Nie przepadam za aktualizacjami do gier, w których od premiery wszystko pod względem technicznym spisuje się bardzo dobrze. Patche potrafią zajmować dużo miejsca i mimo że dodają coś z założenia ponadprogramowego, w praktyce rzadko rekompensują czas zmarnowany nawet na te kilka chwil pobierania. Zdarzają się jednak aktualizacje wyjątkowe, które niepozornie, acz efektownie wzbogacają rozgrywkę. Taką funkcję pełni właśnie dodany przed kilkoma dniami tryb fotograficzny do Middle-Earth: Shadow of Mordor.
Tolkienowskie uniwersum żyje i ma się dobrze. Dowodzi tego nowa produkcja studia Monolith, która w ocenach wielu graczy jest najlepszym, co mogło spotkać growy świat Śródziemia. Oceny i wrażenia zaskoczyły mnie do takiego stopnia, że zmuszony byłem sprawdzić Middle-Earth: Shadow of Mordor na własnej myszce i klawiaturze. Patrząc na tę produkcję z zewnątrz, ma się wrażenie, że można ją brać z zamkniętymi oczami, ale jednak złe podejście i inne oczekiwania względem charakteru produkcji, mogą słono rozczarować.
Od dłuższego czasu mówi się o ograniczaniu karty graficznej przez procesor. O wybieraniu podzespołów tak, by negatywnie na siebie nie wpływały. Niektóre teorie są słuszne, a inne wręcz śmieszne. Pozwólcie, że przyjrzę się temu tematowi podpierając się nieco wiedzą teoretyczną i praktyczną – jak na gracza przystało.
Śródziemie: Cień Mordoru nie jest grą słabą. Suma ocen, recenzji i opinii graczy pozwala nawet twierdzić, że to gra wyjątkowa, zaskakująca i fenomenalna. Dołączając do tego osobistą opinię nie mogę w pełni zgodzić się z powyższymi przymiotnikami, ale pokłony dla studia Monolith Productions należą się bez wątpienia.
Witajcie gejmplejowicze. Nie było mnie tu spory kawał czasu, podczas którego grupa facebookowych fanów tej strony drastycznie wzrosła(niemal dwukrotnie!) co niezmiernie cieszy. Potraktujcie tekst luźno. Jakoś tak w świetle zaistniałych okoliczności i tej FPS-owej, odwiecznej zresztą, wojenki, postanowiłem przerzucić na słowa to, co mi w głowie siedzi. Enjoy.
To jeszcze nie koniec Call of Duty. Infinite Warfare sprzeda się nieźle, a Activision jeszcze nie przegrało. To Electronic Arts urosło w siłę i stopniowo realizowało niegdyś wydawałoby się niemożliwe do osiągnięcia cele. Wszystko to zaszło tak daleko, że znaleźliśmy się w sytuacji wręcz odwrotnie proporcjonalnej do tej, gdy rządziło Call of Duty, a wydawca święcił triumfy.
Przerywniki filmowe to jeden z najbardziej kontrowersyjnych elementów gier wideo. Słaba jakość i nieumiejętne włączenie ich do rozgrywki zwiastuje zawód u graczy, natomiast odwrotny proces to przepis na sukces. Ilość treści, jaką wnoszą w produkcję jest niepodważalnie ogromna, jednak z reguły brakuje najważniejszego - interaktywności.
Nie od dziś wiadomo, że cutscenki odgrywają w każdej grze ogromną rolę. Są jedynymi w swoim rodzaju dostarczycielami treści, która najsilniej na nas oddziałuje. Dzięki nim możliwe jest wyzwolenie w graczach uczuć, jakich nigdy nie dałoby się osiągnąć wygenerowanym fragmentem rozgrywki. Dlatego też ciężko znaleźć grę, w której ich zabraknie. To dobrze. Można by się spierać, czy są potrzebne, czy nie? Czy twórcy idą na łatwiznę zastępując wszystko nieinteraktywną częścią gry, zamiast próbować dążyć do przekazywania najważniejszych treści gameplayem?
Battlefield 4 gości na polskim rynku już prawie 3 tygodnie. Sądzę, że to najrozsądniejsza pora, by na chłodno przyjrzeć się trybowi –wydawać by się mogło- drugorzędnemu, czyli dla jednego gracza. Piszę tak nie bez powodu, sami przedstawiciele studia DICE w wywiadach podkreślali, że tym, na co chcą poświęcić szczególną uwagę jest tryb multiplayer, jego jakość i jeszcze większą powszechność(ukłon w stronę turniejów, ESLa).
