Co-Opinie - Po co nam wszystkim Achievementy?
Rzut okiem na serię Splinter Cell, czyli "My name is Sam Fisher. I'm a soldier"
Jak ukoronować smoka? Recenzja Dragon's Crown
Wrażenia po otwarciu Batman: Arkham Origins Collector's Edition
Przeładowuję! #28 - Gorączka błota, czyli IV Bieg Wulkaniczny
Przeładowuję! #29 - Gro, pozostań grą.
Killzone: Mercenary to chyba pierwszy, od naprawdę długiego czasu, ekskluzywny tytuł na PlayStation Vita, który nie tylko świetnie się zapowiada, ale i również nie wymaga od odbiorcy, nazwijmy to, specyficznego gustu. Osobiście taką metkę przykleiłbym jeszcze premierowej Złotej Otchłani, bo zarówno WipEout, Gravity Rush, Dragon’s Crown czy Soul Sacrifice to tytuły na tyle nietypowe (pod względem mechaniki, klimatu bądź oprawy graficznej), że raczej ciężko jest z czystym sumieniem wepchnąć je w dłoń standardowego Kowalskiego i powiedzieć „graj chłopie, na bank ci się spodoba!”. Mercenary trafi zaś do każdego, bo jest po prostu grą o strzelających do siebie najemnikach - pieruńsko dobrą grą, trzeba dodać.
Splinter Cell to seria bardzo mojemu sercu bliska. Czy to ze względu na ogólną miłość do gatunku skradanek, czy też wskutek charyzmatycznej sylwetki głównego bohatera, ilekroć Sam Fisher stawał w nierównej walce z całymi tabunami bezwzględnych terrorystów, nie opuszczałem chłopaka na krok. W oczekiwaniu na znajdującą się już dosłownie za rogiem, nową część przygód najlepszego agenta Trzeciego Eszelonu, czyszczę SC-20K i poleruję swoją parę termowizyjnych gogli, wspominając przy tym poprzednie części zasłużonej marki, której całkowita liczba sprzedanych egzemplarzy już dawno temu przekroczyła wdzięczne 22 milionów sztuk. To jak - gotowi na sentymentalną przejażdżkę po historii elektronicznej walki z terrorem w wykonaniu Samuela Rybaka?