Młot pneumatyczny zamiast perkusji, robotycznie szarpane struny gitar, darcie japy i piękne, czyste wokale. Dziś to standard w niektórych okolicach ciężkiego grania, ale 30 lat temu wcale tak nie było. Fear Factory to zespół, który przecierał szlaki w przystępnym, industrialnym lomocie, potem trochę się zagubił, by ostatecznie dojechać do mety w dobrym stylu. A dlaczego "do mety". Bo Aggression Continuum to ostatni album takiego Fear Factory, jakie znamy i lubimy.
Oczywiście w recenzji płyty nie ma sensu przytaczać wszystkich informacji, bo to nie ma wielkiego wpływu na odbiór muzyki. Skrót jest taki - dziesiąty album FF powstał 4 lata temu, ale sądowa walka i kłótnie między członkami zespołu sprawiły, że niemal gotowe dzieło tak długo leżało na półce. Finał tej historii zaowocował odejściem wokalisty Burtona C. Bella z ekipy, a że to głównie jego głos dla wielu jest wyznacznikiem jakości muzyki FF, to zapowiadana kontynuacja projektu przez lidera i gitarzystę Dino Cazaresa brzmi jak coś z góry skazanego na porażkę. Zobaczymy za kilka lat, a póki co zanurzmy się w "kontinuum agresji".
kalendarz wiadomości | |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
zobacz więcej