Jestem jednak osobą, dla której podstawą jest kampania fabularna – od tego przecież wszystko się zaczęło. W przypadku gier nastawionych na rozgrywkę wieloosobową, w pierwszej kolejności uruchamiam kampanię - ze względu na chęć zagłębienia się w spójną, treściwą rozgrywkę, ale również w celu przygotowania się do znacznie dłuższych meczy we wspomnianej grze wieloosobowej, przez co rozumiem naukę mechanik, oswojenie się z możliwościami jakie oferuje nam rozgrywka.
Tak, chcę usługę Netflix dostępną w naszym kraju. Nie chodzi nawet o potęgę i wielkość tego serwisu, ale raczej jakość i pewność. Legalnych usług świadczących telewizje na żądanie jest u nas niewiele i same w sobie są bardzo ubogie, a internetowe serwisy oferujące ogromną bazę filmów często z zadowalającą jakością, są nielegalne.
Granie na urządzeniach mobilnych bardzo różni się od grania na konsolach stacjonarnych i pecetach. Dzieli ich dotykowy ekran, brak przycisków, specyfikacja i przeznaczenie. Jednak w obu przypadkach zdarzają się produkcje wybitne. Na przykład takie jak Badland.
Hah, realia gry… Dobre.
Brzmi cudacznie, a to w istocie prozaiczne zjawisko. Granie w Dead Space’a 3 latem, gdy doskwiera upał, bądź przygoda z tropikalnym Far Cry 3 podczas gry w rzeczywistości bez grubych wełnianych rękawiczek i czapki, ciężko jest wyjść na dwór. Paradoks jak się patrzy. Czy ma to dla was jakiekolwiek znaczenie? Bo niby przecież to tylko gry, ale…
Wszelkie motywy postapokaliptyczne, postnuklearne są obecnie bardzo pożądane przez graczy. Być może wynika to ze specyficznego stylu świata przedstawionego, może charakterystycznej, otwartej struktury rozgrywki, a może jeszcze innego precyzowanego indywidualnie czynnika. Survarium genialnie wbiło się w rynek, ale wersja testowa pokazuje, że jest jeszcze mnóstwo pracy.
Premiera Armikroga nadchodzi wielkimi krokami. Jest to więc najlepszy czas, by przybliżyć czym ta produkcja jest i dlaczego tak wiele zawdzięcza swojemu poprzednikowi. Aby zrozumieć ideę Armikroga, musimy bowiem cofnąć się o 19 lat, prosto do plastelinowego świata The Neverhooda.
Nie trzeba być zdolnym krytykiem filmowym, ani kinowym znawcą, by po obejrzeniu tak wybitnego serialu, jakim niewątpliwie jest Breaking Bad stwierdzić, że wyjątkowo wiele emocji wzbudzili w nas tutejsi bohaterowie. Każda z pojawiających się w kolejnych odcinkach postaci była w pewnym sensie intrygująca, a na pewno charakterystyczna, przez co wyjątkowo zapadała w pamięć.
Marzyliście kiedyś, by przekształcić się w księżniczkę zasiadającą na grzbiecie pozbawionego skrzydeł smoka w celu niszczenia wszystkiego dookoła? Ja też nie, ale wszystko to idealnie ze sobą współgra w interaktywnej formie na urządzeniach mobilnych. Dragon Hills nie stara się być przesadnie rozbudowany i nad wyraz ambitny, ale łączy w sobie aspekty, które czynią tę produkcję wyjątkowo atrakcyjną.
Niewątpliwie większość z nas pragnie mniejszego bądź większego rozwoju gier wideo. Sami udoskonalamy gry poprzez konstruktywną krytykę, publikowanie własnych przemyśleń, wymyślanie nowych rozkmin, czy zwyczajne zwrócenie uwagi na to co w danej produkcji nam pasuje, a co błaga o pomstę. Nie zauważamy tego z dnia na dzień, ale proces rozwoju gier trwa i odbywa się w całkiem niezłym tempie. Tylko.. czy aby na pewno kierunek obrany przez wielu twórców jest poprawny?