczecina i okolic zapraszam więc na niedzielę, 3 marca. Gwarantowane leagueoflegendsowe emocje i świetne towarzystwo!