Nie przepadam za aktualizacjami do gier, w których od premiery wszystko pod względem technicznym spisuje się bardzo dobrze. Patche potrafią zajmować dużo miejsca i mimo że dodają coś z założenia ponadprogramowego, w praktyce rzadko rekompensują czas zmarnowany nawet na te kilka chwil pobierania. Zdarzają się jednak aktualizacje wyjątkowe, które niepozornie, acz efektownie wzbogacają rozgrywkę. Taką funkcję pełni właśnie dodany przed kilkoma dniami tryb fotograficzny do Middle-Earth: Shadow of Mordor.
Witajcie gejmplejowicze. Nie było mnie tu spory kawał czasu, podczas którego grupa facebookowych fanów tej strony drastycznie wzrosła(niemal dwukrotnie!) co niezmiernie cieszy. Potraktujcie tekst luźno. Jakoś tak w świetle zaistniałych okoliczności i tej FPS-owej, odwiecznej zresztą, wojenki, postanowiłem przerzucić na słowa to, co mi w głowie siedzi. Enjoy.
To jeszcze nie koniec Call of Duty. Infinite Warfare sprzeda się nieźle, a Activision jeszcze nie przegrało. To Electronic Arts urosło w siłę i stopniowo realizowało niegdyś wydawałoby się niemożliwe do osiągnięcia cele. Wszystko to zaszło tak daleko, że znaleźliśmy się w sytuacji wręcz odwrotnie proporcjonalnej do tej, gdy rządziło Call of Duty, a wydawca święcił triumfy.
Empik to w gruncie rzeczy jedna z najpopularniejszych sieci handlowych w Polsce. Trudno się temu dziwić, ten jakże wszechstronny sklep oferuje właściwie najbardziej pożądane przez nas multimedia. Mowa o książkach, grach, płytach muzycznych, filmach, a dochodzą do tego jeszcze przecież różnej maści zabawki, gadżety, dekoracje. Jednym słowem – wszystko, czego dusza zapragnie. To dobrze.
Od dłuższego czasu mówi się o ograniczaniu karty graficznej przez procesor. O wybieraniu podzespołów tak, by negatywnie na siebie nie wpływały. Niektóre teorie są słuszne, a inne wręcz śmieszne. Pozwólcie, że przyjrzę się temu tematowi podpierając się nieco wiedzą teoretyczną i praktyczną – jak na gracza przystało.
Priorytetem w poznawaniu nowych historii – czy to w przypadku growych, wirtualnych światów, książek, czy filmów – jest dla mnie budowanie specyficznego klimatu, dzięki czemu nowopoznana opowieść stanie się krótką, acz przyjemną przygodą. Nie czytam wiele książek, ani kinomanem jako takim nie jestem, ale robię wszystko, by każda kolejna historia była czymś więcej niż tylko naturalnym zaspokojeniem ciekawości. Dlatego też opowiem wam dziś o mojej przygodzie z trylogią Igrzysk Śmierci autorstwa Suzanne Collins i powstających na jej podstawie serii filmów.
Nie trzeba być zdolnym krytykiem filmowym, ani kinowym znawcą, by po obejrzeniu tak wybitnego serialu, jakim niewątpliwie jest Breaking Bad stwierdzić, że wyjątkowo wiele emocji wzbudzili w nas tutejsi bohaterowie. Każda z pojawiających się w kolejnych odcinkach postaci była w pewnym sensie intrygująca, a na pewno charakterystyczna, przez co wyjątkowo zapadała w pamięć.
Co rusz w sieci pojawiają się kolejne newsy, których treść wyłącznie podkreśla potęgę nadchodzącego Wiedźmina 3. Nie jesteśmy zasypywani byle drobnostkami. Redzi co jakiś czas podrzucają konkretny materiał zdradzający szczegóły pewnego elementu ich produkcji. Wszystko to utwierdza w przekonaniu, że nie tylko będzie to najlepsza produkcja growa spod polskich rąk, ale i jedna z czołowych gier w historii branży. Problem w tym, że idealnych gier zwyczajnie nie ma i nie jestem pewien co podważy tą tezę w przypadku produkcji CD Projekt RED.
Poziom nauczania w polskich szkołach jest wysoki, ale sam styl i sposób – niepraktyczny. Uczymy się wszystkiego i niczego jednocześnie. Wiemy wszystkiego po trochu, nie wiemy niczego w stopniu zaawansowanym, a jak wiemy, to z indywidualnej aktywności, własnego zaangażowania. Stąd śmiem twierdzić wynika mnóstwo problemów ze standardem przyszłego życia.
Wszelkie motywy postapokaliptyczne, postnuklearne są obecnie bardzo pożądane przez graczy. Być może wynika to ze specyficznego stylu świata przedstawionego, może charakterystycznej, otwartej struktury rozgrywki, a może jeszcze innego precyzowanego indywidualnie czynnika. Survarium genialnie wbiło się w rynek, ale wersja testowa pokazuje, że jest jeszcze mnóstwo pracy.
Tolkienowskie uniwersum żyje i ma się dobrze. Dowodzi tego nowa produkcja studia Monolith, która w ocenach wielu graczy jest najlepszym, co mogło spotkać growy świat Śródziemia. Oceny i wrażenia zaskoczyły mnie do takiego stopnia, że zmuszony byłem sprawdzić Middle-Earth: Shadow of Mordor na własnej myszce i klawiaturze. Patrząc na tę produkcję z zewnątrz, ma się wrażenie, że można ją brać z zamkniętymi oczami, ale jednak złe podejście i inne oczekiwania względem charakteru produkcji, mogą słono rozczarować.
Śródziemie: Cień Mordoru nie jest grą słabą. Suma ocen, recenzji i opinii graczy pozwala nawet twierdzić, że to gra wyjątkowa, zaskakująca i fenomenalna. Dołączając do tego osobistą opinię nie mogę w pełni zgodzić się z powyższymi przymiotnikami, ale pokłony dla studia Monolith Productions należą się bez wątpienia.
Po roku od premiery nowego i zaskakująco dobrego Wolfensteina twórcy poszli za ciosem i dostarczyli na rynek samodzielny dodatek z podtytułem The Old Blood. Jest krótszy, mniej rozbudowany i wyrazisty względem podstawki, ale z wielu względów warto zainteresować się tym tytułem.
Zawsze fascynowały mnie interaktywne zdjęcia panoramiczne udostępniane przez duże serwisy zajmujące się fotografią i nie tylko. Mimo, że na dobrą sprawę nie ma w tej technologii niczego nadzwyczaj rewolucyjnego, do tej pory nie mogę wyjść z podziwu wykonanych w ten sposób zdjęć. To coś pięknego, nadal mało wyeksploatowanego, dlatego tak pięknego.
Po efektownej jeździe zaciągnąć ręczny, wyjść z auta, sprowadzić akcję na nieco inny grunt i rozwijać się jak nigdy dotąd. Mniej więcej tak można opisać plan rozwoju zmotoryzowanego studia, które być może już niebawem wcale nie będzie kojarzyć się jedynie z grami wyścigowymi.
Temat Tygodnia to cykl, w którym autorzy na różny sposób nawiązują do danej tematyki, operując na własnej wiedzy i doświadczeniach, dzieląc się tym, co lubią i znają. Na początku zdecydowaliśmy się skoncentrować na temacie „Miasto architektura”.